Mężczyźni zyskali te same uprawnienia rodzicielskie co kobiety, ale nie chcą z nich korzystać. Nie zawsze jednak jest to ich wybór. Bo wbrew pozorom prawie wszystko – od zarobków po model rodziny – wciąż ich do tego zniechęca.
Najłatwiej go wyśledzić w weekend, gdy idąc za rękę ze starszym dzieckiem, drugą ręką pcha wózek z młodszym. Ma średnio 31 lat, gdy na świat przychodzi jego pierwszy potomek, posiada najczęściej wykształcenie średnie lub wyższe i zazwyczaj jest małżonkiem, choć coraz częściej decyduje się na życie w nieformalnym związku. Zarabia przeciętnie o 17 proc. więcej niż jego partnerka, częściej niż ona szuka pracy za granicą, zdecydowanie rzadziej przejmie opiekę nad dzieckiem.
Ojciec mógłby być kluczem do rozwiązania wielu demograficznych bolączek, z jakimi od lat boryka się Polska. Teoretycznie nigdy nie było mu lepiej niż dziś. Jeśli tylko dogadałby się z matką dziecka, mógłby skorzystać z aż 40 tygodni płatnego urlopu, w trakcie którego może poświęcić się opiece nad potomkiem. Podobnie jak ona ma też prawo łączyć taki urlop z pracą (maksymalnie na pół etatu) lub obniżyć liczbę godzin pracy i zyskać przez rok ochronę przed zwolnieniem. Co więcej, do poświęcania się rodzicielskim obowiązkom zachęca go nie tylko prawo, ale również wzorce kulturowe. Aktywne uczestniczenie w wychowywaniu dzieci jest dziś po prostu modne, o czym świadczą niezliczone kampanie społeczne, seriale, a nawet reklamy, w których ojcowie przewijają niemowlaki, kupują rodzinne samochody i postanawiają zostać w domu, bo karierę zawodową robi matka dziecka. Bycie ojcem stało się cool.
Wydaje się, że to zaklinanie rzeczywistości odniosłoby pożądany efekt, gdyby nie jeden mankament: ci cholerni polscy mężczyźni. Z jakichś nieznanych pobudek nie za bardzo garną się ani do bycia trendy, ani do wykorzystywania rodzicielskich uprawnień. Wystarczy jednak przyjrzeć się z bliska ich sytuacji, aby zdać sobie sprawę, że ta bierność w wielu przypadkach to nie zwykłe widzimisię lub przejaw męskiego szowinizmu. Wbrew pozorom bycie tatą, który aktywnie uczestniczy w opiece nad dzieckiem, wcale nie jest łatwe.
Przepisy przyznają ojcom wiele przywilejów, ale jednocześnie w praktyce uzależniają ich prawa od matki dziecka, która wciąż jest ich głównym dysponentem.
– Z kolei różnice w płacach kobiet i mężczyzn powodują, że rodzinom opłaca się, aby z płatnej opieki korzystała mama, a nie tata dziecka – wskazuje dr Dorota Głogosz, ekspert z zakresu polityki rodzinnej. Wzorce kulturowe też nie sprzyjają ojcom. Telewizyjni bohaterowie nie mają problemów z wybraniem np. urlopów rodzicielskich, ale rzeczywistość jest zupełnie inna. To ojciec, a nie matka, częściej straci pracę, jeśli zdecyduje się na skorzystanie z płatnej opieki nad dzieckiem. Dla przykładu budowlaniec, który chciałby iść na półroczny urlop rodzicielski, byłby zapewne traktowany przez pracodawcę i współpracowników jak ufoludek, który bierze wolne, bo albo nie chce mu się robić, albo baby do dzieci zagonić nie umie.
Te same wzorce kulturowe wskazują też, że to przede wszystkim na mężczyźnie spoczywa obowiązek zapewnienia godnych warunków życia rodzinie. Jeśli więc jest z tym problem, to mężczyzna częściej weźmie nadgodziny, będzie szukał dodatkowego etatu lub pojedzie za pracą do Anglii lub Niemiec. Niełatwo to pogodzić z aktywnym rodzicielstwem. Bez wątpienia wielu mężczyzn w obowiązkach rodzinnych jest wyręczanych przez kobiety. Ale na pewno niektórzy nie mają też szans na to, by stać się lepszymi ojcami.
– Partnerski model rodziny w Polsce dopiero toruje sobie drogę. Choć często rodzice deklarują, że dzielą się obowiązkami, w praktyce opieka nad dzieckiem to wciąż domena matek – tłumaczy prof. Bożenna Balcerzak-Paradowska z Zakładu Problemów Rodziny Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.

