Poczta Polska zwolniła dyscyplinarnie pracownika za wpisy w mediach społecznościowych popierające wojnę. Czy miała do tego prawo? Eksperci mają co do tego wątpliwości.

Media społecznościowe obiegło pismo, w którym Poczta Polska informuje o rozwiązaniu z pracownikiem umowy o pracę, bez zachowania okresu wypowiedzenia, z jego winy. Powód? Wpis na Facebooku o treści „Putin tylko chce wykończyć bandę UPA co go popieram” (pisownia oryginalna). Pracownik na swoim prywatnym profilu był podpisany imieniem i nazwiskiem, a jako miejsce pracy wskazał „ekspedient pocztowy w Poczta Polska”.

Zdaniem firmy miało to stanowić ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych, jak również było zachowaniem na szkodę pracodawcy i godzi w jego dobre imię.

- Oświadczenie opublikowane na portalu Facebook stoi w całkowitej sprzeczności z wartościami propagowanymi przez nie tylko Pocztę Polską S.A., ale przez niemal cały świat. Poczta Polska S.A. potępia działania Władimira Putina i wspiera Ukrainę w wojnie z Federacją Rosyjską poprzez pomoc finansową i materialną. Każdy użytkownik Facebooka mógł sprawdzić na pana profilu miejsce pracy i potraktować opublikowaną przez Pana opinię jako tożsamą ze zdaniem swojego pracodawcy – czytamy w piśmie.

Postanowiliśmy sprawdzić jego autentyczność i w tym celu zwróciliśmy się do rzecznika Poczty Polskiej. Ten w odpowiedzi odesłał nas do oświadczenia opublikowanego na stronie firmy i poprosił o niepublikowanie skanu pisma z widocznym elementem danych osobowych, by nie doszło do naruszenia prawa do prywatności pracownika.

We wspomnianym oświadczeniu czytamy: „nie możemy dopuścić do sytuacji, w której nieodpowiedzialne słowa i zachowanie jednego pracownika, posługującego się nazwą czy logiem Spółki w mediach społecznościowych, przyćmią całokształt naszego codziennego zaangażowania i służby Polakom. Konsekwencją takiego działania może być naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych, w szczególności działanie na niekorzyść Poczty Polskiej, polegające na naruszeniu dobrego imienia Poczty Polskiej. Jest to jasno wyartykułowane w pocztowym Regulaminie pracy”.

Media społecznościowe zalała fala komentarzy, od pochwalających działanie Poczty Polskiej, po wskazujące na zbyt surową karę dla pracownika. Co w tej kwestii mówią przepisy i eksperci.

To zbyt daleko idące

Jako podstawę wypowiedzenia wskazano na naruszenie obowiązków pracowniczych wymienionych w art. 100 par. 2 pkt 4 Kodeksu pracy. Stanowi on, że pracownik jest obowiązany w szczególności dbać o dobro zakładu pracy, chronić jego mienie oraz zachować w tajemnicy informacje, których ujawnienie mogłoby narazić pracodawcę na szkodę. Działanie pracownika, zdaniem Poczty Polskiej, stanowiło działanie na jej niekorzyść i naruszało jej dobre imię.

Art. 52 par. 1 pkt 1 k.p. :Pracodawca może rozwiązać umowę o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika w razie ciężkiego naruszenia przez pracownika podstawowych obowiązków pracowniczych.

Jak taką argumentację oceniają eksperci?

- Pomijając ocenę moralno-etyczną wpisu, należy zauważyć, że pracodawca nie może pozbawić swojego pracownika konstytucyjnego prawa do wyrażania wolności słowa, nawet jeśli uznaje je za kontrowersyjne i sprzeczne z własnymi poglądami – mówi adwokat Paweł Matyja.

Dodaje, że analizowany przypadek, nie jest jednak sprawą tak oczywistą. Pracownik wyraził swój prywatny pogląd, na swoim prywatnym profilu w portalu społecznościowym. W żadnym miejscu nie wskazał, że jest to pogląd jego pracodawcy. Użyte słowa wskazują wręcz jednoznacznie, że wyraża on swój osobisty pogląd (cytuję: "za co go popieram").

- O ile więc rozumiem to, że pracodawca nie chce być zestawiany z kontrowersyjnymi wypowiedziami swojego pracownika, o tyle uważam, że automatyczne przyjmowanie, że każda osoba trzecia, po przeczytaniu omawianego wpisu uzna, że jest to opinia nie tylko autora wpisu, ale i jego pracodawcy, jego rodziny etc., jest domniemaniem zbyt daleko idącym – wyjaśnia mecenas Paweł Matyja.

