Jeśli Sejm przyjmie ustawę podnoszącą wiek startu szkolnego, w budżecie zostanie w przyszłym roku 1,6 mld zł
74 mln zł – na tyle dodatkowych pieniędzy z budżetu MEN będą mogły liczyć samorządy w związku z planowanymi przez PiS zmianami w oświacie. Partia chce, by o 65 zł na wychowanka została podniesiona dotacja dla przedszkoli. Taką kwotą chwalą się posłowie w przedstawionym uzasadnieniu do złożonej w Sejmie nowelizacji prawa oświatowego.
Przypomnijmy: PiS chce, by sześciolatki wróciły do przedszkoli, a pięciolatki nie miały już takiego obowiązku. Dzieci, które jako sześciolatki poszły do pierwszej klasy, będą mogły wystartować w niej jeszcze raz. Do tej pory ani posłowie PiS, ani MEN nie podawali wyliczeń dotyczących skutków finansowych tej decyzji. Uzasadnienie do ustawy jest pierwszą informacją na ten temat.
Z szacunków DGP wynika, że wraz ze zmianą samorządy stracą 1,6 mld zł. Jak to możliwe? W uzasadnieniu czytamy, że na sześciolatki, które zostaną w przedszkolu, samorządy będą dostawać 1370 zł dotacji przedszkolnej (na jedno dziecko; w tym roku to 1305 zł). Gdyby dzieci te szły do szkoły, rząd musiałby wypłacić na nie subwencję oświatową, która wynosi 5,4 tys. zł na dziecko w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Oszczędza więc ponad 4 tys. zł na każdym z 413 tys. dzieci z rocznika 2010.
Jak piszą posłowie, zmiana nie powinna być dotkliwa, bo dzieci w szkołach będzie mniej, więc gminy nie będą ponosić wysokich wydatków na ich edukację. Samorządowcy zwracają uwagę, że subwencja oświatowa tylko w 80 proc. wydawana jest na bieżące koszty związane z wynagradzaniem nauczycieli. Reszta to np. planowane w czasie zakupy i inwestycje.
– Należy przypomnieć, że projekty budżetów na przyszły rok zostały już złożone i nie uwzględniły utraty części subwencji w związku z tym, że jeden rocznik może nie rozpocząć edukacji – alarmują członkowie komisji edukacji Związku Miast Polskich. Przemysław Krzyżanowski, jej przewodniczący, zwraca uwagę także na inne problemy, które stwarza ustawa. – Zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków i pozostawienie ich w przedszkolach spowoduje, że w najbliższym roku szkolnym zostanie ograniczony bądź zupełnie uniemożliwiony dostęp dzieci trzyletnich do edukacji przedszkolnej. W związku z tym spodziewany jest duży protest środowiska rodziców, zwłaszcza aktywnych zawodowo, którzy planują zapisanie dzieci do publicznych placówek, gdy osiągną wiek trzech lat – przekonuje.
Z uzasadnienia wynika, że posłowie PiS liczą na to, że ich sprzymierzeńcem we wprowadzaniu zmian będzie demografia – od przyszłego roku populacja dzieci w wieku 3–6 lat będzie mniejsza o 64 tys. niż dziś. W 2017 r. zmniejszy się w stosunku do 2015 r. o 112 tys. Choć liczby te są prawdziwe, nie oddają jednak skali obciążenia samorządowych przedszkoli. W 2015 r., kiedy nie było w nich sześciolatków, a trzylatkom nie dawano jeszcze prawa do opieki przedszkolnej, gminy miały obowiązek znaleźć miejsce dla 801 tys. dzieci. W 2016 r., z sześciolatkami, ale bez prawa dla trzylatków, potrzebnych będzie 1,18 mln miejsc. W 2017 r. – kiedy przedszkola będą musiały przyjąć i wszystkie sześcio-, i każdego chętnego pięcio-, cztero- i trzylatka, miejsc trzeba będzie zapewnić 1,51 mln. Czyli blisko dwukrotnie więcej niż dziś.