Nowelizacja kodeksu pracy z listopada ubiegłego roku miała dostosować przepisy krajowego prawa pracy do unijnych dyrektyw, m.in. w sprawie przeciwdziałania dyskryminacji w zatrudnieniu.
Taki był też cel wprowadzenia przepisu, zgodnie z którym po powrocie z urlopu macierzyńskiego rodzic powinien wrócić na to samo, równorzędne lub zgodne z kwalifikacjami stanowisko. Okazuje się jednak, że, paradoksalnie, dzięki tym przepisom pracodawcy będą mogli łatwiej przenosić kobiety na inne stanowiska. To nie pierwszy już przypadek, gdy wprowadzamy do krajowego ustawodawstwa przepisy UE bez zastanowienia, jakie skutki mogą wywołać. Najwyższy czas z tym skończyć. Bruksela to nie Watykan i ekskomunika ze Wspólnoty nam nie grozi. Zamiast dostosowywać na siłę polskie ustawy do unijnych dyrektyw, warto zastanowić się, jak najmniej zmieniać, aby nikt nie mógł zarzucić nam, że nie wdrożyliśmy kolejnych dyrektyw o krzywiźnie banana.