Męska wstrzemięźliwość

Liczby są dla ojców nieubłagane. Według danych ZUS w sierpniu 2014 r. z urlopu rodzicielskiego (jego maksymalny wymiar wynosi sześć miesięcy; jest płatny) korzystało 126 tys. matek i tylko 1,7 tys. ojców. Na jednego tatę przebywającego na takim urlopie przypada więc około 75 mam, które biorą takie wolne na opiekę nad dzieckiem. Nie lepiej jest z urlopem wychowawczym (wynosi on maksymalnie trzy lata; nie jest płatny – za jego okres opłacane są tylko składki na ZUS). Z badania GUS „Praca a obowiązki rodzinne w 2010 r.” wynika, że z takiego wolnego na opiekę w wymiarze co najmniej jednego miesiąca korzystało 38,4 proc. kobiet oraz zaledwie 1,2 proc. mężczyzn. Alternatywą dla wychowawczego jest zmniejszenie wymiaru czasu pracy (np. do pół etatu), które umożliwia godzenie obowiązków rodzinnych z zawodowymi (w takim przypadku rodzicowi przysługuje maksymalnie roczna ochrona przed zwolnieniem). Jednak i w tym zakresie ojcowie wyraźnie ustępują pola matkom. Na obcięcie etatu zdecydowało się 22,5 proc. kobiet i tylko 3 proc. mężczyzn. Co powoduje aż tak ogromne dysproporcje w wykorzystywaniu uprawnień rodzicielskich?
– Przyczyny są na pewno różne, ale nie można zapominać o tej, która nasuwa się automatycznie. Skoro mężczyźni zarabiają przeciętnie więcej od kobiet, nie będą korzystać np. z urlopu wychowawczego, który jest bezpłatny, bo rodzinny budżet będzie na tym tracił więcej, niż w przypadku gdy na urlop pójdzie kobieta. W pewnym stopniu dotyczy to także rodzicielskiego – podkreśla dr Monika Gładoch, ekspert Pracodawców RP.
Ten ostatni urlop jest płatny. Teoretycznie zatem nie ma znaczenia, czy skorzysta z niego ojciec, czy matka dziecka. Jednak jest on płatny tylko w 60 proc. (może wynosić 80 proc., jeśli matka zadeklaruje, że skorzysta z całego wymiaru macierzyńskiego i rodzicielskiego). Strata dla rodzinnego budżetu jest więc większa, jeśli na urlop pójdzie przeciętnie lepiej zarabiający ojciec niż gorzej wynagradzana kobieta (bo stracą 40 proc. jego pensji). Dobrze obrazuje to przykład, gdy zasiłek macierzyński ojca wynosi 2500 zł (kwota zbliżona do przeciętnej płacy netto), a matki 2075 zł (a więc o 17 proc. mniej, tyle ile wynosi przeciętna różnica w zarobkach kobiet i mężczyzn). Jeśli to ojciec skorzystałby w takim przypadku z urlopu rodzicielskiego, budżet rodziny wyniósłby 3575 zł (60 proc. zasiłku ojca, czyli 1500 zł, plus cała pensja matki, czyli 2075 zł). Gdyby z dzieckiem została kobieta, mieliby do dyspozycji 3745 zł, czyli o 170 zł miesięcznie więcej (60 proc. zasiłku matki, czyli 1245 zł, plus cała pensja ojca, czyli 2500 zł). Biorąc pod uwagę niewysoki poziom wynagrodzeń w Polsce, taka kwota może zaważyć na tym, który rodzic pójdzie na urlop.
– Różnice w zarobkach rzeczywiście mają wpływ na decyzję o tym, które z rodziców skorzysta z urlopów na opiekę nad dzieckiem. Trzeba jednak pamiętać, że płace kobiet i mężczyzn powoli się zrównują, a już teraz są mocno zróżnicowane i nierzadko to matka dziecka zarabia więcej niż ojciec – zauważa prof. Bożenna Balcerzak-Paradowska.
Wskazuje jednocześnie inne czynniki związane z zatrudnieniem, które wpływają na kwestie opieki nad dzieckiem. – Mężczyznom wciąż częściej zależy na uzyskaniu konkretnego stanowiska, awansie, a korzystanie z urlopów tego nie ułatwia – dodaje.

