Przepisy wciąż umożliwiają sztuczne podwyższanie zasiłków macierzyńskich przez osoby pracujące na własny rachunek. Ze stratą dla całej reszty opłacających składki.
W ubiegłym roku osoby samozatrudnione oraz zleceniobiorcy pobierali – za okres odpowiadający urlopowi rodzicielskiemu – prawie dwa razy wyższe zasiłki niż pracownicy. Ci pierwsi dostawali z ZUS przeciętnie 12,9 tys. zł, podczas gdy zatrudnieni na umowie o pracę – 6,9 tys. zł. To efekt obchodzenia prawa. Wystarczy, że samozatrudniony tuż przed okresem korzystania z uprawnień rodzicielskich wykaże wyższe przychody, przez co podwyższy podstawę wymiaru składki chorobowej. Później przez rok może pobierać znacznie wyższy zasiłek macierzyński.
Choć samozatrudnieni i pracujący na umowach cywilnoprawnych stanowili w 2014 r. tylko 11 proc. osób pobierających zasiłki za czas odpowiadający urlopowi rodzicielskiemu, to jednak otrzymali aż 19 proc. łącznej kwoty świadczeń. A to oznacza, że zasiłki dla takich osób były znacznie wyższe niż te otrzymywane przez pracowników. Przeciętnie – jak policzył DGP – aż o 86 proc. Łącznie ZUS wydał na ten cel 2,39 mld zł, przy czym 280 tys. pracowników pobrało łącznie 1,94 mld zł, a 35 tys. opłacających składkę chorobową z innej podstawy – 450 mln zł.
Tak dużej dysproporcji w wysokości przeciętnego świadczenia nie da się wytłumaczyć różnicą w długości korzystania z płatnej opieki nad dzieckiem (rodzic sam decyduje, z jakiego wymiaru rodzicielskiego skorzysta; maksymalnie wynosi on 26 tygodni). Aby świadczenia obu grup pracujących się wyrównały, samozatrudnieni lub zleceniobiorcy musieliby korzystać z płatnej przerwy na opiekę prawie dwa razy dłużej niż pracownicy. A to w praktyce niemożliwe. Znacznie bardziej prawdopodobne wydaje się to, że prowadzący własne firmy tuż przed przyjściem dziecka na świat zawyżają swoje podstawy wymiaru składki chorobowej, aby przez rok pobierać wysoki zasiłek macierzyński. Tymczasem prace nad rządowym projektem, który ma uniemożliwić takie praktyki, toczą się już od dwóch lat. Posłowie mogą nie zdążyć z jego uchwaleniem do końca kadencji.
– Niedopuszczalne jest, aby przedsiębiorca płacący przez wiele lat składki w minimalnej wysokości sztucznie windował podstawę ubezpieczenia dopiero wtedy, kiedy dowiaduje się o chorobie lub ciąży – podkreśla Jeremi Mordasewicz, ekspert ubezpieczeniowy Konfederacji Lewiatan, członek Rady Nadzorczej ZUS.
Traci na tym cała reszta ubezpieczonych, bo w praktyce współfinansują oni wysokie świadczenia dla jednej grupy ubezpieczonych, która nadużywa luki w prawie.
– Nie ma żadnego powodu, aby prowadzący firmy byli inaczej traktowani niż pracownicy – dodaje Andrzej Strębski, ekspert ds. ubezpieczeń społecznych.
Prosta sprawa
Obecne przepisy sprzyjają nadużyciom zwłaszcza ze strony osób prowadzących działalność gospodarczą. Po bardzo krótkim okresie ubezpieczenia chorobowego (np. jeden miesiąc) z wysoką podstawą wymiaru składki przedsiębiorca przez długi czas może otrzymywać zasiłek w wysokości adekwatnej do tej podstawy. W przypadku zasiłku macierzyńskiego albo przez rok otrzymuje 80 proc. takiej wysokości, albo pierwsze pół roku 100 proc., a drugie pół – 60 proc. Okres pobierania świadczenia jest w tym przypadku kompletnie nieproporcjonalny do czasu opłacania wysokich składek.
