To już klasyka wśród cytatów: „Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki”. Oczywiście niezawodny Mark Twain. Śledząc zamieszanie wokół tego, co się dzieje przy okazji kolejnego projektu ustawy o fizjoterapeutach, można odnieść wrażenie, że to grupa trzymająca władzę, która tylko czeka, żeby dobić biednych lekarzy.
Co ma do tego wyżej przytoczony cytat? Ma i to dużo. Lekarze w imię ochrony swoich dobrze pojętych interesów wytaczają armaty, które mają bardzo mało wspólnego z prawdą i rzeczywistością, z którą codziennie zderzają się ich pacjenci.
Argument pierwszy: troska o zdrowie chorych. Dlatego projekt, który właśnie trafił do Sejmu, przewiduje, że nawet lecząc się prywatnie, pacjent będzie musiał mieć skierowanie na rehabilitację. Jeżeli lekarzom się wydaje, że to poprawi komfort i poczucie bezpieczeństwa Polaków, to są w błędzie. Takie ograniczenie tylko wydłuża czas rozpoczęcia terapii u fizjoterapeuty. A tu ważny jest każdy dzień.
Argument numer dwa: lekarz wie lepiej. Wbrew zapewnieniom samych zainteresowanych, większość specjalistów (w tym ortopedzi), wypisując skierowanie na rehabilitację, ma ograniczoną wiedzę o rodzajach zabiegów, jakich potrzebuje chory. „Bzdura” – ktoś powie. Polecam mu tzw. wcieleniówkę. Przetestowałam. Skończyło się tym, że to ja lekarzowi mówiłam (po konsultacjach właśnie z fizjoterapeutami), jakich zabiegów potrzebuje moje dziecko po skomplikowanym złamaniu i długotrwałym unieruchomieniu w gipsie.
Argument trzeci: eliminacja przypadków, gdy pacjent trafia do fizjoterapeuty bez wcześniejszego rozpoznania. Tylko że to margines problemu. Szacuje się, że ten problem dotyczy tylko co 10. osoby.
Argument czwarty: wyrugowanie z rynku pseudofizjoterapeutów leczących bez kwalifikacji. Intencje słuszne, ale nimi wiadomo, co jest wybrukowane. W żadnym zawodzie zaufania społecznego nie powinno być hochsztaplerów, tyle że zdarzają się oni we wszystkich, również wśród lekarzy. Przypomnę tylko sprawę oszusta ginekologa, który przyjmował pacjentki, oferował im nawet „specjalny” rodzaj terapii. Dla ścisłości, wszystko to robił, nie posiadając dyplomu medycznego.
W Polsce jest 70 tys. fizjoterapeutów, 36 tys. gabinetów. Limitując ich uprawnienia, a nie jasno regulując, jakie kwalifikacje uprawniają do wykonywania tego zawodu, na pewno nie ograniczy się skali nadużyć. Może się to za to odbić na osobach uczciwie prowadzących swoje prywatne gabinety. Gdy te zaczną znikać, dostęp do świadczeń rehabilitacyjnych będzie jeszcze bardziej ograniczony. A kolejki na zabiegi jeszcze bardziej się wydłużą. Bo licząc na NFZ, dochowamy się kalek, które zasilą w przyszłości rzesze rencistów.