Ślepe prawo

Teoretycznie czynnikiem sprzyjającym wykorzystywaniu uprawnień przez mężczyzn powinny być przepisy. W ubiegłym roku, po wprowadzeniu półrocznych urlopów rodzicielskich, dokonała się pod tym względem prawdziwa rewolucja. Prawa ojców i matek do skorzystania z płatnej opieki zostały niemalże zrównane (wyjątkiem jest pierwsze 14 tygodni urlopu macierzyńskiego, zarezerwowane wyłącznie dla kobiet). To rodzice decydują, które z nich i w jakim wymiarze wykorzysta pozostałe 38 tygodni płatnych urlopów.
Jednak i w tej beczce miodu jest trochę dziegciu. Prawo ojca do płatnej opieki nadal bowiem jest uzależnione od matki dziecka. Na przykład jeśli w momencie porodu kobieta nie jest zatrudniona lub nie prowadzi firmy (czyli nie ma opłacanych składek chorobowych), to ojciec dziecka – choćby sam pracował i płacił składki – nie może wykorzystać nawet tygodnia urlopu macierzyńskiego czy rodzicielskiego (resort pracy zapowiada już zmianę przepisów, która ma to umożliwić). Podobnie jeśli matka dziecka zadeklaruje, że chce sama wykorzystać całą płatną opiekę (52 tygodnie), w praktyce pozbawi takiego prawa ojca. W obu przypadkach mężczyźnie pozostaje jedynie prawo do dwóch tygodni urlopu ojcowskiego (jest on niezależny od uprawnień matki). W praktyce może więc się zdarzyć, że mężczyzna nie tyle nie chce wykorzystywać uprawnień, ile po prostu nie może.
Problemem może być także to, że przepisy dotyczące uprawnień rodziców są bardzo skomplikowane. Na przykład obecnie funkcjonuje pięć rodzajów urlopów na dziecko, które różnią się m.in. tym, w jakim zakresie może je wykorzystywać jedno z rodziców (a nawet oboje w tym samym czasie w przypadku rodzicielskiego), jak długo trwają, czy są płatne i w jakiej wysokości, jaka jest procedura występowania o ich udzielenie, na jakich zasadach można je łączyć z pracą itp.
– Nie dziwi więc to, że zarówno sami pracownicy, jak i pracodawcy, w tym zwłaszcza małe i średnie firmy, nie wiedzą, jakie dokładnie uprawnienia przysługują ojcom. Na pewno pożyteczna byłaby kampania informacyjna w tym zakresie – tłumaczy Danuta Wojdat, pełnomocnik Komisji Krajowej NSZZ Solidarność ds. Kobiet.
– Im przepisy dotyczące uprawnień będą bardziej precyzyjne, tym obie strony stosunku pracy będą mieć mniejsze opory w ich stosowaniu – dodaje dr Grzegorz Baczewski, dyrektor departamentu dialogu społecznego i stosunków pracy Konfederacji Lewiatan.

