Od trzech lat słyszymy o zdecydowanej poprawie sytuacji na rynku pracy. Zaskoczeni są nawet najwięksi optymiści. Jeszcze w 2004 roku wskaźnik bezrobocia w Polsce wynosił ponad 20 proc. Dziś jest na poziomie średniej unijnej.
W tym czasie powstało u nas 2,2 mln miejsc pracy. Ale w tej beczce miodu jest też wiele łyżek dziegciu. Wciąż pracuje nas najmniej w UE, biernych jest prawie tyle, ile aktywnych, pracuje zaledwie co trzecia osoba w wieku przedemerytalnym. Dochodzą też wyraźne sygnały o zahamowaniu poprawy lub wręcz stagnacji. Dlatego rząd musi podjąć działania, które zapobiegną pogorszeniu sytuacji na rynku pracy - uporządkować system przywilejów emerytalnych i świadczeń społecznych, wprowadzić realny program aktywizacji czy zreformować pośrednictwo pracy. Inaczej znów grozi nam, że z roli unijnego lidera staniemy się outsiderem.