Sąd Najwyższy 8 października 2015 r. wydał wyrok (sygn. akt I UK 450/14), w którym uznał, że od umów o dzieło zawieranych z wykładowcami o przeprowadzenie cyklu wykładów należy opłacać składki do ZUS. Nie znamy jeszcze uzasadnienia orzeczenia, można się jednak domyślić, że SN uznał taki kontrakt za umowę-zlecenie, a nie umowę o dzieło.
Łukasz Chruściel radca prawny kierujący biurem kancelarii Raczkowski Paruch w Katowicach / Dziennik Gazeta Prawna
Katarzyna Kamińska aplikant radcowski, kancelaria Tomczak i Wspólnicy / Dziennik Gazeta Prawna
Istotą sporu jest kwalifikacja prawna wygłoszenia wykładu – czy można uznać go za dzieło? Na to pytanie SN odpowiadał już wcześniej, w zdecydowanej większości przypadków stwierdzał, że tego typu stosunek prawny jest jednak umową-zleceniem. Pewien wyłom stanowił wyrok z 27 sierpnia 2013 r. (sygn. akt II UK 26/13). SN zaprezentował pogląd, zgodnie z którym wygłoszenie cyklu wykładów na konkretny temat, mających cechy wykładu monograficznego, przy przeniesieniu praw autorskich nie podlega oskładkowaniu. Uczelnie powoływały się na ten wyrok, kwestionując decyzje ZUS, który swojego stanowiska nie zmienił – konsekwentnie uznawał tego typu umowy za umowy-zlecenia, a wykładowców obejmował obowiązkowymi ubezpieczeniami. Zarówno jednak ten wyrok, jak i ten z 8 października 2015 r. są tylko rozstrzygnięciami w indywidualnych sprawach, nie została im nadana moc zasady prawnej. Oznacza to, że ZUS i płatnik mogą się powoływać na te wyroki, ale ich treść nie ma bezwzględnego wpływu na orzeczenie sądu w innej sprawie. Wyrok z 8 października 2015 r. pokazuje jednak, w jaką stronę (na razie) idzie ocena sporu między ZUS a uczelniami. Nie jest wykluczone, że wobec takich rozbieżności już wkrótce SN zdecyduje się wydać orzeczenie z mocą zasady prawnej, aby położyć kres wątpliwościom. Powinien to zrobić jak najszybciej, bo obecny stan niepewności nie służy nikomu.
OPINIE EKSPERTÓW
O charakterze umowy decydują strony
Twierdzenie, że uczelnie omijają ZUS, uważam za niestosowne - sugeruje to bowiem działanie sprzeczne z prawem. Z jednej strony ustawodawca stanowi, że podstawową zasadą prawa cywilnego jest zasada swobody umów, z drugiej, że umowy o dzieło nie stanowią tytułu ubezpieczeń społecznych (poza przypadkiem umowy o dzieło z własnym pracodawcą). W tej sytuacji nie można mówić, że uczelnia omija ZUS, jeżeli wybiera w ramach swobody umów umowę o dzieło, i to nawet wtedy, gdy wybiera ją właśnie po to, by nie odprowadzać składek na ubezpieczenia społeczne. Jeżeli powstaje dzieło, to strony mają prawo zawrzeć umowę o dzieło, nawet jeżeli to samo dzieło mogłoby powstać w ramach umowy-zlecenia czy umowy o pracę.
Spory rozstrzygane przez sądy cywilne mają najczęściej miejsce wtedy, gdy to strony umowy o dzieło odmiennie ją kwalifikują – najczęściej wykonawca dzieła twierdzi, że celem umowy było tylko staranne działanie, a nie gwarantowanie rezultatu, i w istocie umowa była zleceniem. W sporach z ZUS strony najczęściej zgodnie potwierdzają, że ich celem było zawarcie umowy o dzieło. Kodeks cywilny w tym zakresie nie zmienił się od 50 lat, tymczasem okazuje się, że doktryna prawa cywilnego, swoboda umów i zgodny zamiar stron nie mają znaczenia i ustępują przed ustawą o systemie ubezpieczeń społecznych. Pewne rodzaje umów od zawsze uznawane było za dzieła, np. wykłady akademickie, ale od jakiegoś czasu nie są już dziełami, ale zleceniami. ZUS skrupulatnie poszukuje zleceń w umowach o dzieło, nie słychać jednak o przypadkach odwrotnych, tj. uznawania zleceń za umowy o dzieło, mimo że ustawa o systemie ubezpieczeń społecznych obliguje ZUS do kontroli prawidłowości naliczania składek, również zatem i w takich przypadkach, gdy prowadzi to do uznania braku tytułu ubezpieczenia. Okazuje się zatem, że ważniejsze od treści umowy cywilnoprawnej, zamiaru stron i sposobu jej wykonania są potrzeby fiskalne państwa.