Tradycyjny wzorzec

Przeszkody w wykorzystaniu rodzicielskich uprawnień przez mężczyzn mogą wynikać także z mentalności, wzorców kulturowych czy tradycji. Moda na bycie aktywnym ojcem, który chętnie wykorzystuje przysługujące mu uprawnienia i na równi z matką uczestniczy w opiece nad dzieckiem, nie dotarła do wszystkich firm, w tym zwłaszcza tych, w których mężczyźni stanowią większość zatrudnionych i wykonują tradycyjnie męskie prace. Nie bez znaczenia jest też miejsce zamieszkania. W dużych miastach nikogo nie dziwi widok ojca, który w powszedni dzień idzie z dziećmi na plac zabaw. W małych miejscowościach mężczyzna, który nie pracuje, tylko opiekuje się dziećmi, to rzadkość.
– Na pewno część mężczyzn ma problem z tym, aby skorzystać z uprawnień, które do tej pory były zarezerwowane dla kobiet. Obawiają się złego przyjęcia takiej informacji np. przez współpracowników – mówi dr Dorota Głogosz.
Podejmowania tego typu decyzji nie ułatwiają mężczyznom sami pracodawcy. – Firmy mają negatywne nastawienie do wykorzystywania uprawnień rodzicielskich przez rodziców. Takim osobom daje się często odczuć, że poprzez swoją decyzję o rozszerzeniu rodziny działają wręcz na niekorzyść przedsiębiorstwa, bo przecież nie będą świadczyć pracy – mówi Danuta Wojdat.

Partnerski model rodziny dopiero toruje sobie drogę. Choć rodzice deklarują, że dzielą się obowiązkami, opieka nad dzieckiem to domena matek

Dodaje, że dla wielu pracodawców zatrudnieni to osoby, które mają wyłącznie wykonywać określone zadania. Są traktowani tak, jakby poza pracą nie mieli żadnych obowiązków. – Pracownik, który będzie zgłaszał problemy z godzeniem pracy i opieki na dziećmi, najczęściej usłyszy, że każdy ma jakieś problemy – podkreśla ekspert NSZZ „Solidarność”.
Zatrudnieni doskonale wiedzą, że pracodawca krzywo patrzy na rodziców wykorzystujących np. urlopy wychowawcze czy zwolnienia lekarskie na dzieci. I liczą się z tym, że w końcu rozstanie się z takim podwładnym. W tym miejscu znów pojawia się kwestia pieniędzy. Skoro któreś z rodziców musi się liczyć z ryzykiem utraty etatu ze względu na mniejszą dyspozycyjność, to niech naraża się ta osoba, która zarabia mniej. Czyli przeciętnie rzecz biorąc kobieta. – Pracodawcy spodziewają się zazwyczaj, że to kobieta wykorzysta uprawnienia rodzicielskie. Z ich nieobecnościami się liczą. Dopiero przyzwyczajają się – i to powoli – do absencji ojców – podkreśla prof. Bożenna Balcerzak-Paradowska.
Pracownicy mężczyźni czasem boleśnie się o tym przekonują. Z danych Państwowej Inspekcji Pracy, która w ubiegłym roku przeprowadziła 581 kontroli dotyczących uprawnień rodziców, wynika, że to ojciec, a nie matka dziecka musi częściej liczyć się ze zwolnieniem z pracy po zakończeniu płatnej opieki nad dzieckiem. W ciągu sześciu miesięcy od powrotu do firmy po urlopie macierzyńskim etat straciło 10,3 proc. mężczyzn wykorzystujących jego część (w 2012 r. – 12,6 proc.) i tylko 4,3 proc. kobiet (5,7 proc. w 2012 r.; trzeba jednak wziąć pod uwagę, że kobiety znacznie częściej wykorzystują urlopy na dzieci). Skala zwolnień wydaje się nieduża, ale nie można zapominać, że znaczna część rodziców po powrocie z macierzyńskiego lub rodzicielskiego obniża swój wymiar czasu pracy, aby zyskać roczną ochronę przed zwolnieniem. Gdyby nie to rozwiązanie, przypadków zwolnień byłoby pewnie więcej. Nawet te przytoczone dane nie zachęcają jednak mężczyzn do wybrania urlopu.
– Ojciec, który chce wykorzystać uprawnienia rodzicielskie, może być automatycznie postrzegany jako pracownik roszczeniowy, który skorzysta z każdej nadarzającej się okazji, aby tylko nie pracować lub uzyskać ochronę przed zwolnieniem – tłumaczy Danuta Wojdat.
Również wzorce kulturowe dotyczące obowiązków rodzinnych mogą być przeszkodą dla ojców. W praktyce decyzja dotycząca tego, kto wybierze urlop na opiekę nad dzieckiem, należy najczęściej do kobiety. Nierzadko zdarza się, że po prostu chce ona skorzystać z całej płatnej opieki nad dzieckiem (czyli przez rok). I trudno to kwestionować, tak jak trudno zaprzeczyć, że więź łącząca ją z urodzonym przez nią dzieckiem jest szczególna. Dodatkowo nie można zapominać, że urlop (przynajmniej macierzyński) ma służyć nie tylko zapewnieniu dziecku opieki, lecz także regeneracji matki po okresie ciąży i połogu. Między innnymi dlatego pierwsze 14 tygodni urlopu macierzyńskiego jest zarezerwowane wyłącznie dla niej.

