Średni koszt pracy w Polsce wynosił w ub.r. 8,4 euro za godzinę. To kwota porównywalna z Niemcami, tyle że tam taka jest od stycznia stawka minimalna. A więc średnio cała nasza gospodarka jest wciąż poniżej minimum u zachodniego sąsiada. To duża część tajemnicy sukcesu naszej gospodarki w ostatnich latach.
Kontynuowanie tego sukcesu będzie coraz większym wyzwaniem. Branża transportowa, która dzięki niskim kosztom pracy wybiła się na pierwsze miejsce w całej Unii Europejskiej, już się o tym boleśnie przekonuje. Nie dziwmy się, jeśli podobny los spotka np. liczący 150 tys. osób sektor usług biznesowych. Centra outsourcingowe stały się naszym znakiem rozpoznawczym nie tylko dlatego, że pracują w nich ludzie, którzy skończyli studia i potrafią dogadać się po angielsku, lecz także ze względu na niskie wynagrodzenia. Jeśli ktoś będzie w stanie nas przebić – te miejsca pracy szybko zostaną przeniesione.
Powinniśmy już myśleć, co dalej – zwłaszcza po 2020 r., kiedy skończy się drugie źródło naszego wzrostu w ostatnich latach, czyli deszcz pieniędzy z Unii Europejskiej. Ostatnio sporo mówimy o reindustrializacji. Ale ona wymaga spełnienia kilku warunków. Być może wśród nich jest współpraca nauki z biznesem, być może polityka przemysłowa. Na pewno zaś: tworzenie warunków dla gromadzenia krajowego kapitału. Jeśli to się uda, porównywanie godzinowych stawek wynagrodzeń nie będzie nas tak bardzo obchodzić.