Franczyza na starcie będzie droższa, ale daje szansę na szybsze przyciągnięcie klientów do szkoły językowej. Pieniądze na start pozyskać można z Funduszu Pracy, jak i ze środków Unii Europejskiej.
Start na własną rękę, czyli wejście na rynek z nową, nieznaną nikomu szkołą, to ryzyko w postaci trudności ze znalezieniem klientów, szczególnie na rynku takim, jak warszawski, gdzie konkurencja jest ogromna. Ale pozwala na większą elastyczność, zarówno jeśli chodzi o marketing, jak i profil usług. Nawet jeśli nie ma się na początku lokalu dostosowanego do prowadzenia zajęć z grupami, można zarabiać pieniądze. Można bowiem zacząć od klientów biznesowych, czyli nauki w firmach, które cenią sobie, gdy lektor prowadzi zajęciach w ich siedzibie. W ten sposób można stopniowo zdobywać pieniądze na inwestycje związane z dalszym rozwojem szkoły, czyli przygotowaniem lokalu, w którym można prowadzić zajęcia z grupami.
Ten problem znika, gdy zdecydujemy się na franczyzę, czyli uruchominie szkoły nauki języka obcego pod którąś z działających już i świetnie znanych marek. W taki sposób można obecnie rozpocząć działalność w ramach np. takich sieci jak British School, Helen Doron, Leader School czy Lingua Nova. Trzeba jednak mieć na starcie spore pieniądze, aby spełnić wymagania franczyzodawców. Duże sieci stawiają często bardzo wyśrubowane wymagania. Trzeba więc wynająć (a najlepiej kupić) lokal, w którym będziemy prowadzić zajęcia, zaopatrzyć się w pomoce naukowe, a co najważniejsze - zatrudnić, i to już na starcie, dobrych nauczycieli. O ile więc działając na własną rękę, możemy postarać się o zminimalizowanie kosztów (przynajmniej na początku), o tyle w przypadku działalności w ramach znanej sieci pewnych wydatków uniknąć się nie da. Przedsiębiorca decydujący się na start w ramach sieci musi więc liczyć się z wydatkiem już na samym początku (wyłączając zakup lokalu) od 70 do 100 tys. zł.
Skąd wziąć na to pieniądze? Jest kilka źródeł, z których mogą pochodzić. Najprostszy to zgłoszenie się do urzędu pracy, gdzie w ramach Funduszu Pracy otrzymać możemy ok. 15 tys. zł dotacji na rozpoczęcie działalności - warunkiem jest jednak zarejestrowanie się jako osoba bezrobotna. Dobra wiadomość jest taka, że od przyszłego roku dotacja wzrosnąć ma do 29,5 tys. zł. W małym mieście, gdzie konkurencja jest niewielka, a koszty lokalu niskie, taka kwota może wystarczyć na początek. W dużym - to zdecydowanie za mało. Skąd wziąć więcej? Z pomocą przyjść mogą pieniądze unijne. W ramach programu Kapitał Ludzki do wzięcia jest nawet 40 tys. zł. Trzeba jednak spełnić warunek - nie można posiadać zarejestrowanej działalności gospodarczej przez rok poprzedzający przystąpienie do projektu. O szczegóły pytać należy w urzędach marszałkowskich. W ramach funduszy unijnych można też wnioskować o tzw. wsparcie pomostowe na okres od 6 do 12 miesięcy - jego wysokość to kwota w wysokości średniego minimalnego wynagrodzenia obowiązującego na dzień wypłacenia dotacji oraz doradztwo i pomoc w efektywnym wykorzystaniu dotacji. Pieniądze najczęściej przeznaczane są na takie koszty stałe, jak np. składki. Dotychczas bezrobotny nie mógł jednocześnie ubiegać się o pieniądze z UE i Funduszu Pracy. Od przyszłego roku - to kolejna korzystna zmiana - będzie mógł starać się o wsparcie z dwóch źródeł jednocześnie. Jest jeszcze jeden sposób na pozyskanie pieniędzy, a tym samym klientów - to Europejski Fundusz Społeczny, finansowany z UE, który pokrywa kursy językowe kursantom. Listę szkół, które mają dofinansowanie, a więc w których można uczyć się za darmo, znaleźć można na stronie www.efs.gov.pl.