Bolesne skutki

Teoretycznie w tym miejscu można by uznać, że w polskim modelu opieki nad dzieckiem wszystko działa właściwie – mężczyźni nie korzystają z przerw od wykonywania pracy, tylko zarabiają na rodzinę (od tego przecież są), a kobiety odkrywają uroki macierzyństwa w trakcie urlopów (bo same je wybierają).
Taki wzorzec powoduje jednak liczne problemy, które przyczyniają się do zapaści demograficznej w Polsce. Największym z nich jest cena, jaką płacą matki za poświęcenie się obowiązkom rodzinnym. Z tego powodu muszą liczyć się z możliwością utraty etatu, pogorszeniem swojej sytuacji na rynku pracy i dyskryminacją (bo firmy z powodu potencjalnych nieobecności spowodowanych opieką chętniej zatrudniają mężczyzn niż kobiety). Ryzyko wpadnięcia w pułapkę świadczeń, czyli utrzymywania się ze świadczeń, a nie pracy, jest równie duże.
– Tymczasem posiadanie etatu jest jednym z najistotniejszych czynników mających wpływ na podjęcie decyzji o posiadaniu dziecka – podkreśla dr Dorota Głogosz.
Jednocześnie chęć ustabilizowania swojej sytuacji zawodowej, aby zapewnić sobie środki na wychowywanie potomstwa, sprzyja odkładaniu decyzji o ciąży na później. I tak średni wiek kobiety w momencie urodzenia pierwszego dziecka wzrósł z 23,7 roku (2000 r.) do 27 lat (2012 r.). To także przyczynia się do spadku dzietności.
Zupełnie innym problemem jest wpływ małej aktywności rodzicielskiej mężczyzn na dzieci. Badania wskazują, że już niemowlęta, których ojcowie byli bardziej zaangażowani w opiekę nad nimi, wykazywały wyższy poziom inteligencji niż te, których ojcowie w mniejszym stopniu uczestniczyli w opiece nad nimi, a rezultaty te utrzymywały się nawet wtedy, gdy wzięto pod uwagę różnice socjoekonomiczne (badanie M.W. Yogmana, D. Kindlona i F. Earls, 1995 r.). Brak odpowiednich relacji, zwłaszcza z synem, przyczynia się m.in. do łamania przez niego w przyszłości norm społecznych i działań przestępczych.

