- Wprowadzamy rozwiązania, które pozwalają patrzeć na pracę zadaniowo. Ważne, aby zrealizować zadanie w określonym terminie i z wymaganym skutkiem. Godziny, w których będzie się to odbywać, mają dla mnie znaczenie drugorzędne - uważa Grzegorz Mroczek, dyrektor generalny Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Szef służby cywilnej próbuje od kilku lat przeforsować nowelizację, która m.in. przewiduje elektroniczny nabór do urzędów zamiast papierowego. Projekt wreszcie trafił do Sejmu. Czy to przysporzy kandydatów do pracy?

Więcej usług publicznych, w tym elektroniczna rekrutacja, przyczynia się do sprawniejszego funkcjonowania administracji. Takie zmiany odbieram pozytywnie. Oczywiście inną sprawą jest cały proces rekrutacji. W czasie pandemii niektóre nabory prowadziliśmy przez internet. Wymaga to od działu kadr więcej wysiłku. Test wiedzy i rozmowa kwalifikacyjna nie są najlepszym rozwiązaniem, choć oczywiście otwarty nabór do służby cywilnej jest rozwiązaniem koniecznym. Ważniejsze są prześledzenie kariery zawodowej kandydata i referencje od poprzednich pracodawców.

Jak wygląda sytuacja z chętnymi do pracy w administracji rządowej?

Od kilku miesięcy dostrzegamy, że chętnych jest coraz więcej. Obecnie w naborach bierze udział ok. 15 kandydatów. Średnia w ubiegłym roku wyniosła osiem ofert na stanowisko. W rezultacie prawie zawsze udaje nam się wyłonić najlepszego kandydata. Wcześniej zdarzało się, że nie zgłaszał się nikt spełniający kryteria albo były tylko dwie lub trzy takie osoby.

Ludzie chętniej zgłaszają się do urzędów, gdy rośnie bezrobocie. A co teraz może na to wpływać?

Trudno to precyzyjnie określić, być może jest to efekt zmian w gospodarce, a może coraz bardziej pozytywnego wizerunku pracy w administracji w społeczeństwie.

Twierdzi pan, że w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi jest więcej pracy niż pracowników. Czy wnioskował pan o dodatkowe etaty?

Wnioskujemy i czasami się to udaje, a czasami po prostu nie ma w budżecie pieniędzy na nowe zadania. Wtedy musimy dokonywać wewnętrznych, doraźnych przesunięć pomiędzy komórkami organizacyjnymi.

Na stronach kancelarii pojawia się średnio ok. 800 ofert pracy. Jak wygląda poziom fluktuacji w pańskim urzędzie?

Jest na poziomie ok. 10 proc.

Czy to dużo?

Przyjmuje się, że 10–12 proc. jest normą. Rozwiązania, które wprowadzamy, mają zatrzymać pracowników w urzędzie i przyciągnąć nowych. Wynagrodzenie w administracji rządowej nie jest konkurencyjne w porównaniu z rynkiem komercyjnym i dlatego tak ważna jest motywacja pozapłacowa.

Czy udaje się panu zatrzymywać specjalistów?

Tak, jeśli mogę, zawsze to robię, czasem z sukcesem. Jeśli jednak odejścia nie dotyczą przejść do innych urzędów, ale na rynek prywatny, to rzadko mam możliwość zatrzymania takiej osoby.

Ale w tym roku urzędnicy otrzymają podwyżki na poziomie 7,8 proc.

W ubiegłym roku na rynku takie podwyżki specjaliści potrafili otrzymywać tylko w ciągu jednego kwartału.

A ilu obecnie pracowników poszukujecie?

Obecnie trwa 11 postępowań rekrutacyjnych. Szukamy informatyków i legislatorów oraz przede wszystkim specjalistów z dziedziny rolnictwa. Na rynku jest bardzo duże zapotrzebowanie na informatyków, a dobrzy legislatorzy są poszukiwani w administracji. Mamy też innych specjalistów, którzy są podbierani przez rynek – przykładowo pracowników, którzy zajmują się nadzorem nad dopuszczaniem nawozów do obrotu. Osoby z takim doświadczeniem otrzymują na wstępie dwa razy wyższą ofertę płacową z rynku. Największą bolączką są wynagrodzenia.

Ale w resorcie rolnictwa średnia płaca wynosi 8,5 tys. brutto.

Pozostałe świadczenia, takie jak odprawy emerytalne, nagrody jubileuszowe czy dodatkowe wynagrodzenie roczne, sprawiają, że ta kwota rośnie.