Jako nieporozumienie traktuję uznawanie, że dziełem może być wyłącznie wytwór. Gdyby tak było w rzeczywistości, to tytuł XV kodeksu cywilnego nie miałby nagłówka „umowa o dzieło”, ale „umowa o utwór”. W doktrynie prawa cywilnego podręcznikowymi przykładami dzieł są uszycie ubrania czy naprawa obuwia. Jeśli jednak dzieło musi być utworem, to niech drżą krawcy i szewcy, tak jak obecnie muszą drżeć uczelnie i wykładowcy.
Nikt nie powinien być zaskoczony
Orzeczenie Sądu Najwyższego może być zaskoczeniem dla uczelni, chociaż tak naprawdę – nie powinno. Komentowany wyrok dotyka jednej z podstawowych i swoistych dla prawa ubezpieczeń społecznych zasad wprowadzonych w celu eliminowania prób obejścia prawa poprzez zawieranie z własnymi pracownikami dodatkowych umów cywilnoprawnych zwolnionych z obciążeń składkowych. Jest to art. 8 ust. 2a ustawy z 13 października 1998 r. o systemie ubezpieczeń społecznych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 121), który zawiera autonomiczną na gruncie ubezpieczeń społecznych definicję pracownika.
Zgodnie z tym przepisem za pracownika uważa się także osobę wykonującą pracę na podstawie umowy cywilnoprawnej (agencyjnej, zlecenia lub innej umowy o świadczenie usług lub umowy o dzieło), jeżeli umowę taką zawarła z pracodawcą, z którym pozostaje w stosunku pracy, lub jeżeli w ramach takiej umowy wykonuje pracę na rzecz pracodawcy, z którym pozostaje w stosunku pracy. W takim przypadku ustawodawca nakazuje traktować także tę dodatkową umowę tak, jakby była ona umową o pracę. W konsekwencji cały osiągany przez daną osobę przychód podlega oskładkowaniu. Co więcej, zgodnie z orzecznictwem SN płatnikiem składek jest podmiot związany z zatrudnioną osobą stosunkiem pracy, nawet gdy posłużono się konstrukcją dodatkowego zatrudnienia na podstawie umowy cywilnoprawnej w innym podmiocie.
Z tego względu orzeczenie z 8 października 2015 r. nie stanowi novum. Uczelnie natomiast zapomniały, że kwestie kwalifikacji prawnej – jako umowy-zlecenia, o pracę czy umowy o dzieło – usługi polegającej na wygłoszeniu cyklu wykładów mają znaczenie wtedy, gdy jest to jedyna podstawa zatrudnienia wykładowcy. Wtedy wykazanie, że dany cykl ma cechy utworu, powoduje, iż można uznać go za dzieło, a osoba go wygłaszająca nie podlega ubezpieczeniom społecznym. Z kolei w sytuacji gdy wykładowca świadczy na podstawie takiej umowy dodatkowe usługi na rzecz uczelni pracodawcy, zastosowanie znajduje art. 8 ust. 2a ustawy, a charakter prawny umowy nie podlega w ogóle badaniu.
Inne sformułowanie kontraktów nie pomoże
W numerze 126 z 2 lipca 2015 r. w tygodniku Ubezpieczenia i Świadczenia pisaliśmy, że przedsiębiorcy często popełniają błędy w konstruowaniu umów ze współpracownikami skutkujące objęciem składkami nawet tych kontraktów, które w świetle prawa mogłyby temu obowiązkowi nie podlegać. Problem najczęściej dotyczy np. firm informatycznych, które zlecając tworzenie programów, podpisują z programistami umowy o dzieło, robią to jednak na tyle nieumiejętnie, że umowy te mają cechy umów-zleceń. Nic więc dziwnego, że ZUS takie umowy kwestionuje i nakazuje zapłacić składki. W wielu tego typu przypadkach wystarczyłoby jednak zawrzeć oddzielnie ramową umowę o współpracy, która określałaby ogólne zasady, a później zawierać umowy na wykonanie poszczególnych dzieł – w tym przypadku programów komputerowych.
Czy taki zabieg mógłby mieć zastosowanie do wykładowców? Teoretycznie można sobie wyobrazić, że uczelnia podpisuje z akademikiem umowę o współpracy, a następnie co tydzień w jej ramach zawiera umowę o dzieło, tj. o przeprowadzenie konkretnego wykładu na konkretny temat w określony dzień i o określonej godzinie. Trudno sobie jednak wyobrazić, żeby ZUS nie zakwestionował tego typu konstrukcji, która w tym przypadku zostałaby uznana za obejście prawa. Co innego bowiem tworzenie programu komputerowego z wyraźnie określonymi wymogami, procesem odbioru i weryfikacji po wykonaniu, a co innego – przeprowadzenie wykładu. ZUS nie zgodziłby się ze stwierdzeniem, że kilkunastokrotne w ciągu semestru przeprowadzenie wykładu dla studentów to tworzenie unikatowych dzieł ze z góry określonymi przez uczelnię cechami, od których spełnienia uzależniona jest wypłata wynagrodzenia. Co zrobiłby sąd? Prawdopodobnie w świetle ostatniego wyroku SN przyznałby rację ZUS, ale nie jest przecież wykluczone, że zająłby stanowisko przeciwne.
Niezdecydowane sądy
Wyrok Sądu Najwyższego z 27 sierpnia 2013 r., sygn. akt II UK 26/13
Działania polegające na wygłoszeniu cyklu wykładów na konkretny temat, mających cechy wykładu monograficznego w znaczeniu kursu - cyklu wykładów traktujących o jednym konkretnym zagadnieniu, mających na celu dokładne i szczegółowe przedstawienie określonej problematyki lub wyczerpanie zagadnienia ujętego w tytule, który ma cechy utworu w pojęciu art. 1 ust. 1 ustawy z 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 90 poz. 631 ze zm.), nie jest objęte obowiązkiem ubezpieczenia społecznego. Mając zatem na względzie, że prawa autorskie nie powstają w drodze oświadczeń woli stron umowy i dla oceny prawnej w tym zakresie nie ma znaczenia klauzula o przeniesieniu na zamawiającego autorskich praw do utworu, lecz że ich istnienie lub nieistnienie przesądzają fakty, konieczne jest stwierdzenie, czy wykonawcy przysługiwały prawa autorskie, którymi zadysponował.
Wyrok Sądu Najwyższego z 4 czerwca 2014 r., sygn. akt II UK 561/13
1. Indywidualny wykład jako dzieło nie jest wykluczony, jednak nie dotyczy to czynności wykonywanej ciągle i powtarzanej w odstępach czasu.
2. Skoro w momencie zawierania umowy temat wykładu jest nieznany, to nie jest możliwy do ustalenia (zidentyfikowania) jej rezultat. Nie stanowi zatem umowy o dzieło umowa o przeprowadzenie cyklu bliżej niesprecyzowanych wykładów z danej dziedziny wiedzy, których tematy pozostawiono do uznania wykładowcy, wskazuje to bowiem, że zamawiający nie jest zainteresowany określonym dziełem (utworem) intelektualnym o indywidualnym charakterze w rozumieniu przepisów ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, ale przekazywaniem odbiorcom wykładu wiedzy z danej dyscypliny. W tym przypadku określony przedmiot umowy nie charakteryzuje się wymaganą cechą indywidualizującą utwór (dzieło) przede wszystkim dlatego, że nawet w zarysie nie konkretyzuje tematu poszczególnych wykładów. Oznacza to, że temat wykładów pozostawiono do uznania wykonawcy, czyli w momencie zawierania umowy nie był on znany. Nie można więc przyjąć, aby zamawiający wymagał od wykonawców osiągnięcia konkretnego, indywidualnie oznaczonego wytworu, który poddawałby się sprawdzianowi w aspekcie wykonania umowy zgodnie z zamówieniem. Tak więc przyjąć należy, że zainteresowany został zobowiązany do przekazywania wiedzy z danej dziedziny nauki, taka zaś forma prowadzenia zajęć edukacyjnych nie przesądza o ich realizowaniu w ramach umowy o dzieło, jest bowiem także zwykle stosowana przez osoby nauczające na podstawie umowy o pracę czy umowy o świadczenie usług. Z tak określonego celu umowy - edukacja studentów - nie może wynikać obiektywnie osiągalny i pewny rezultat. Chodzi więc o wykonanie określonej czynności (szeregu powtarzających się czynności) bez względu na to, jaki rezultat czynność ta przyniesie. Zatem przedmiotem umów była określona czynność (czynności), a nie jej wynik, co przesądza o ich kwalifikacji jako umów starannego działania - umów o świadczenie usług - art. 750 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 121 ze zm.).
Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 4 lutego 2015 r., sygn. akt II GSK 333/14
O określeniu rezultatu właściwego umowie o dzieło decyduje wymaganie, by dzieło miało charakter samoistny względem twórcy, tzn. by pozostawało niezależne od dalszego działania twórcy oraz by stało się wartością autonomiczną w obrocie. Tę cechę mają tylko dzieła ucieleśnione w wytworzonej rzeczy lub zmianach w rzeczy istniejącej (naprawienie, przerobienie, uzupełnienie); takie dzieła uważane są za rezultaty materialne umowy. Utwór, który nie ma takiego charakteru, nie może stanowić przedmiotu umowy o dzieło. Czynność prowadzenia wykładu nigdy nie odrywa się od wykładowcy i trwa tak długo, jak wygłaszanie wykładu, po którego zakończeniu wygasa, nie pozostawiając ucieleśnionego rezultatu.