Rząd przeprowadził badania na grupie 3,5 tys. Ukraińców, którzy przyjechali do Polski. Chciał wiedzieć, jakie mają plany dotyczące m.in. pracy.

Z badania na zlecenie rządu wynika, że dziewięciu na dziesięciu pytanych chce się uczyć języka polskiego – brak umiejętności językowych stanowi główną barierę w poszukiwaniu zajęcia. Dla mniej więcej co czwartego Ukraińca problemem w tym kontekście jest możliwość zorganizowania opieki nad dziećmi podczas pracy czy brak wystarczających kompetencji lub doświadczenia.
Poza tym widać – przynajmniej na poziomie deklaracji – dużą skłonność do elastyczności w zakresie odnajdywania się uchodźców na polskim rynku pracy. Niemal wszyscy respondenci twierdzą, że są gotowi do pracy w innym zawodzie niż ten, który mieli w Ukrainie. Ponad połowa jest skłonna zmienić miejsce pobytu w Polsce, jeśli w innej miejscowości uda im się znaleźć pracę. To istotna deklaracja – uchodźcy najczęściej przebywają w dużych miastach, a to oznacza dla tamtejszych władz większe obciążenie administracyjne i finansowe. Z raportu przygotowanego przez Unię Metropolii Polskich (dane zaczerpnięto z lokalizacji na urządzeniach mobilnych) wynika, że w Rzeszowie liczba ludności wzrosła o 53 proc., w Gdańsku o 34 proc., a Warszawa stała się po raz pierwszy miastem oficjalnie ponaddwumilionowym.
– To dobrze, że uchodźcy w większości nie są przywiązani do jednego miejsca przebywania – ocenia Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku i szef Unii Metropolii Polskich. – Każde miasto stara się pomagać w tworzeniu miejsc pracy, my w urzędzie zatrudniliśmy ponad 30 osób do różnych zadań związanych z uchodźcami. Według PESEL mamy 3,5 tys. uchodźców, natomiast według badań UMP może być nawet 10 razy więcej. Dopóki mamy pomoc rządową, to jesteśmy w stanie to udźwignąć finansowo. Natomiast jak jej zabraknie, a na razie ustalona jest czasowo, mogą pojawić się problemy – przyznaje prezydent.
Badanie zostało przeprowadzone na dużym panelu internetowym, rząd chce je powtórzyć w sondażu telefonicznym, by potwierdzić wyniki. Zainteresowanie wynika m.in. z wpływu możliwych decyzji uchodźców na rynek pracy.
Ukraińcy to wciąż najbardziej liczna grupa pracowników spoza Polski. W kwietniu na 969,5 tys. cudzoziemców, od których pracodawcy płacili składki emerytalne, prawie 700 tys. stanowili właśnie nasi południowo-wschodni sąsiedzi. To prawie trzy czwarte ogółu cudzoziemców.
ZUS ma także dokładne dane, w jakich formach pracują obywatele Ukrainy (wszyscy - i ci, którzy byli tu przed wybuchem wojny, i ci, którzy dotarli po 24 lutego) w Polsce. Szczegółowe dane z marca i lutego pokazują, że większość z nich (57 proc.) pracuje na umowach o pracę. To najbardziej stabilna forma zatrudnienia. Z kolei pozostali w przeważającej większości – 42 proc. pracują na umowy zlecenia. Umowy o dzieło są w tej statystyce śladowe. Jeśli chodzi o podział na płeć, to wśród Ukraińców przeważają umowy o pracę, w marcu było to 63 proc., gdy tymczasem wśród Ukrainek umowa zlecenie – 50 proc. Od początku roku widać jednak zmiany w ogólnej strukturze. Jeszcze w styczniu na umowie o pracę zatrudnione było 58 proc. Ukraińców, potem – jak widać – ten udział się zmniejszył, co było m.in. efektem tego, że część zatrudnionych wcześniej pojechała na wojnę, ale w ich miejsce pojawiły się kobiety. Przez cały czas widać wzrost zatrudnienia Ukraińców w statystykach ZUS.
– Z perspektywy polityk publicznych fundamentalną kwestią jest dowiedzieć się, jaka jest ich sytuacja mieszkaniowa, dostęp do usług publicznych czy chęć zatrudnienia. Biorąc pod uwagę specyfikę tej grupy, to są to osoby łatwo wchodzące na rynek pracy czy uczące się języka polskiego, z jednym istotnym zastrzeżeniem, jak będą w stanie zapewnić opiekę dla swoich dzieci – zauważa szef Centrum Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego prof. Paweł Kaczmarczyk. Najprostszym rozwiązaniem dla nowo przybyłych będzie wchodzenie w ścieżkę umów cywilnoprawnych. – Dramatyczna i tragiczna sytuacja uchodźców będzie tworzyła pokusę do nadużyć, więc niezbędny jest monitoring warunków zatrudnienia ze strony państw, w tym PIP, ale także związków zawodowych – podkreśla prof. Kaczmarczyk. Demografowie wskazują, że bardzo duża grupa naszych sąsiadów, nawet ponad drugie tyle, ile pokazuje ZUS, pracuje w formach, które nie wymagają rejestracji w ZUS lub po prostu na czarno.