W resorcie finansów, a także np. spraw zagranicznych, średnia płaca dobija nawet do 10 tys. zł. Zaraz pan powie, że to dotyczy głównie osób z wyższym wykształceniem…

Tak. Dziękuję, że pan to dostrzega. Patrzenie na wysokość zarobków w całej administracji przez pryzmat średniego wynagrodzenia z całą pewnością nie oddaje rzeczywistości poszczególnych urzędów.

Czy w ministerstwie są osoby zarabiające na poziomie płacy minimalnej?

Tak, ale nie dotyczy to korpusu służby cywilnej. Są to pracownicy obsługi, którzy są u nas zatrudnieni na podstawie ustawy o pracownikach urzędów państwowych. W korpusie zarabia się więcej, niż wynosi płaca minimalna.

Czy dużo jest u pana dyrektorów spoza korpusu służby cywilnej?

Większość jest z urzędu. Wiele osób na tym stanowisku zaczynało od referendarza i pracuje u nas od 20 lat lub więcej. Nie ma dużej rotacji.

Być może nie odchodzą, bo przyznaje im pan duże nagrody?

(śmiech) Dla nich ważniejsze od płacy jest to, że robią coś ważnego.

OK, a ile wynosi średnia nagroda dla dyrektora i kiedy ostatnia została wypłacona?

Średnia nagroda na tym stanowisku wyniosła 4,2 tys. zł i została wypłacona w grudniu 2022 r.

Co pan zmieniłby w administracji?

Istotne są: dalsza profesjonalizacja, ucyfrowienie procesów, wprowadzanie nowych technologii ułatwiających pracę i podnoszących poziom usług publicznych oraz ich dostępność. Z pewnością chciałbym też, aby wynagrodzenia były wyższe.

Podwyżki na poziomie 20 proc.?

Tak byłoby bardzo dobrze, ale zdajemy sobie sprawę, że budżet jest ograniczony.

Pojawiają się sygnały, że na jesieni znajdą się dodatkowe pieniądze na kolejną transzę podwyżek w budżetówce…

Nic mi o tym nie wiadomo.

Wspomniał pan o motywacji pozapłacowej. Szef służby cywilnej nagrodził resort rolnictwa wyróżnieniem za najlepsze rozwiązanie work-life balance dla pracowników, które polega na możliwości przychodzenia do pracy z czworonogiem…

Jest to element równowagi pomiędzy pracą a życiem prywatnym. Nasi pracownicy mogą przychodzić do pracy z psami lub kotami, jeśli nie chcą, by ich pupile przez cały dzień przebywały w domu same. Z ukochanym zwierzakiem u boku pracuje się po prostu przyjemniej, bo przebywanie z czworonogami obniża poziom stresu. Dopuszczamy również koty. Aby skorzystać z takiej możliwości, trzeba napisać wniosek. Zgodę muszą wyrazić pozostałe osoby z pokoju.

Wchodząc do ministerstwa, nie widziałem żadnego czworonoga. Ilu urzędników złożyło wnioski o możliwość przychodzenia do pracy z psem lub kotem?

Około 5 proc. zatrudnionych ma taką zgodę. Uważam, że to wcale nie jest mało. Zakładam, że z każdym rokiem będzie ich więcej.

Co jeszcze dodatkowego macie w ofercie dla urzędników?

Oferujemy pomoc psychologiczną. Program wsparcia pracowników zawiera takie elementy jak: poradnictwo psychologiczne przez telefon, wideokonsultacje z psychoterapeutami, wsparcie menedżerskie w postaci indywidualnych telefonicznych konsultacji lub sesji coachingowych online, a także działania edukacyjne i psychoedukacyjne w postaci m.in. webinarów i newsletterów. Nasi pracownicy mogą zadzwonić na specjalną infolinię i umówić się z psychologiem na wideoczat.

Umawiają się?

Tak.

Nie obawiają się, że pan odkryje, kto ma problemy z psychiką…

Myślę, że wiele osób doświadczyło na jakimś etapie swojej kariery obniżonego poziomu nastroju, utraty motywacji, trudnych sytuacji w zespole. Program wsparcia pracowników ma pomóc w takich sytuacjach. Kontakt z psychologiem jest całkowicie anonimowy.

Czym jeszcze przyciągacie do siebie urzędników?

