PiS oszacował skutek wprowadzenia pomysłu 500 zł na dziecko. Gdyby wszyscy uprawnieni z niego skorzystali, kosztowałoby to 21,6 mld zł w 2016 r.

Ustawa wprowadzająca comiesięczne wypłaty po 500 zł na dzieci to sztandarowy projekt PiS. Partia jest zdeterminowana, by uruchomić program już w przyszłym roku. – Chcemy uchwalić ustawę jak najszybciej. Wydaje się, że jej wejście w życie 1 marca jest dobrym terminem – zdradza w rozmowie z DGP Henryk Kowalczyk, jeden z autorów programu gospodarczego PiS. Jego zdaniem przepisy mogłyby wejść w życie jeszcze wcześniej, bo już 1 stycznia 2016 r., ale w takim wariancie wypłaty rozpoczęłyby się w trzecim-czwartym miesiącu obowiązywania nowych regulacji.

Autorzy projektu szacują, że beneficjentów z niskimi dochodami będzie około 790 tys. – oni dostaną 500 zł już na pierwsze dziecko. W sumie z dodatków skorzysta nawet 3,6 mln dzieci. Bo bez względu na dochody świadczenie będzie przysługiwało na drugie i każde kolejne dziecko.

Poseł Kowalczyk podkreśla, że ustawa zostanie przedstawiona w pakiecie z projektami podatkowymi PiS. Tak aby od razu znaleźć dla niej finansowanie. Bo koszty będą niemałe – pełen rok działania programu to, licząc z grubsza, wydatek rzędu 22 mld zł. Według Grzegorza Maliszewskiego, głównego ekonomisty Banku Millennium, właśnie to jest najsłabszym punktem układanki. – Przyszłoroczny budżet już jest napięty, tymczasem PiS proponuje zwiększenie wydatków o 6 proc. Nie wiem, gdzie mu się uda wygospodarować środki na ten cel. I czy zwiększenie efektywności poboru podatków przyniesie tak duże efekty w tak krótkim czasie – powątpiewa ekonomista.

Z drugiej strony uruchomienie wypłaty dodatków będzie dla gospodarki mocnym impulsem, który może się przełożyć na wzrost dynamiki PKB. Przede wszystkim przez wyższą konsumpcję. – Znaczna część tych środków zostanie wydana, bo w przeważającej części trafią do rodzin mających dużą skłonność do konsumpcji. Tylko te o wysokich dochodach mogą te pieniądze zaoszczędzić – uważa Maliszewski.

Dodatki nie dla wszystkich dzieci

Autorzy projektu zakładają, że nie wszyscy wystąpią o świadczenie, części uniemożliwi to zbieg z innymi świadczeniami, wreszcie niektórzy spóźnią się ze złożeniem wniosku. Dlatego faktyczny koszt budżetowy tego rozwiązania w przyszłym roku szacowany jest na 19,3 mld zł. Nawet po korekcie to z punktu widzenia finansów publicznych gigantyczny koszt przekraczający 1 pkt proc. PKB. Gdyby PiS chciał zrealizować ten pomysł przy obecnych założeniach budżetowych, musiałby zwiększyć o taką sumę deficyt budżetowy i sektora finansów publicznych, co praktycznie oznaczałoby ponowne przekroczenie granicy 3 proc. deficytu sektora finansów publicznych. Efektem byłoby ponowne nałożenie na Polskę przez Brukselę procedury nadmiernego deficytu.
Politycy PiS zapewniają jednak, że będą mogli sfinansować ten pomysł bez podniesienia deficytu. Uważają, że nawet kilkumiliardowe rezerwy tkwią w projekcie budżetu, który zostawia odchodzący rząd PO. Pieniądze mają też pochodzić z projektów wprowadzenia nowych podatków i uszczelnienia istniejących. Na największe zyski PiS liczy z tytułu uszczelnienia VAT m.in. przez centralny rejestr faktur, a z czasem wprowadzenia oddzielnych płatności należności dla kontrahenta i podatku. Miałoby to dać 19 mld zł.
Szykowana jest także kolejna ustawa uszczelniająca podatek akcyzowy, z czego miałoby być dodatkowo 8 mld zł, i CIT – 4,5 mld zł. Do tego dochodzą jeszcze ustawy o podatku bankowym, który miałby dać 5 mld zł, i od supermarketów – 3,5 mld zł. Najbardziej pewne są dochody z podatków od supermarketów. Pytanie, na ile realistyczne okażą się szacunki dotyczące wpływów z uszczelnienia podatków. Eksperci mają wątpliwości, czy taki wzrost jest do osiągnięcia w ciągu roku.
Powyższe wyliczenia wskazują, że przy wariancie pesymistycznym rząd powinien być w stanie pokryć ponad 40 proc. potrzebnej kwoty, przy optymistycznym całość. Jednak należy pamiętać, że program PiS zakłada także inne duże pozycje wydatkowe, jak podwyżka kwoty wolnej od podatku. Możliwe, że w takim razie projekt 500 zł na dziecko pójdzie na pierwszy ogień, a pozostałe poczekają.
Najbezpieczniejszym scenariuszem byłoby wprowadzenie najpierw ustaw podatkowych, a dopiero później, gdy zaczną działać – ustawy o świadczeniu wychowawczym. PiS wybrał bardziej ryzykowną drogę. Poseł Henryk Kowalczyk zapewnia jednak, że deficyt nie wzrośnie. Zmiany mają być umieszczone w projekcie budżetu, który nowy rząd będzie musiał złożyć ponownie po wyborach.