Każdego roku, który poprzedza wygaśnięcie przywilejów emerytalnych (ten jest już czwarty), obserwuję ten sam spektakl. Rząd mówi, że dokończy reformę emerytalną i zlikwiduje absurdalne przywileje. Związki na to, że nie wolno, bo na przykład nauczyciele muszą mieć prawo do emerytury w wieku 53 lat (a dlaczego nie wszyscy pozostali?). Przepychanka kończy się wydłużaniem przywilejów.
Sęk w tym, że podejmujący te decyzje nie kalkulują, kto za nie zapłaci. A spadnie to głównie na nasze dzieci i wnuki. To one będą musiały finansować przeważnie nienależne przywileje. Problem, oprócz wątpliwości moralnych życia na cudzy koszt, polega też na tym, czy będą chciały to robić. Moim zdaniem nie. Wyjściem będzie albo wyjazd za granicę, gdzie państwo będzie mniej pazerne, albo odebranie przywilejów. To właśnie dlatego trzymam kciuki za rząd (choć wątpliwości mam coraz więcej), żeby tym razem się udało.