Państwo każe płacić za ubezpieczenie zdrowotne 23 tysiącom Polaków rocznie. Nie sposób nie nazwać tego wyłudzeniem, skoro w naszym kraju istnieje system powszechnej ochrony zdrowia. W Polsce są dwie drogi do uzyskania prawa do ochrony zdrowia. Pierwsza to uczyć się i być ubezpieczonym razem z rodzicami, być żoną lub mężem osoby opłacającej składkę, zarejestrować się w urzędzie pracy, gdy nie ma się pracy, lub pracować na umowę o pracę czy zlecenie, gdzie składki zdrowotne są odprowadzane. Można też posiadać status studenta (lub doktoranta), który umożliwia dostęp do publicznej ochrony zdrowia.
Dziennik Gazeta Prawna



Druga droga to samodzielne opłacanie składki zdrowotnej na podstawie zgłoszenia do NFZ. Ale nie jest to wcale takie proste, bo jeżeli nie opłacaliśmy składek na ubezpieczenie zdrowotne dłużej niż trzy miesiące, to trzeba uiścić dodatkowe opłaty wynoszące od 850 do 8,5 tys. zł, gdy składek nie płaciło się dłużej niż 10 lat. Jeżeli się nie zapłaci, nie można zacząć opłacać składek i korzystać z publicznej ochrony zdrowia. Dobrowolna składka miesięczna wynosi obecnie 382 zł. Jej wysokość zmienia się co kwartał, bo jest ona obliczana na podstawie wysokości i przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w poprzednim kwartale.
Dobrowolna składka zdrowotna to rozwiązanie dla osób, które z jakichś powodów nie płacą obowiązkowych składek na ZUS, a wraz z nimi składki zdrowotnej. Są to osoby zarabiające na podstawie umów o dzieło, pracownicy przebywający na urlopie bezpłatnym czy utrzymujący się z dochodów z najmu. Korzyścią z tym związaną jest to, że tak jak składkę płaconą od pensji, możemy ją w większej części odliczyć od płaconego podatku. Zasada jest taka, że można odliczyć 7,75 proc. podstawy wymiaru, podczas gdy wysokość składki wynosi 9 proc. To oznacza, że odliczenie zmniejszy nam wysokość składki aż o 86 proc.
Według GUS tylko na umowach o dzieło pracuje około 110 tys. Polaków, głównie młodych rozpoczynających karierę zawodową (ale także starszych dorabiających do emerytur). Nie wiadomo, ilu mamy kamieniczników i ziemian, ale można przypuszczać, że to nie oni stanowią główną część osób opłacających składki na zdrowie z własnej kieszeni. W 2015 r. dobrowolnie opłacało składki zdrowotne 23 tys. Polaków, a ubezpieczonych z różnych tytułów było 33,5 mln osób. W 2014 r. składki samodzielnie opłacało 22,6 tys. osób, w 2013 r. – 20,4 tys., w 2012 r. – 18,8 tys. W 2006 r. takich osób było nawet 33,4 tys.
Nie rozumiem, czemu w świetle art. 68 konstytucji, który mówi, że każdy ma prawo do ochrony zdrowia, istnieją przepisy, które nakładają dodatkowe koszty na obywateli. 23 tys. to nie jest dużo, ale nie jest na tyle mało, by sprawa ta była marginalna z perspektywy polityki państwa. Rozumiem, że mamy w naszym kraju system ubezpieczeniowy, a nie powszechny, ale informacja o tym, że tak duża liczba osób dodatkowo płaci za dostęp do ochrony zdrowia, której zapewne potrzebują, jest dla mnie szokująca. Dlatego czekam na zmianę prawa i reformę klina podatkowego, która sprawi, że każdy obywatel w naszym kraju – niezależnie od formy uzyskiwanych dochodów – będzie miał prawo do ochrony zdrowia. Dzisiaj ma je 33 mln na 36 mln rezydentów Polski, a mała część musi jeszcze za to dodatkowo płacić. Czas to zmienić.