Nie każdy faktycznie wspierający uchodźców z Ukrainy to wolontariusz. Tylko ten drugi jest chroniony w razie wypadku, któremu uległby w czasie pomagania.

Już prawie miesiąc minął od wybuchu wojny w Ukrainie. Do Polski codziennie przyjeżdża kilkadziesiąt tysięcy uciekających z rejonów konfliktu. Najnowsze dane mówią o ponad 2 mln uchodźców, którzy przekroczyli naszą granicę. W pomoc im - na różnych etapach - włączają się organizacje pozarządowe i samorządy.
- Ci ludzie, często bardzo młodzi, pracują jak mrówki. I z wielkim sercem. Jeśli tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono, to dowiadujemy się teraz, że jesteśmy zaangażowanym, wrażliwym na krzywdę innych i chętnym do pomocy społeczeństwem - mówiła na początku marca wiceprezydentka Warszawy Aldona Machnowska-Góra, cytowana przez stronę warszawskiego ratusza.
Nie brakuje też ludzi, którzy w porywie serca zdecydowali się działać na własną rękę.
„Wraz ze znajomymi od początku wojny angażujemy się w różne przedsięwzięcia. Woziliśmy plecaki z prezentami dla dzieci na granicę, przywoziliśmy uchodźców do Warszawy, zbieraliśmy i kupowaliśmy potrzebne rzeczy do schronisk, robiliśmy kanapki”. To z kolei wpis pochodzący z jednej z grup na Facebooku, która łączy osoby chcące pomagać uchodźcom z Ukrainy. Teraz myślą nad bardziej formalnym działaniem. Z wpisu wynika, że w dużej mierze ze względu na to, że coraz częściej ludzie sceptycznie podchodzą do takich „partyzanckich” zbiórek.
To jednak niejedyny powód, dla którego warto włączyć się w pomaganie w ramach sprawdzonych organizacji. Drugi to własne bezpieczeństwo.
Z organizacją lepiej
- Nie każda faktycznie pomagająca osoba to wolontariusz w rozumieniu ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie. Ten drugi jest chroniony w razie wypadku, któremu uległby w czasie pomagania, a ten pierwszy nie - mówi dr Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Ekspert zwraca uwagę, że wolontariusze wykonujący świadczenia na rzecz np. organizacji pozarządowych korzystają ze specjalnej ochrony państwa, a także są obejmowani ubezpieczeniami od następstw nieszczęśliwych wypadków (NNW).
Wojciech Staszewski z Urzędu m.st. Warszawy zapewnia, że wolontariat organizowany przez stołeczny ratusz na rzecz uchodźców z Ukrainy odpowiada przepisom zawartym w ustawie o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 1057 ze zm.) Dlatego też wolontariusze objęci są ubezpieczeniem.
- Wszystkie osoby, które pomagają nam w niesieniu pomocy, jeśli nie są stałymi pracownikami ani współpracownikami, są naszymi wolontariuszami w rozumieniu ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie. Zgodnie z przepisami, jeśli z wolontariuszem zawieramy umowę na mniej niż 30 dni, zawsze zapewniamy ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków (NNW) w ramach polisy grupowej wykupionej w prywatnym towarzystwie ubezpieczeniowym. Jeśli umowa jest zawarta na więcej niż 30 dni, ochrona przysługuje na podstawie ustawy o zaopatrzeniu z tytułu wypadków lub chorób zawodowych powstałych w szczególnych okolicznościach. W takim przypadku sama umowa podpisana z wolontariuszem pełni niejako formę dokumentu polisy - dodaje Helena Krajewska z Polskiej Akcji Humanitarnej.
Jak tłumaczy dr Lasocki, nie oznacza to bynajmniej, że taka polisa ogranicza ochronę z ustawy. - Ubezpieczenie NNW może obejmować np. drobne urazy, podczas gdy ochrona ustawowa to przede wszystkim ewentualne prawo do renty - wskazuje.
Ekspert zwraca uwagę, że podczas pomagania występuje wiele poważnych sytuacji, w których ochrona jest wręcz niezbędna. - Mam na myśli zakażenie chorobą zakaźną, np. COVID-19, która wymagałaby długiej rehabilitacji, lub np. wypadek samochodowy w drodze na granicę podczas transportu osób lub darów - wskazuje.
Gwarantowane profity
Dlatego zdaniem dr. Tomasza Lasockiego warto współpracować z organizacjami pozarządowymi lub gminami, uzyskując w ten sposób status wolontariusza. W takim wypadku można bowiem liczyć nie tylko na ochronę w ramach polisy, lecz także na świadczenia przewidziane przez ustawę. Jakie?
- Osobom, które stały się całkowicie lub częściowo niezdolne do pracy wskutek wypadku podczas pracy w charakterze wolontariusza, przysługują specjalna renta z tytułu niezdolności do pracy na korzystniejszych zasadach, niż wynika to z przepisów ogólnych (120 proc. minimalnej renty z ustawy wypadkowej), i jednorazowe odszkodowanie. Dodatkowo osoby nieobjęte ubezpieczeniem zdrowotnym mają prawo do opieki medycznej w zakresie niezbędnym do leczenia następstw wypadku - tłumaczy dr Lasocki.
Jak podkreśla, szczególnie istotne jest to dla osób, które nie podlegają ubezpieczeniom społecznym, np. studentów do 26. roku życia.
- Pomagający, którzy podlegają ubezpieczeniom społecznym, mają zapewnioną standardową ochronę ubezpieczeniową, tj. zasiłek chorobowy w przypadku np. złamania ręki lub rentę z tytułu całkowitej lub częściowej niezdolności do pracy, jeżeli mają odpowiedni staż ubezpieczeniowy. Ale nawet oni zyskają, jeśli będą mieć status wolontariusza. Mogą liczyć na wyższą rentę oraz dodatkowe odszkodowanie, jeżeli ulegliby wypadkowi podczas niesienia pomocy. Bez uzyskania statusu wolontariusza ich wypadek będzie traktowany jak wypadek np. na wakacjach. Warto zatem to przekalkulować - wskazuje.
Osoby, które zdecydowanie nie mają czego analizować, to studenci. - W ich przypadku sprawa jest oczywista. Jeżeli będą pomagać poza organizacją, mogą narazić się na poważne konsekwencje, tj. zostać z problemem i bez świadczenia. Nie przysługuje im bowiem ani renta z tytułu całkowitej lub częściowej niezdolności do pracy (z reguły nie spełnią bowiem przesłanki stażu), ani zasiłek chorobowy. Nie będą mogli też liczyć na odszkodowanie. Pozostaje tylko renta socjalna - niższa i trudniej dostępna niż renta dla wolontariusza - tłumaczy dr Lasocki.
A zostanie wolontariuszem trudne nie jest. Warszawa np. prowadzi specjalny portal https://ochotnicy.waw.pl/, w ramach którego poszukuje osób chętnych do pomocy.
Organizacje pozarządowe w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe