- GUS podaje uśredniony wzrost cen. Każdy ma „własną” inflację, bo każdy kupuje coś innego. Inaczej wygląda ona w emeryckim gospodarstwie na wsi, a inaczej w mieście. Inaczej u emerytów zdrowych, a inaczej u schorowanych - zauważa dr Tomasz Lasocki, Katedra Ubezpieczeń na Uniwersytecie Warszawskim.

W marcu 2023 r. roku prawie 10 mln emerytów i rencistów dostanie podwyżkę swoich świadczeń o co najmniej 14,8 proc. Wynika to z ogłoszonego w piątek przez GUS średniorocznego wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych dla gospodarstw domowych emerytów i rencistów w 2022 r. Oznacza to, że zapowiedziana przez rząd waloryzacja świadczeń o 13,8 proc. jest już nieaktualna. Czy trzeba będzie zmieniać przepisy w tym zakresie i zwiększyć gwarantowaną podwyżkę tych świadczeń o co najmniej 250 zł?
Nie. Ustawa, która przewiduje kwotowo-procentową waloryzację w marcu 2023 r., gwarantując podwyżkę przynajmniej o 250 zł, nie odwołuje się do konkretnego wskaźnika waloryzacji - choć nieaktualną już prognozę wskazano w jej uzasadnieniu. Wystarczy więc, że organy emerytalne podstawią rzeczywisty wskaźnik waloryzacji do wyliczeń i przeprowadzą wtedy korzystniejszą niż zakładana podwyżkę świadczeń. Uważam, że nie trzeba też zmieniać kwoty gwarantowanej podwyżki. Po wzroście wskaźnika waloryzacji obniży się tylko wysokość świadczenia, poniżej której ta gwarancja zadziała. Dotychczas zakładano, że osoby pobierające świadczenia nie większe niż 1811,60 zł bardziej skorzystają na gwarantowanych 250 zł niż na przewidywanym wskaźniku 13,8 proc. Jeśli świadczenia wzrosną w marcu o 14,8 proc., ta granica obniża się do 1689,19 zł. Per saldo wszyscy dostaną więcej, pytanie, czy oparta na uśrednionych przez GUS wartościach waloryzacja w obecnym kształcie zrekompensuje emerytom i rencistom ich rzeczywistą - dość wysoką - inflację.
Skąd założenie, że nawet wyższa waloryzacja może nie pokrywać utraty siły nabywczej świadczeń z powodu inflacji? Już przy poprzednim wskaźniku (13,8 proc.) waloryzacja miała kosztować prawie 40 mld zł.
GUS podaje uśredniony wzrost cen. Każdy ma „własną” inflację, bo każdy kupuje coś innego. Inaczej wygląda ona w emeryckim gospodarstwie na wsi, a inaczej w mieście. Inaczej u emerytów zdrowych, a inaczej u schorowanych. W wielu przypadkach wzrost kosztów utrzymania w ostatnim roku będzie dużo wyższy. W waloryzacji świadczeń chodzi o to, by zachować ich siłę nabywczą. Trzeba też pamiętać, że waloryzacja opiera się na danych historycznych. Czyli w marcu 2023 r. zrekompensujemy emerytom to, co stracili przez ostatni rok. W trakcie 2022 r. proponowano, by przeprowadzono dodatkowe waloryzacje - tak, aby emeryci mniej stracili, oczekując na wyrównanie. Rząd odmówił, wskazując, że wypłaci emerytom tzw. 13. i 14. emeryturę, które kosztują dodatkowo ok. 20 mld zł, przysługują również tym, którzy do systemu nie wnieśli niemal nic, a są ograniczane dla tych, którzy pracując przez lata, utrzymywali poprzednie pokolenie. Te wypłaty jednorazowe nie mają nic wspólnego z waloryzacją. Zamiast szukać takich bonusów, rząd przede wszystkim powinien pomyśleć o rzetelnej i regularnej waloryzacji, co lepiej zabezpieczyłoby emerytów i rencistów przed skutkami inflacji.
Dr Tomasz Lasocki, Katedra Ubezpieczeń na Uniwersytecie Warszawskim / Dziennik Gazeta Prawna
Na początku lutego poznamy wskaźnik wzrostu wynagrodzeń, który może wpłynąć na dalszą podwyżkę waloryzacji. Czego się pan spodziewa?
Patrząc na dane z poszczególnych miesięcy poprzedniego roku i porównywalne dane z 2021 r., widać, że przeciętne wynagrodzenie wzrosło rok do roku o kilkaset złotych. Uwzględniając jednak inflację, może się okazać, że wskaźnik realnego wzrostu wynagrodzeń będzie bliski zeru. Nie spodziewałbym się więc znaczącej podwyżki wskaźnika waloryzacji, zakładam, że pozostanie na poziomie 14,8 proc. albo wzrośnie w niewielkim stopniu. Nie powinien jednak przekroczyć 15 proc. Ale z prognozami bywa tak, że się nie sprawdzają. Lepiej poczekać do lutego na ogłoszenie przez GUS tego ostatniego wskaźnika i wtedy będziemy wiedzieli na pewno, o ile wzrosną świadczenia w marcu.©℗
Rozmawiał Mateusz Rzemek