Pracodawcy, którzy z premedytacją złamią zasadę równości wynagrodzenia kobiet i mężczyzn, zostaną obłożeni karami finansowymi i stracą prawo do unijnych dotacji - zapowiada UE.
Jutro w Parlamencie Europejskim odbędzie się jedno z ważniejszych dla kobiet w UE głosowanie. Eurodeputowani rozpatrzą wniosek słoweńskiej eurodeputowanej, Edit Bauer, zakładający wprowadzenie do istniejącego już prawodawstwa unijnego (tj. Dyrektywy nr 2006/54/WE) obowiązkowych audytów wynagrodzeń wśród pracodawców, powołanie specjalnych jednostek kontrolujących równość płac, a także wysokich sankcji i kar za łamanie prawa.
Według znowelizowanych przepisów, dyskryminujący kobiety pracodawca, musiałby się liczyć już nie tylko z możliwością wypłaty pokrzywdzonej zadośćuczynienia czy odszkodowania, ale również mógłby dodatkowo zostać obłożony karami administracyjnymi, pozbawiony niektórych świadczeń, a także utraciłby dotację ze środków unijnych.
Autorka wniosku E. Bauer liczy, że nowe sankcje będą skuteczniejsze od dotychczasowych, bo nowy system przewiduje szczelny system kontroli skuteczności nakładanych kar. Nadzorem nad sankcjami miałyby się zajmować specjalnie utworzone tzw. Ograny ds. Równości.

Równość a sprawa polska

Według ekspertów resortu pracy polskie przepisy prawne dotyczące zakazu dyskryminacji płacowej odpowiadają unijnym i nie wymagają żadnych istotnych zmian. Główny specjalista w Departamencie Prawa Pracy w Ministerstwie Pracy Agnieszka Bolesta-Borkowska zwraca uwagę, że kodeks pracy (w rozdziale IIA, artykuł 183C - red.) nakłada na pracodawców obowiązek równego wynagradzania kobiet i mężczyzn za jednakową pracę lub za pracę o jednakowej wartości.
Za złamanie tej zasady pracodawca może zostać pociągnięty do odpowiedzialności - np. może być zobowiązany do wypłaty odszkodowania. Nie wolno mu też z powodu takiej skargi poszkodowanej kobiety zwolnić, czy w jakiejkolwiek innej formie dyskryminować.
Sęk w tym, że za złamanie tych zasad pracodawcy ze strony administracji publicznej nic praktycznie nie grozi. Jak wynika z danych Państwowej Inspekcji Pracy (PIP) w 2008roku instytucja ta przeprowadziła w związku ze skargami na dyskryminację płacową 13 kontroli (w 2007 roku - 11).
Za zasadne uznano cztery spośród skarg. Jedyne, co mogli zrobić w przypadkach uzasadnionych skarg inspektorzy pracy, to skierować do pracodawcy tzw. wnioski w wystąpieniach, czyli prośby o usunięcie dyskryminacji.
- Dyskryminacja nie jest w Polsce wykroczeniem. Za różnicowanie płac nie można więc pociągnąć pracodawcy do odpowiedzialności, w takiej formie, jak ma to miejsce w przypadku niewypłacania przez niego np. wynagrodzeń, czy nieprzestrzegania norm czasu pracy - przypomina Danuta Rutkowska, rzecznik PIP.
Zdaniem rzecznika Głównego Urzędu Statystycznego Wiesława Łagodzińskiego pracodawcy korzystają z tej luki prawnej i różnicują płace, jak się im tylko podoba. Z ubiegłorocznego (ostatniego) badania CBOS wynagrodzeń: Jak żyjemy wynika, że różnica procentowa w płacach kobiet i mężczyzn wykonywających tę samą pracę w Polsce wynosi aż 23 proc.

Przyszłość bez rewolucji

W 2011 roku Polska obejmie przywództwo w UE. Do tego czasu rząd zapowiada, że jego program Gender mainstreaming jako narzędzie zmiany, który ma wprowadzać perspektywę równości płci do wszelkich działań administracji publicznej, ma już sprawnie działać.
23 proc.
według CBOS za 2007 r. tyle wynosi różnica w zarobkach Polek i Polaków