Senacka komisja zdrowia nie poparła w czwartek wniosku prezydenta Lecha Kaczyńskiego dotyczącego przeprowadzenia referendum w sprawie kierunku reformy służby zdrowia.

Przeciw wnioskowi opowiedzieli się senatorowie PO, natomiast za jego przyjęciem głosowali senatorowie PiS. Nikt nie wstrzymał się od głosu. Głosowanie poprzedziła burzliwa dyskusja z udziałem ministra zdrowia Ewy Kopacz i prezydenckiego ministra Andrzeja Dudy.

Kopacz zasugerowała, że zamiast pytania zaproponowanego przez prezydenta, należałoby zapytać obywateli, czy są zadowoleni z obecnego stanu służby zdrowia i czy rzeczywiście jest ona bezpłatna. "Już teraz, jak słusznie zauważył jeden z senatorów, pacjenci są leczeni w prywatnych szpitalach, wcale dodatkowo za to nie płacą, mając często lepsze warunki i milszą obsługę niż w państwowych placówkach" - mówiła minister zdrowia.

Kopacz wytknęła także prezydentowi, że przed dyskusją w Sejmie nad pakietem ustaw zdrowotnych znalazł czas na rozmowę z byłymi ministrami zdrowia, ale nie spotkał się z nią.

Z kolei minister w Kancelarii Prezydenta Andrzej Duda, uzasadniając ideę referendum podkreślił, że w kwestii reformy służby zdrowia powinni wypowiedzieć się obywatele.

"Czy demokratycznie wybrani przedstawiciele narodu mają prawo podejmować decyzje bez pytania wyborców o zgodę? Mają, jeśli dotrzymują złożonych w wyborach obietnic. Ale w tym wypadku mamy złamanie danego słowa, bo PO obiecywała, że nie będzie prywatyzacji szpitali. Dlatego dziś musimy zapytać o to obywateli, bo oni, głosując na PO, liczyli na co innego. Uzyskaliście mandat na innych warunkach, nie możecie mówić, że macie prawo do podejmowania takich decyzji" - mówił Duda.

Duda poinformował, że prezydent odpowiedział już na wątpliwości marszałka Senatu Bogdana Borusewicza i z jego kancelarii wysłano pismo z wyjaśnieniem kwestionowanych terminów. Chodziło o pojęcia: komercjalizacja, prywatyzacja, placówka służby zdrowia i szpital.

W ocenie senatorów PiS, referendum dałoby Polakom możliwość wypowiedzenia się w sprawie "prywatyzacji szpitali". Jak mówili, ta kwestia dotknie bezpośrednio społeczeństwa, dlatego należy mu się prawo głosu.

Janina Fetlińska (PiS) podkreślała, że w Polsce są dwie koncepcje sprawowania rządów: solidarna i liberalna. Oznacza to, że istnieją dwa sposoby przeprowadzenia reformy służby zdrowia. "Słuszne jest, że głowa państwa wychodzi z propozycją referendum" - powiedziała senator. Zaznaczyła, że jest ono "narzędziem demokracji".

Podobnie wypowiadali się przedstawiciele związkowców, m.in. NSZZ "Solidarność", Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych oraz Forum Związków Zawodowych. "Skoro mówicie, że w zeszłym roku naród dobrze wybrał, to dlaczego twierdzicie teraz, że wybierze źle" - powiedziała szefowa Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność" Maria Ochman.

Z kolei senatorowie PO argumentowali, że wyrażenia zawarte w pytaniu referendalnym "mają charakter pejoratywny", jego treść jest absurdalna. Przewodniczący komisji Władysław Sidorowicz (PO) uznał, że pytanie odwołuje się do emocji.

We wniosku, który prezydent przesłał do Senatu w ubiegłym tygodniu, znajduje się pytanie brzmiące: "Czy wyraża Pani/Pan zgodę na komercjalizację placówek służby zdrowia, która umożliwi prywatyzację szpitali?". Według L.Kaczyńskiego referendum dotyczące kierunku reformy ochrony zdrowia powinno się odbyć w dniach 10-11 stycznia 2009 roku.

Uzasadniające swoją propozycję prezydent napisał m.in., że "każdy obywatel Rzeczypospolitej będzie mógł, dzięki merytorycznej debacie, jaka poprzedzi referendum, wyrobić sobie zdanie i świadomie podjąć decyzję w tej jakże istotnej sprawie (reformy służby zdrowia-PAP)".

Senat zajmie się wnioskiem prezydenta podczas wtorkowego posiedzenia. Jednak już wiadomo, że komisja zdrowia będzie rekomendować jego odrzucenie.

Klub senatorów PO (która sprzeciwia się referendum) liczy 59 osób, klub PiS - 38. Senatorów PO może wesprzeć w głosowaniu Bogdan Borusewicz, który formalnie nie należy do klubu, ale mandat zdobył z listy PO. Przy stuprocentowej frekwencji w trakcie głosowania nad wnioskiem prezydenta musiałoby go poprzeć co najmniej 51 senatorów.