Centrale związkowe zaproponowały, by pensje w budżetówce wzrosły jeszcze w tym roku o co najmniej 5 proc., a w przyszłym – o kolejne 15 proc. Jednocześnie złagodziły swoje żądania wzrostu płacy minimalnej (łącznie o 150 zł od pierwotnie postulowanej kwoty). Z kolei pracodawcy domagają się urealnienia prognozowanej inflacji. Rząd odpowiada, że wskaźniki makroekonomiczne mogą się zmienić w przyszłym miesiącu, co oznaczałoby automatyczną zmianę (podwyższenie) proponowanego wzrostu płac w budżetówce. Kompromisowa oferta związków w tej kwestii na razie nie została przyjęta. Działacze podkreślali, że presja płacowa jest coraz większa i rząd musi się liczyć ze strajkami pracowników sektora publicznego.

Takie wątki poruszano w trakcie wczorajszego posiedzenia zespołu ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych Rady Dialogu Społecznego, w ramach którego są prowadzone negocjacje płacowe między rządem, pracodawcami i związkami zawodowymi. Swoje stanowisko zmodyfikowali związkowcy. Wcześniej proponowali jedną podwyżkę dla pracowników budżetówki o 20 proc. (od przyszłego roku). Z kolei płaca minimalna – według związkowców – powinna wynieść 3450 zł od stycznia i 3600 zł od lipca 2023 r. (wcześniej postulowali, by było to odpowiednio 3500 zł oraz 3750 zł).
– To kompromisowa propozycja. Uwzględniamy argumenty stron dialogu społecznego – podkreśliła Katarzyna Zimmer-Drabczyk, kierowniczka biura eksperckiego NSZZ „Solidarność”.
Związkowcy wskazywali, że liczą na korektę stanowisk pozostałych stron (uwzględniając ostatnie szacunki inflacji za czerwiec 2022 r.). Jednocześnie podkreślali, że w przypadku płacy minimalnej ważne jest, by już pierwsza podwyżka, czyli od stycznia, spełniała ustawowe minimum (czyli aby najniższe wynagrodzenie wyniosło co najmniej 3416,30 zł)
– Sytuacja jest dynamiczna. Nasze organizacje z sektora usług publicznych zapowiedziały protesty w związku ze zbyt niską rządową propozycją wzrostu płac. Mają odbyć się w lipcu. Nie możemy być bierni w zakresie wynagrodzeń w sytuacji wysokiej inflacji i zapowiedzi wzrostu cen nośników energii – wskazał Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.
Partnerzy społeczni apelowali też o uaktualnienie wskaźników, na podstawie których są prowadzone negocjacje w RDS. – Już wcześniej to postulowaliśmy, jest ku temu okazja na najbliższym posiedzeniu rządu – podkreślał Witold Michałek z Business Centre Club.
Pracodawcy chcą też rozpoczęcia prac nad nowelizacją przepisów (aby nie wymuszały pogoni minimalnej pensji za wzrostem cen).
Strona rządowa podkreśliła, że nie można zmieniać prognozy inflacji za każdym razem, gdy pojawiają się nowe szacunki. – Ostateczny termin na jej ustalenie mija w sierpniu. Wtedy będzie też decyzja, czy i jak zmieni się prognozowana wartość – wyjaśnił Piotr Patkowski, wiceminister finansów. Podkreślił, że do takiej zmiany będzie dostosowana podwyżka kwoty bazowej (czyli w razie podwyższenia inflacji automatycznie wyższy byłby też wzrost płac w budżetówce). Odniósł się też do zmodyfikowanej propozycji związkowej. – Z punktu widzenia skutków budżetowych jest ona tożsama z tą poprzednią. Oznacza ostatecznie 20-proc. wzrost kwoty bazowej. Pomijam to, że 5-proc. podwyżka w tym roku wymagałaby zmian w ustawie budżetowej – dodał wiceminister.
Strona rządowa zasugerowała też, że choć formalnie termin na opiniowanie założeń przyszłorocznego budżetu upłynie 15 lipca (dlatego tak istotne jest najbliższe posiedzenie plenarne RDS 14 lipca), to jednak nie wyklucza to dalszych rozmów o podwyżkach (na przełomie lipca i sierpnia).
– Rozbieżności między związkami zawodowymi i pracodawcami są znaczne. Na posiedzeniu plenarnym przedstawimy oddzielne stanowiska – podsumował prof. Jacek Męcina, szef zespołu, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.