Niedługo miną dwa lata od czasu, gdy Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że rodzic, któremu urodziły się wieloraczki i który korzysta z urlopu wychowawczego, ma prawo do dodatku do zasiłku na każde dziecko. Uchwała sądu miała rozwiać rozbieżności interpretacyjne, jakie się pojawiały w wyrokach, ale jednocześnie doprowadziła do tego, że gminy, rodzice oraz prokuratorzy toczą przed sądami spory o liczbę świadczeń. I nic nie wskazuje, że ich kres nastąpi w najbliższym czasie.
Sytuacja jest patowa, bo samorządy kierując się przepisami ustawy, przyznają tylko jeden dodatek rodzicom. I nie można się im dziwić. Takie rozwiązanie jest dla nich bezpieczniejsze, bo stosując bezpośrednio uchwałę NSA, mogą narazić się wojewodzie czy inspektorom NIK, którzy wytkną im złe wydatkowanie publicznych pieniędzy. Skutki tego zamieszania odczuwają też rodzice. Gdy chcą uzyskać dodatek na każde dziecko, muszą przechodzić całą procedurę odwoławczą i czekać nawet kilka miesięcy, aż dysponując korzystnym wyrokiem, gmina wypłaci im należne pieniądze. W niektórych przypadkach to prokuratorzy ich wyręczają w składaniu skarg, ale skutek jest taki sam – długotrwałe oczekiwanie na wydanie orzeczenia.
Tak naprawdę wszyscy uczestnicy sporów o dodatki tracą czas i pieniądze na ich prowadzenie, wiedząc z góry, jakie będzie jego rozstrzygnięcie. A problem, z którym się borykają, można rozwiązać w prosty sposób. Wystarczy krótka nowelizacja ustawy, która uporządkuje przepisy. Jednak mimo obietnicy zmiany, wciąż nie została ona zrealizowana. Poprzedni rząd wprawdzie przygotował nowelizację, która została złożona jako projekt poselski, ale suchej nitki nie zostawili na nim sejmowi prawnicy, uzasadniając swoje negatywne opinie tym, że stoi w sprzeczności z uchwałą NSA. W konsekwencji zmian nie udało się wprowadzić przed końcem kadencji poprzedniego parlamentu. Ten obecny działa już kilka miesięcy, ale niewiele wskazuje na to, że w szybkim czasie trafi do niego nowy projekt. Dla resortu pracy priorytetem jest teraz wdrażanie programu 500+ i na razie wszelkie inne problemy zostały odłożone na dalszy plan. I nie jest ważne, że sądy bez sensu są zarzucane sprawami, a samorządy ponoszą niepotrzebne wydatki, kiedy po przegranej muszą pokryć koszty sądowe.
W przypadku opieszałych działań rządzących ratunkiem mógłby być Trybunał Konstytucyjny. Jednak użycie czasu przeszłego nie jest tu wcale pomyłką, bo z jego strony rodzice nie mogą oczekiwać pomocy – przynajmniej dopóki nie upora się on ze swoimi przepisami paraliżującymi orzekanie. Klincz, w którym tkwią gminy i rodzice, będzie więc jeszcze długo trwał.