Co istotne, najniższa podstawa wymiaru składek z tytułu prowadzenia pozarolniczej działalności wynosi – co do zasady – 60 proc. przeciętnego prognozowanego wynagrodzenia (w 2014 r. było to 2247,60 zł), a dla osób rozpoczynających działalność – 30 proc. minimalnego wynagrodzenia (w 2014 r. – 504 zł). Ubezpieczony może zadeklarować wyższą podstawę wymiaru składek, z tym że w przypadku dobrowolnego ubezpieczenia chorobowego nie może przekraczać ona 250 proc. przeciętnego prognozowanego wynagrodzenia. W okresie od 1 stycznia 2014 r. do 31 grudnia 2014 r. była to kwota 9365 zł. To oznacza, że możliwość podwyższania podstawy wymiaru zasiłków była znaczna. Jednocześnie w przypadku zasiłku macierzyńskiego nie jest potrzebny okres wyczekiwania (tzn. świadczenie zależy od opłacania składki chorobowej, a nie dodatkowo od dokonywania takich wpłat do ZUS przez jakiś minimalny czas).
Ważne jest także to, że w praktyce przeciwdziałanie takim nadużyciom nie jest proste. ZUS nie może kwestionować kwoty zadeklarowanej przez osobę prowadzącą działalność jako podstawy wymiaru składek na ubezpieczenie społeczne, jeżeli mieści się ona w granicach określonych przepisami. Potwierdził to Sąd Najwyższy w uchwale w składzie 7 sędziów z 21 kwietnia 2010 r. (sygn. akt II UZP 1/10). W praktyce ZUS może tylko dowodzić, że działalność została podjęta przez daną osobę jedynie dla pozoru (np. w celu uzyskania wysokiego zasiłku), a więc nie istnieje tytuł objęcia danej osoby ubezpieczeniem społecznym. Takie postępowania nie są jednak proste. I w praktyce ograniczone wyłącznie do osób rozpoczynających swój biznes.
– Ograniczenie omawianego procederu jest jednak konieczne. Nikt nie powinien otrzymywać z systemu ubezpieczeniowego więcej, niż wpłacił – dodaje Jeremi Mordasewicz.
Jest recepta
Jedynym rozwiązaniem, które skutecznie przeciwdziałałoby nadużyciom, jest zmiana przepisów. Prace nad nią już się toczą, ale w ślimaczym tempie. Założenia do ustawy zrównującej w omawianym zakresie prowadzących firmy i pracowników zostały opracowane w lutym 2013 r. Na gotowy, rządowy projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa trzeba było czekać blisko rok. Kontrowersji wokół niego było tak dużo, że aż trzy razy trafiał pod obrady Stałego Komitetu Rady Ministrów. Ostatecznie dopiero w październiku 2014 r. trafił do Sejmu. Nie spowodowało to znaczącej intensyfikacji prac. Dopiero 4 marca tego roku podkomisja stała do spraw rynku pracy przygotowała swoje sprawozdanie dotyczące projektu.
Posłowie zgodzili się, aby podstawą wymiaru zasiłku chorobowego przysługującego ubezpieczonemu prowadzącemu działalność był przeciętny miesięczny przychód za okres 12 miesięcy kalendarzowych poprzedzających miesiąc, w którym powstała niezdolność do pracy. To uniemożliwi krótkotrwałe opłacanie składek w celu uzyskania wysokiego zasiłku.
Tak powolne tempo prac nad uchwaleniem zmian wywołuje jednak obawy co do tego, czy ustawa w ogóle zostanie uchwalona do końca obecnej kadencji parlamentu (w październiku odbędą się wybory). Jeśli się to nie uda, nowy rząd i parlament będą musiały rozpoczynać prace nad zmianami od nowa.
– Do końca kadencji Sejm na pewno uchwali ustawę w tej sprawie. Tym bardziej że przygotowane zmiany są korzystne dla systemu ubezpieczeniowego – zapewnia poseł Sławomir Piechota (PO), przewodniczący sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny.
Eksperci mają więcej wątpliwości. – Szkoda, że prace nad takimi rozwiązaniami trwają już dwa lata. I tak naprawdę nie ma pewności, że Sejm upora się z tym problemem przed jesiennymi wyborami – podsumowuje Andrzej Strębski.