To miało być wydarzenie. Sejm uchwalił tak zwaną ustawę koszykową. Miała ona określać, które świadczenia będą bezpłatne, za które trzeba dopłacić, a za co płacić w całości.
Bez tego nie da się zbilansować wydatków w ochronie zdrowia. Minister zdrowia ma wprawdzie określić w rozporządzeniach świadczenia w 100 proc. i częściowo finansowane, ale zostawi sobie furtkę decydowania o tych kwestiach, naruszając chyba przy okazji konstytucję. Zgodnie z nią zakres świadczeń powinien być uregulowany w ustawie. Nie ma się jednak czemu dziwić, bo co cztery lata są wybory, a pacjenci choć wiedzą, że zapis o równym dostępie do świadczeń jest fikcją, to traktują go jak przywilej. A przywilejów się nie oddaje, więc chyba wszystko zostanie po staremu. Obym się mylił!