Wprowadziliśmy budżet pracowniczy. Pracownicy mają poczucie realnego wpływu na to, na co są z niego wydawane pieniądze. Mogą zgłaszać swoje pomysły działań dla poprawy dobrostanu i zwiększenia satysfakcji z warunków pracy. Następnie odbywa się głosowanie, a propozycje z największą liczbą głosów są realizowane. Tak powstały punkt wymiany książek i minisiłownia, którą zaaranżowaliśmy w podziemiach.

I w trakcie pracy można sobie wyskoczyć poćwiczyć?

Tak, jeśli zawodowe zadania są wykonane w terminie. Ale jeśli pracownik korzysta z siłowni w czasie pracy, jest zobowiązany do późniejszego jego odrobienia. Z innych rozwiązań – zmodernizowaliśmy nasz duży, wspaniały ogród. Teraz jeszcze nie widać, ale już wiosną będzie można usiąść sobie przy fontannie i zjeść lunch lub po prostu odpocząć wśród pięknych drzew i kwitnących krzewów.

Czy praca w ministerstwie jest aż tak bardzo stresująca?

Zdarza się, że jest. Wciąż funkcjonuje stereotyp niezbyt aktywnego urzędnika, zajmującego się głównie piciem kawy. Jak każdy stereotyp ten także jest nieprawdziwy, ale trudny do zmiany. W rzeczywistości praca w urzędzie bywa niezwykle intensywna i nierzadko trzeba pracować po godzinach. Za nami np. realizacja bardzo wymagającego zadania związanego z nową Wspólną Polityką Rolną i opracowanie do niej planu strategicznego. Jak już wspomniałem, borykamy się z nadmiarem zadań w stosunku do liczby zatrudnionych.

Pandemii już nie mamy, a praca zdalna?

Praca zdalna pozostanie z nami już na stałe. Codziennie od 15 do 20 proc. osób pracuje w tej sposób. Oczywiście jest to zabezpieczone pewnymi warunkami. Musi to być praca, którą można w tej formie wykonywać, a osoba, która chce tak świadczyć obowiązki, musi być organizacyjnie dojrzała, wykonywać zadania w odpowiednim terminie i odpowiedniej jakości. Praca zdalna to jeden z elementów work-life balance, bardzo pozytywnie odbieranych przez pracowników. Poza tym w ministerstwie obowiązuje ruchomy czas pracy. Można ją rozpocząć od godz. 7 do godz. 10 i odpowiednio wcześniej lub później skończyć.

Wciąż jednak o godz. 16.15 widzimy, jak strumień urzędników wypływa z ministerstw rozlokowanych m.in. w pobliżu resortu rolnictwa…

Wprowadzamy rozwiązania, które pozwalają patrzeć na pracę zadaniowo. Ważne, aby zrealizować zadanie w określonym terminie i z wymaganym skutkiem, ale istotne jest też to, żeby czas pracy był wykorzystywany efektywnie. Godziny, w których będzie się to odbywać, mają dla mnie znaczenie drugorzędne. Oczywiście są takie stanowiska, które wymagają obecności w gmachu w ściśle określonych porach.

Większość zatrudnionych potrafi wykonać swoją pracę szybciej niż w ciągu ośmiu godzin, ale i tak nie mogą wyjść z biura.

Uważam, że należy od tego zdecydowanie odchodzić. Zadaniowy system pracy zwiększa motywację pracowników. Ludzie lubią autonomię i powinniśmy to im zapewnić, oczywiście w miarę możliwości danego zakładu pracy.

Wydaje mi się, że poza tymi rozwiązaniami dla wielu pracowników cenniejszy byłyby żłobek lub przedszkole na terenie urzędu…

Takich rozwiązań nie przewidują przepisy. Wiązałoby się to z bardzo dużymi wydatkami i nie każdy urząd dysponuje odpowiednią infrastrukturą. Oczywiście nasi pracownicy w trudnych i nagłych sytuacjach mogą przyjść z dzieckiem do pracy.

Jest pan od ponad 20 lat urzędnikiem mianowanym. Czy służba cywilna się rozwija, czy raczej zwija, jak przekonuje wielu ekspertów?

Po prostu się zmienia. Najważniejsze, żeby skutecznie realizowała cele, które przed nią postawiono, i w trudnych momentach stawała na wysokości zadania. Wymagający czas pandemii pokazał, że aparat państwa, którego służba cywilna jest niezwykle ważnym elementem, zdał egzamin. ©℗

Rozmawiał Artur Radwan