Głównym i podstawowym obowiązkiem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych jest stosowanie prawa. W końcu, czego by różni ludzie nie mówili, nadal żyjemy w państwie, w którym rządzi prawo, a nie jedynie dobro narodu.
I ZUS z tego zadania wywiązuje się aż za dobrze: co widzą na co dzień przedsiębiorcy i ubezpieczeni, którzy słyszą, że „nie da się, bo przepis zabrania”. W porządku, nie kwestionuję tego, że organ rentowy musi na czymś bazować i tym czymś są daleko niedoskonałe przepisy prawa ubezpieczeń społecznych. Ale jednocześnie mam ogromny żal do decydentów zakładu. Bo ich obowiązkiem – i to ustawowym – jest nie tylko stosowanie prawa, lecz także opiniowanie projektów aktów prawnych. A z tego zadania niestety urzędnicy ZUS się nie wywiązują. Za każdym razem, gdy widzę daleko niedoskonały projekt, który jest krytykowany przez większość opiniujących, to w opinii ZUS czytam „organ rentowy nie wnosi uwag” – i krew mnie zalewa. To kto ma wnosić uwagi, jeśli nie ZUS? Miniwylewu zaś dostaję, gdy już uwagi do danej propozycji są, ale na miejscu kierownictwa wstydziłbym się taki dokument wypuścić z pieczątką zakładu. Niestety, są na tak słabym poziomie. Brakuje wykwalifikowanych kadr? Bynajmniej. Jakoś uzasadnienia decyzji bulwersujących opinię publiczną są bardzo dobre pod względem prawnym. Ot, widocznie taka polityka: pożary gasimy dopiero, gdy już pół lasu spłonęło.
Podobnie jest z komentarzami organu rentowego do pisanych przez dziennikarzy artykułów. Nie mogę złego słowa powiedzieć na merytoryczność udzielanych odpowiedzi, ale większość z nich bazuje na tłumaczeniu, że ZUS jedynie stosuje prawo, a nie je tworzy. Może warto byłoby, aby urzędnicy nie tylko posłusznie wykonywali polecenia, lecz także czasem powiedzieli: „stop, wykonam i ten rozkaz, ale wiedz, ustawodawco, że jest głupi”. Lepszego miejsca na taki urzędniczy bunt niż media nie ma. Może bowiem i politycy nie czytają opinii do projektów ustaw, ale gazety na razie czytają.
A skoro już, drodzy ministrowie, posłowie i senatorowie, gazetę czytacie, to mam drobny apel: wybierzcie w końcu prezesa ZUS. Najwyższy czas, aby wielotysięczną rzeszą urzędników, którzy często wywierają kluczowy wpływ na życie obywateli, kierował ktoś, kto nie myśli jedynie o tym, aby przetrwać. Może jego brawurą i odwagą zarażą się również panie w okienku. Bo przecież nie chodzi jedynie o to, aby ZUS trwał.