Ojciec, który chce wykorzystać uprawnienia rodzicielskie, może być postrzegany jako pracownik roszczeniowy

Lekiem na tego typu problemy mogłoby być wprowadzenie zasady, że część urlopu rodzicielskiego (np. jeden lub dwa miesiące) może wykorzystać wyłącznie ojciec dziecka. Gdyby jej nie wybrał, przepadałaby (czyli nie mogłaby jej wykorzystać matka). To postulat zgłaszany od dłuższego czasu nie tylko przez organizacje kobiece, ale także znaczną część ekspertów. O tym, że mogłoby to być skuteczne rozwiązanie, przekonują dane dotyczące urlopu ojcowskiego, który trwa dwa tygodnie. Przysługuje on obecnie wyłącznie ojcu dziecka. Jeśli go nie wykorzysta, wolne na opiekę przepada. Z danych ZUS wynika, że w październiku tego roku korzystało z niego 20,9 tys. ojców, a więc 12 razy więcej niż tych, którzy w tym czasie przebywali na rodzicielskim. Wszystko wskazuje, że widmo utraty uprawnienia w tym przypadku zadziałało.
– Takie rozwiązanie na pewno zmniejszyłoby nierówności na rynku pracy, bo pracodawca będzie liczył się z tym, że zapewne także mężczyzna, a nie tylko kobieta, wykorzysta dłuższą przerwę na opiekę nad dzieckiem – podkreśla Grzegorz Baczewski.
Model, w którym wyłącznie ojcom przysługuje część płatnej opieki nad dzieckiem, funkcjonuje z powodzeniem np. w Szwecji (wynosi ona 2 miesiące). Wskaźnik dzietności jest u naszego północnego sąsiada znacznie wyższy (1,9 wobec 1,3 w Polsce; pożądany jest wskaźnik 2,1, którego osiągnięcie oznacza, że zapewniona jest wymienialność pokoleń).
– Trzeba jednak pamiętać, że Polska to nie Szwecja. W krajach skandynawskich zmiany postaw społecznych wypracowywano latami. A naszą politykę prorodzinną cechuje pewna nerwowość. Chcemy szybko wprowadzać wszelkie rozwiązania, które mają służyć rodzicielstwu. Tymczasem warto najpierw zastanowić się nad ich skutecznością – zauważa prof. Bożenna Balcerzak-Paradowska.
Podkreśla, że dopiero rok temu wydłużyliśmy znacznie płatną opiekę nad dzieckiem i przez najbliższe lata warto obserwować, czy nie będzie przybywać mężczyzn korzystających z urlopu rodzicielskiego (w przypadku ojcowskiego, wprowadzonego w 2009 r. początkowo także niewielu mężczyzn decydowało się na niego).
– Jeśli chcemy zachęcać mężczyzn do wykorzystywania rodzicielskiego, należna im część urlopu powinna być dodatkowa, a nie wydzielana z jego obecnego wymiaru. W przeciwnym razie na takim rozwiązaniu mogą stracić matki, bo one nie będą mogły skorzystać już z sześciu miesięcy przerwy na opiekę, tylko np. z pięciu lub czterech – podkreśla Danuta Wojdat.
Dodaje, że wydzielenie części urlopu wyłącznie dla ojca byłoby też niesprawiedliwe w stosunku np. do matek samotnie wychowujących dziecko lub tych rodzin, w których mężczyzna swojej części opieki nie może wykorzystać (bo np. pracuje za granicą). – Warto się też zastanowić, czy jesteśmy gotowi na taką zmianę. Nie jestem przekonana, czy prawo powinno wymuszać postawy społeczne – podkreśla Bożenna Balcerzak-Paradowska.
Bez względu na to, czy mężczyźni zyskają prawo do części urlopu, czy też nie, na pewno w najbliższym czasie czeka nas społeczna dyskusja o tym, co zrobić, żeby w Polsce bycie ojcem było prostsze. W przeciwnym razie na pewno nie będzie rodzić się więcej dzieci, a mężczyzn spacerujących z wózkami wciąż widywać będziemy tylko w weekendy.