W podobnym tonie wypowiada się dr Jan Sobiech wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Warszawie. - Nie ma wątpliwości, że pracownik musi nie tylko dbać o materialne, lecz także niematerialne dobra pracodawcy, do których z pewnością należy zaliczyć także szeroko pojęte dobro zakładu pracy. Wątpliwym wydaje się jednak, aby prorosyjska opinia, nawet jeśli stoi w sprzeczności z polityką firmy, a została wyrażona na portalu społecznościowym jako prywatna, mimo możliwości powiązania internauty z pracownikiem Poczty Polskiej, wypełniała znamię zawinionego zachowania godzącego bezpośrednio w jej wizerunek – mówi ekspert.

Wskazuje również, że czym innym byłaby sytuacja, w której pracownik uporczywie dokonuje wpisów na internetowych forach lub portalach społecznościowych, w których bezpośrednio godzi w dobro firmy lub współpracowników czy w inny sposób przedstawia nieprawdziwy lub wypaczony obraz stosunków organizacyjnych bądź międzyludzkich w niej panujących w ramach siania tzw. fake newsów.

Naruszenie musi być ciężkie

Eksperci podkreślają również, że naruszenie musi być ciężkie.

- I tak, nawet gdyby hipotetycznie uznać, że dobro zakładu pracy zostało w jakikolwiek sposób naruszone (co nie jest oczywiste), to nie oznacza to jeszcze, że doszło do ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych. Tym bardziej, że trudno wskazać jak interes pracodawcy miałby zostać naruszony – mówi adwokat Paweł Matyja.

Dalej argumentuje, że dokonany wpis chyba nie miał przecież przełożenia na funkcjonowanie zakładu pracy np. rezygnacja potencjalnych nowych pracowników z pracy, z powodu wartości jakie rzekomo wyraża pracodawca, czy utrata jakichkolwiek umów z tejże przyczyny. - Nie słyszałem też aby na pracodawcę zwolnionego już pracownika spłynęła fala krytyki z powodu jego rzekomych poglądów. W zasadzie to obawiam się, że sprawa "żyje" w sieci z tego powodu, że doszło do zwolnienia. Sam wpis, nim spotkał się z reakcją pracodawcy - nie budził większego zainteresowania społeczeństwa. Wybrano zatem rozwiązanie najbardziej radykalne spośród wszystkich dostępnych. Czy słusznie? Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, gdy sąd, powie że nie – mówi adwokat Paweł Matyja.

Z kolei dr Jan Sobiech zauważa, że nie każde zachowanie, nawet przy ryzykownym założeniu, że godziło w dobre imię pracodawcy, będzie pozwalało na rozwiązaniu stosunku pracy bez jego wypowiedzenia. Aby można było zastosować ten tryb, pracownik musi chcieć uchybić obowiązkowi i w tym celu podjąć (lub nie) działanie lub co najmniej godzić się na to, że swoim zachowaniem obowiązek ten naruszy. Szczególnie zaś, biorąc pod uwagę ogólnikowe postanowienia regulaminu pracy, problematyczne wydaje się wykazanie przez pracodawcę, że do tego typu naruszeń doszło – a to na nim spoczywa ciężar udowodnienia takiej okoliczności.

To inna sytuacja niż pracownika IKEI

W mediach społecznościowych szybko pojawiły się porównania do innego medialnego przypadku – pracownika sklepu Ikea, który również został zwolniony dyscyplinarnie za wpisy. W tamtej sprawie na wewnętrznym komunikatorze pracowniczym zamieścił on komentarze atakujące społeczność LGBT. Oprócz jego opinii, zostały one wzbogacone cytatami z Biblii.

- Obu tych przypadków nie da się jednak ze sobą tak łatwo zestawić i wyciągnąć z nich te same wnioski. Niezależnie od prawnokarnej oceny zachowania pracownika Ikei, zamieszczona przez niego opinia, mimo iż o charakterze wewnętrznym, nie tylko stała w sprzeczności z polityką firmy, lecz także mogła bezpośrednio naruszać dobra osobiste konkretnych pracowników firmy o innej orientacji seksualnej, jak również nosić znamiona mowy nienawiści. Co więcej, art. 100 par. 2 pkt 6 KP określa, iż poza dbaniem o dobro zakładu pracy, jednym z obowiązków pracownika jest przestrzeganie w zakładzie pracy zasad współżycia społecznego. Przez tego rodzaju wpis sąd mógłby uznać, że doszło zatem do ich naruszenia – twierdzi dr Jan Sobiech.