Lekarze zajmujący się osobami m.in. po zawale wieszczą zapaść opieki nad chorymi, jeśli wejdą w życie nowe taryfy NFZ. A wiceminister zdrowia mówi o kolosalnych zyskach prywatnych placówek
Projekt obniżki wycen najlepiej opłacanych świadczeń, głównie w kardiochirurgii i endoprotezoplastyce, jaki opublikowała Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, wywołał wielką burzę. Gdy jako pierwszy opisywał go DGP, niewiele placówek medycznych znało te propozycje. Termin konsultacji minął tydzień temu, ale kampania przeciwko zmianom nasiliła się dopiero kilka dni później. I oczywiście obydwie strony powołują się na dobro pacjentów.
Zmiany są faktycznie znaczące: sięgają 30–60 proc. Agencja powołuje się jednak na to, że wyceny skonstruowała na podstawie danych przekazywanych przez same szpitale.
– Zaproponowane w projekcie stawki w rażący sposób odbiegają od rzeczywistych kosztów wykonywania tych procedur – ripostuje prof. Jacek Legutko z Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
A jakie powinny być? Tego wprost nikt ze świadczeniodawców nie mówi. O tym, że obecne dawały ponadprzeciętne zyski, wiadomo było od dawna. Profesorowie innych specjalizacji żartowali nawet publicznie, że są miejsca w Polsce, w których strach zasnąć na ławce, bo człowiek obudzi się ze stentami. Z kolei resort zdrowia zwracał uwagę, że choć zawałów serca jest mniej więcej tyle samo, to liczba realizowanych procedur inwazyjnych, tych najlepiej wycenianych, szybko rosła, podobnie jak liczba ich wykonawców. A zysk z roku na rok rósł dodatkowo m.in. ze względu na obniżki cen np. stentów. Dekadę temu kosztowały one 10–12 tys. zł, obecnie tylko 1–1,5 tys. zł.
Tymczasem na zorganizowanej w piątek konferencji kardiolodzy przekonywali, że obniżka wycen oznaczać będzie przerzucenie się na najtańsze materiały medyczne, ze szkodą dla pacjentów. Wskazywali również, że obniżenie wycen może skłonić część kardiologów do emigracji. Obecny na spotkaniu wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda od razu zastrzegł, że o gorszych materiałach nie będzie mowy, ponieważ za 2,5 tygodnia do konsultacji trafi projekt ustawy o wyrobach medycznych. Będą one mieć negocjowane centralnie ceny i dzięki temu nowoczesne materiały będą o wiele tańsze niż obecnie. To spowoduje jednak odjęcie ich od już obniżonych wycen świadczeń. Podkreślał, że przy ograniczonych środkach finansowych trzeba ścinać tym, którzy mają zyski, by dać na takie specjalizacje jak geriatria, pediatria, opieka długoterminowa, gdzie wyceny są za niskie.
Zmiany uderzą i w placówki prywatne, działające w wąskim zakresie, i w wieloprofilowe publiczne. Te ostatnie na konferencji pokazywały, że faktycznie dobrze wyceniane procedury dawały im milionowe zyski na poziomie oddziałów, ale pieniądze te zasilały oddziały, do których szpital musi dopłacać, by leczyć pacjentów. I tak np. jeden z katowickich szpitali przedstawił kalkulację, zgodnie z którą w 2015 roku jako placówka miał blisko 8 mln zł zysku, a po zmianach, nawet po odliczeniu wysokiej amortyzacji, miałby ponad 13 mln zł straty.
Andrzej Jacyna, który szefuje NFZ, ma żal do kardiologów, że straszą pacjentów.
– Nakłady na kardiologię nadal będą rosnąć. Obniżenie ceny jednostkowej części procedur nie oznacza, że w innych nie wzrosną – mówi Jacyna. Podkreśla, że ewentualne pieniądze z wyższego spływu składek czy zmian wycen będzie kierował tam, gdzie pacjenci muszą czekać na wizyty i zabiegi miesiącami. A zaoszczędzone na zmianie wycen tam, gdzie są one za niskie. Ten kierunek potwierdzał też wiceminister Łanda, który zapowiada dalsze zmiany w koszyku świadczeń.
– Pacjenci umierają w kolejkach. Nasi poprzednicy zwiększyli finansowanie ochrony zdrowia o 30 mld zł, a czas oczekiwania na pomoc się wydłużył – podkreśla.
– O wielu rzeczach nie wiedzieliśmy, dziś jesteśmy spokojniejsi – mówił w kontekście zaopatrzenia pacjentów w dobre materiały i przyszłej polityki NFZ prof. Robert Gil, kierownik Kliniki Kardiologii Inwazyjnej szpitala MSW w Warszawie. Ale i tak kardiolodzy będą nadal walczyć, zwłaszcza ci z prywatnych placówek. W tle sporu jest m.in. wielka sieć Polsko-Amerykańskich Klinik Serca, wystawiona na sprzedaż przez międzynarodowy fundusz Advent International. Planowane zmiany uniemożliwiłyby znalezienie nabywcy. PAKS są na celowniku urzędników nie tylko z powodu zysków. Stały się też w kwietniu bohaterem afery w śląskim NFZ – dwie wicedyrektorki oddziału straciły posadę, za to że w niejasnych okolicznościach firma ta dostała za nadwykonania o kilkadziesiąt milionów złotych więcej, niż było to ustalone.