Kiedy mój brat dostał się na studia w jednej z warszawskich szkół wyższych, okazało się, że w trakcie pierwszego roku studiów będzie zaliczał program razem z drugim rokiem.
Tak było ekonomiczniej, bo studentów drugiego roku było tak niewielu, że nie opłacało się prowadzić zajęć tylko dla nich. Na drugim roku miał zaliczać przedmioty z pierwszego razem ze studentami o rok młodszymi. Ten przykład wskazuje, że w okresie kryzysu gospodarczego i niżu demograficznego dla wielu uczelni ważniejszy jest rachunek ekonomiczny niż jakość kształcenia. Stracić mogą na tym kandydaci na studia, którzy przed wyborem kierunku nie sprawdzą, jakie warunki nauki oferują im uczelnie. A przecież tylko oni mogą zadbać o jakość swojego wykształcenia. Szkoda, że przypominają sobie o tym dopiero, gdy media nagłośnią sprawę kolejnej uczelni, która dla zysku nie przestrzegała wymogów kształcenia.