Umowa zlecenia to wciąż najpopularniejsza forma zatrudnienia uchodźców w Polsce. To wygodne zarówno dla nich, jak i dla pracodawców.

Z danych MRiPS wynika, że zlecenie stanowi niemal 70 proc. wszystkich zawartych w ubiegłym roku umów (511,8 tys.). Na drugim miejscu – 20,6 proc. – są umowy na czas określony (157,9 tys.), a na trzecim na okres próbny – 4,8 proc. (37 tys.). Te na czas nieokreślony plasują się dopiero na piątym miejscu, bo wyprzedzają je jeszcze te o pomocy zawartej przy okazji zbiorów. Z danych resortu wynika, że w 2022 r. z uchodźcami z Ukrainy zawarto w sumie nieco ponad 22,8 tys. takich umów, co stanowi 3 proc. wszystkich.
Tym samym od kwietnia, kiedy po raz pierwszy DGP analizował strukturę umów, na podstawie których zatrudniani są uchodźcy z Ukrainy, niewiele się zmieniło. Wtedy bowiem umowy zlecenia odpowiadały za 66 proc. wszystkich, a na czas nieokreślony za 2 proc. Dzieje się tak mimo działań podejmowanych przez rząd, których celem jest związanie obywateli Ukrainy trwale z polskim rynkiem pracy. Mowa m.in. o wprowadzeniu poradnictwa zawodowego, szkoleń z języka polskiego, ale i innych formach wsparcia, takich jak infolinia czy strony www. Chodzi o www.pomagamukrainie.gov.pl, która po zaznaczeniu przez użytkownika, że potrzebuje pomocy w znalezieniu pracy, przekierowuje go m.in. do wortalu Publicznych Służb Zatrudnienia, portalu usług elektronicznych urzędów pracy, Centralnej Bazy Ofert Pracy, aplikacji ePraca oraz portalu Zielona Linia oraz infolinii 19524. Szacuje się, że w Polsce przebywa 950 tys. uchodźców z Ukrainy, z których 60–70 proc. pracuje.
Dla ekspertów od rynku pracy taka sytuacja nie jest zaskoczeniem.
– Umowa cywilna jest często preferowana przez obywateli Ukrainy. Oczekują oni przede wszystkim elastycznego zatrudnienia, bo nie wiedzą, ile jeszcze zostaną w Polsce. Chcą więc zachować możliwość szybkiego rozstania się z pracodawcą. Ważne jest dla nich także to, by zarobić jak najwięcej w skali miesiąca. Kwestia odkładania składki na emeryturę ma drugorzędne znaczenie – tłumaczy Agnieszka Zielińska dyrektor Polskiego Forum HR – Związek Pracodawców, dodając, że nie można zapominać też o tym, iż wśród osób, które przybyły do Polski w wyniku wojny w Ukrainie, dominują takie, które opiekują się na stałe dzieckiem lub starszą osobą.
– To też sprawia, że wolą pracować elastycznie niż na etat – zaznacza.
Podobnie uważa Piotr Soroczyński, główny ekonomista KIG. Przypomina, że do dzisiejszej sytuacji przyczynia się też prognozowane spowolnienie gospodarcze. – Sprawia, że i sami pracodawcy chętnie przyjmują pracowników na elastyczne umowy – podkreśla i zaznacza, że wielu uchodźców znalazło też pracę w branżach, gdzie taka forma zatrudnienia jest popularna. Np. gastronomia.
Zatem w ocenie ekspertów dane dotyczące form zatrudnienia to nie kwestia przymusu, ale wypadkowa oczekiwań i możliwości zarówno pracodawców, jak i pracowników. – Jak nie zmieniły się potrzeby, tak i możliwości pracowników. Pracodawcy wciąż mają obawy, że osoba, którą przeszkolą, zainwestują w nią czas i środki, ostatecznie postanowi wrócić do domu. Zresztą to wynika również z rozmów, jakie prowadzą z kandydatami. Mało jest osób, które mają pewność co do swojej przyszłości. Dziś wyraźny jest trend powrotowy albo raczej duża rotacja. Ukraińcy są w Polsce na dwa, trzy miesiące, po czym jadą na chwilę do domu, do rodziny – przyznaje Dorota Siedziniewska-Brzeźniak z firmy rekrutującej Idea HR Group.
W tym kontekście forma umowy zlecenia jest wygodna dla obu stron. Zleceniobiorcy mają ubezpieczenie, płacone podatki i wynagrodzenie zgodne z polskimi przepisami. Przy zachowaniu swobody szybkiego rozwiązania stosunku pracy. – Ale to głównie inicjatywa pracowników z Ukrainy – podkreślają eksperci.
– Można się spodziewać, że w kolejnych miesiącach proporcje zawieranych umów będą się zmieniać w kierunku większej liczby tych na czas określony. Pracownik, które dziś jest na zleceniu, a zdecyduje się zostać w kraju dłużej, zwiąże się z firmą, jest już sprawdzony, bardziej perspektywiczny dla pracodawcy – ocenia Dorota Siedziniewska-Brzeźniak. Przekonuje, że będzie to łatwiejsze, bo dzięki środkom z Funduszu Pracy i działaniom urzędów pracy udało się zmniejszyć barierę, która początkowo stanowiła wielkie utrudnienie w zatrudnianiu tych osób. Chodzi o znajomość języka polskiego.
Katarzyna Lorenc, ekspertka rynku pracy z BCC, przekonuje, że z rozmów z pracodawcami wynika jedno: duże zadowolenie z zatrudnionych osób z Ukrainy. – Są postrzegani jako wartościowi pracownicy. I nie jest przeszkodą fakt, że wciąż to osoby mocno mobilne. Ubiegając się o zatrudnienie, mówią o tym otwarcie, że zamierzają co kilka tygodni jeździć do Ukrainy, by spotkać się z rodziną i sprawdzić, co się dzieje w domu – mówi.
Ale na popularność tej formy zatrudnienia składają się też inne czynniki. W urzędach pracy gros osób to młode kobiety z wyższym wykształceniem. Czyli po studiach, ale z niemal zerowym doświadczeniem zawodowym. – Pracodawca podejmowałby ryzyko, decydując się od razu zatrudnić je na umowę o pracę. Umowom zlecenia sprzyja także w przypadku młodych osób korzystny układ podatkowy. Do 27. roku życia ich koszty po stronie pracodawcy są niemal zerowe (nieopodatkowane, nieozusowane) – dodaje Katarzyna Lorenc. ©℗