Wstępna rządowa propozycja podwyżki najniższej płacy nie satysfakcjonuje związków zawodowych. Pracodawcy z kolei coraz mocniej akcentują konieczność zmiany mechanizmu ustalania minimalnego wynagrodzenia.

Przypomnijmy, że kwestia podwyżki była tematem ostatniego posiedzenia plenarnego Rady Dialogu Społecznego (RDS). Marlena Maląg, minister rodziny i polityki społecznej, zasugerowała, że rząd rozważa podwyższenie minimalnej płacy do 3350 zł (o 340 zł) od stycznia 2023 r. oraz do 3500 zł od lipca (łącznie o 490 zł). Z uwagi na wysoką prognozowaną inflację konieczna będzie podwyżka w dwóch terminach.
Taka propozycja nie satysfakcjonuje związkowców. Z mechanizmu ustalania najniższej płacy określonego w ustawie o minimalnym wynagrodzeniu (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 2177) wynika bowiem, że w przyszłym roku powinna ona wzrosnąć co najmniej o 406,30 zł (czyli do 3416,30 zł). Skoro rząd proponuje, by od stycznia podwyższyć ją jedynie o 340 zł, najwyraźniej uważa, że gwarantowany przepisami wzrost (o 406,30 zł) nie musi być wypłacany w całości od stycznia. Część tej kwoty (66,30 zł) byłaby „skonsumowana” dopiero poprzez podwyżkę lipcową.
Prowadzi to do paradoksalnego skutku. Mechanizm, który ma chronić pracowników na wypadek wysokiej inflacji (wymóg dwukrotnej podwyżki – od stycznia i od lipca), w praktyce spowoduje, że w pierwszym półroczu 2023 r. będą zarabiać mniej (3350 zł), niż gdyby obowiązywały zwykłe przepisy, na czas niskiej inflacji (wtedy otrzymaliby 3416,30 zł). Wyższa płaca w drugim półroczu 2023 r., po podwyżce lipcowej, może realnie nie zrekompensować tej różnicy z uwagi na utratę siły nabywczej.
Trudno więc się dziwić, że związki zawodowe podtrzymały swoją wspólną propozycję wysokości minimalnej pensji (3500 zł od stycznia 2023 r. i 3750 zł od lipca).
– Płaca minimalna powinna osiągać poziom połowy przeciętnego wynagrodzenia. To nasz zasadniczy cel. Nie zrealizujemy go, jeśli miałaby być wdrożona wstępna rządowa propozycja. Pamiętajmy też, że minimalna pensja jest jedynym skutecznym narzędziem do ogólnego wzrostu pensji w Polsce. Podtrzymujemy przedstawioną wcześniej wspólną propozycję. Ta zasugerowana przez rząd nas nie satysfakcjonuje – wskazuje Marek Lewandowski, rzecznik prasowy Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.
Związkowcy zwracają uwagę na zbyt niską propozycję podwyżki od stycznia. Pracodawcy z kolei zakładają, że skoro rząd zaproponował wstępnie 3350 zł, to gwarantowany przepisami wzrost (do 3416,30) nie musi być osiągnięty od początku 2023 r. (może go częściowo zrealizować podwyżka lipcowa). To dla nich korzystna wiadomość, ale negatywnie oceniają łączny proponowany wzrost minimalnej pensji, czyli po uwzględnieniu podwyżki lipcowej.
– Pamiętajmy, że już sama podwyżka wymagana przepisami, czyli o 13,5 proc., jest wysoka. Proponowaliśmy, aby o tyle wzrosło minimalne wynagrodzenie. W wariancie zaproponowanym przez rząd podwyżka w 2023 r. będzie wynosić 16 proc. Propozycja rządowa nie satysfakcjonuje nas w pełni, ale pozytywnie oceniamy to, że nie byłoby gwałtownego wzrostu minimalnej pensji (o ponad 400 zł) już od stycznia – podkreśla Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Zatrudniający podkreślają, że zbyt wysoka podwyżka spotęgowałaby inflację (spiralę cenowo-płacową).
– W trakcie posiedzenia plenarnego RDS niektórzy przedstawiciele strony pracodawców wskazywali, że sytuacja gospodarcza jest już na tyle niepokojąca, że minimalną pensję, wynagrodzenia w sferze budżetowej oraz emerytury i renty należy podwyższyć jedynie o wskaźnik inflacji – wskazuje prof. Jacek Męcina, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan, przewodniczący zespołu ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych RDS.
Takie rozwiązanie wymagałoby jednak uprzedniej zmiany przepisów. Pracodawcy coraz częściej zwracają uwagę, że obecne zasady ustalania minimalnej pensji są nieadekwatne do realnych warunków gospodarczych.
– Szczególna sytuacja związana z przyspieszającą inflacją może wymagać w przyszłości odejścia od dotychczasowych mechanizmów ustawowych – dodaje prof. Męcina. ©℗