Angela Merkel nie chce, by Wielka Brytania wychodziła z UE, ale nie spełni jej wszystkich żądań. Jednak niektóre, np. ograniczenia zasiłków dla przybyszów, są na rękę także Niemcom
Choć brytyjski premier David Cameron i kanclerz Niemiec Angela Merkel zapewniali wczoraj, że mają wspólny punkt widzenia na wiele kwestii w kluczowej dla brytyjskich wyborców sprawie – wprowadzenia wyjątków od zasady swobodnego przepływu osób wewnątrz UE – zbliżenia nie ma. Rozumie to chyba też Cameron, który coraz mocniej przesuwa akcenty na ograniczenie pomocy socjalnej dla imigrantów wewnątrzunijnych.
– Nasza czerwona linia jest od dawna znana brytyjskiemu rządowi. Dobrze by było, gdyby różnice zdań wewnątrz Unii Europejskiej były dokładnie precyzowane i w ten sposób były również przedstawiane oczekiwania Unii wobec Wielkiej Brytanii – mówił jeszcze przed przylotem niemieckiej kanclerz do Londynu wiceminister spraw zagranicznych Michael Roth. Nieprzekraczalną granicą dla Niemiec jest zaś właśnie zasada swobodnego przepływu osób, która dla jej zwolenników jest absolutnym fundamentem UE. Merkel zasugerowała wczoraj, że jest gotowa poprzeć brytyjskie pomysły na ograniczenie zasiłków – na czym zresztą Niemcy też skorzystają – ale to wszystko.
Cameron, który obiecał, że jeśli po majowych wyborach utrzyma się u władzy, w ciągu dwóch lat zorganizuje referendum w sprawie pozostania we Wspólnocie lub wyjścia kraju z Unii, ma nadzieję do tego czasu wynegocjować nowe zasady brytyjskiego członkostwa. – Zapewniamy zatrudnienie wielu ludziom w Europie i chcę teraz to zmienić. Jeśli Europa nie ma wzrostu gospodarczego, Unia Europejska nie działa i rozwiązania migracyjne, które nie służą takim krajom jak Wielka Brytania, to mamy problem. Wierzę, że trzeba stawiać czoła problemom i je rozwiązywać, a nie odsuwać je na bok – przekonywał premier w niedzielnym wywiadzie dla stacji BBC.
W ramach postulowanych zmian lider torysów chce, aby pracującym w Wielkiej Brytanii imigrantom nie przysługiwały zasiłki na dzieci, które pozostały w kraju pochodzenia, zaś prawo do innej pomocy socjalnej (np. dopłat mieszkaniowych) zyskiwali dopiero po czterech latach pobytu. Natomiast osoby z krajów UE, które przez sześć miesięcy nie zdołają znaleźć pracy, miałyby być odsyłane do ojczyzny. Cameron chciałby także zaostrzenia zasad sprowadzania członków rodziny przez imigrantów spoza Unii i wprowadzenia okresu przejściowego na otwarcie rynku pracy dla pracowników z państw, które miałyby w przyszłości wejść do UE, aż do czasu osiągnięcia przez nich brytyjskiego poziomu życia. Z wczorajszego wystąpienia usunął za to – jak ujawniły brytyjskie media, niemal w ostatniej chwili i po protestach Merkel – fragment o maksymalnym rocznym limicie imigrantów z UE, co jeszcze niedawno obiecywał.
To ustępstwo ostro skrytykowali zarówno członkowie Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która chce wyjścia kraju z Unii, jak i eurosceptycy jego własnej Partii Konserwatywnej. Ale na taką łagodniejszą wersję zmian, które zapewne nie wymagałyby zmian traktatowych, Berlin może się zgodzić. Choć, jak podano wczoraj, bezrobocie w Niemczech spadło w grudniu do 6,5 proc., czyli najniższego poziomu od czasu zjednoczenia w 1990 r., nie znaczy to, że pozbycie się części wydatków socjalnych nie byłoby na rękę Berlinowi.
Największa gospodarka UE staje się w ostatnich miesiącach celem migracji zarobkowej z krajów południowej Europy. Z tego zresztą powodu, a nie tylko ze względu na unijne zasady, RFN nie chce się zgodzić na przyznanie Londynowi prawa do odgórnego ograniczania liczby migrantów. Im mniej ich będzie przyjeżdżać do Wielkiej Brytanii, tym więcej np. do Niemiec.
Tymczasem trend ograniczania nadużywania systemów socjalnych jest widoczny w całej Europie Zachodniej. Zmiany w tej kwestii popiera Holandia, zaś w listopadzie Trybunał Sprawiedliwości UE, zajmując się sprawą Rumunki, która przyjechała do Niemiec i nie podjęła żadnych działań, by zdobyć pracę, ale domagała się świadczeń socjalnych, orzekł, że swobodny przepływ osób nie oznacza automatycznego prawa do korzystania jedynie z zasiłków w innym kraju.
I Cameron, i Merkel zdają sobie sprawę, że ewentualne wyjście Wielkiej Brytanii nikomu by się nie opłacało, ale kanclerz najwyraźniej zrozumiała, iż brytyjski premier na poważnie mówi o takim scenariuszu, jeśli przynajmniej część jego oczekiwań nie zostanie spełniona. Z drugiej strony, jak wskazują brytyjscy eksperci i komentatorzy, Merkel wydaje się coraz bardziej zirytowana kolejnymi pomysłami Camerona i w pewnym momencie może zrezygnować z zatrzymywania na siłę Londynu w Europejskiej Wspólnocie.

Życie na zasiłku w Wielkiej Brytanii

Imigranci z państw członkowskich UE nie uzyskują prawa do świadczeń socjalnych w innym kraju natychmiast do przybyciu. Zgodnie z unijnymi zasadami migranci mają prawo do świadczeń dopiero po trzech miesiącach pobytu w danym państwie, i to tylko pod warunkiem przejścia testu oceniającego ich sytuację osobistą, zawodową, mieszkaniową i stopień przywiązania do nowego kraju pobytu.

W Wielkiej Brytanii osoba poszukująca pracy, która ma prawo do zasiłku dla bezrobotnych (jobseeker allowance), otrzymuje 72,4 funta (398 zł) tygodniowo w przypadku osoby samotnej i 113,7 funta (625 zł) w przypadku pary. Warunkiem jest aktywne poszukiwanie pracy. Imigrant, który pracuje lub ma własną firmę, ma prawo do zasiłku mieszkaniowego, którego wysokość zależy m.in. od wysokości dochodów, wysokości czynszu, liczby osób w rodzinie.

Rodzice mają prawo do zasiłku na dziecko, który wynosi 20,5 funta (113 zł) tygodniowo w przypadku pierwszego dziecka i 13,55 funta (75 zł) za każde następne, a do jego pobierania uprawnieni są wszyscy niezależnie od dochodów do czasu ukończenia przez dziecko 16 lat lub 20, jeśli się uczy. Dotyczy to również imigrantów, których dzieci pozostały w krajach pochodzenia.

Imigranci z innych krajów UE są uprawnieni do takich samych świadczeń jak ludność rodzima, o ile pracują, choć wysokość niektórych świadczeń nie musi być jednakowa ze względu na różny okres płacenia składek.