Państwo powinno zapewniać sierotom stabilną opiekę, tymczasem przerzuca dzieci między placówkami – nierzadko nawet kilkukrotnie w ciągu zaledwie paru lat. Rzecznik praw dziecka interweniuje.
Kamila w ciągu czterech lat sześciokrotnie zmieniała placówkę, która się nią opiekowała. Najpierw trafiła do pogotowia opiekuńczego w Gdańsku. Później została umieszczona w rodzinnym domu dziecka. Po niecałych trzech latach znów wróciła do pogotowia, z którego przeniesiono ją do niepublicznej placówki opiekuńczo-wychowawczej. Tam spędziła jedenaście miesięcy. Ale to nie był koniec jej drogi. Fundacja Agawa, która prowadziła placówkę, zdecydowała się przeprowadzić Kamilę w nowe miejsce. Pod koniec ubiegłego roku kontrole wykazały w fundacji nieprawidłowości, a gmina rozwiązała z nią umowę. Wychowankowie, w tym Kamila, trafili do innych ośrodków pieczy zastępczej.
Takie przypadki nie są odosobnione. Jak wynika z kontroli rzecznika praw dziecka, mali wychowankowie placówek pieczy zastępczej zmieniają miejsce zamieszkania nawet po kilka razy. Marek Michalak uważa, że to łamanie prawa do stabilnego środowiska wychowawczego.
„Dzieci mają poczucie, że traktowano je jak przedmioty przenoszone z jednego miejsca do innego, a za chwilę jeszcze do kolejnego” – ocenia Michalak w piśmie do ministra pracy i polityki społecznej.
„Historie wielu dzieci pozbawianych opieki rodzicielskiej wyraźnie wskazują, że trauma przez nie przeżywana nie była ważnym elementem dla decydentów” – dodaje. RPD chce, by Władysław Kosiniak-Kamysz rozwiązał systemowe problemy pieczy zastępczej.
W ciągu ostatnich trzech lat do rzecznika wpłynęło około 900 skarg na rodziny zastępcze lub domy dziecka czy pogotowia opiekuńcze. Pracownicy biura RPD przeprowadzili ponad 100 kontroli w takich miejscach. Powody tych nieprawidłowości okazują się prozaiczne. Na przykład przyjęte przez samorządy procedury. Gminy rozpisują przetarg na sprawowanie takiej opieki i podpisują umowę na dwa lub trzy lata. Po tym czasie zmieniają wykonawcę usług. Albo jeśli w placówce wybuchnie jakiś skandal, gminy wolą ją zamknąć, niż zreformować. I znowu przerzucić gdzieś dzieci.
– Od dawna sygnalizujemy, że jeśli dziecko nie może zostać w rodzinie, musi mieć zapewnioną inną formę stałej opieki. Dzieci potrzebują się z kimś identyfikować, potrzebują stabilizacji. Dzisiaj system patrzy na dzieci przez pryzmat sprawy, a nie ich potrzeb – ocenia Mirosław Chrapkowski z Koalicji na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej.
– W dużej mierze to kwestia mentalności urzędników. Nie tylko placówki, ale także rodzinne domy dziecka traktowane są przez nich zadaniowo. Zdarza się, że podpisujemy umowy na przykład na pięć lat. Co mam powiedzieć dziecku, kiedy ten czas upłynie? Wybacz, skończyła mi się umowa? – zastanawia się. I dodaje, że gdyby większy nacisk kłaść na wsparcie, a nie kontrole, przypadki uprzedmiotowienia dzieci nie byłyby takie częste. Tak jednak, niestety, się nie dzieje.
Z przeanalizowanych przez RPD przypadków wynika, że pozostawione same sobie rodziny zastępcze często nie radzą sobie z wychowankami. Na 30 losowo skontrolowanych placówek opiekuńczo-wychowawczych aż 27 miało dzieci, które wróciły z takich rodzin. Łącznie 226 osób. – A kiedy coś się stanie, na każdym rogu stawiamy policjanta. Po tragedii w rodzinie zastępczej w Pucku miałem sześć różnych kontroli – podsumowuje Chrapkowski i dodaje, że Koalicja na rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej szykuje projekt nowelizacji ustawy.

Co na to Ministerstwo Pracy? Resort nie zareagował jeszcze na pismo RPD. Ma na to trzy tygodnie.

19,2 tys. liczba dzieci w instytucjonalnej pieczy zastępczej

946 placówek opiekuńczo-wychowawczych działa w Polsce

48 proc. dzieci w placówkach jest w wieku 14–17 lat