Polski rynek jest w stanie w krótkim czasie wchłonąć ok. 300 tys. Ukraińców. I w naszym interesie jest, żeby część z nich zechciała tu zostać na dłużej.

Liczba uchodźców, którzy uciekają do Polski, zmienia się z godziny na godzinę. Kiedy ten tekst ukaże się w druku, wyniesie już zapewne ponad 2 mln osób. W pierwszej kolejności obywatele Ukrainy szukają tutaj schronienia. A kiedy znajdą już dach nad głową, wielu stara się znaleźć zatrudnienie. W tej chwili trudno wyrokować, jak bardzo zmieni się nasz rynek pracy pod wpływem tej ogromnej migracyjnej fali. I na jak długo, ale zmieni się na pewno.
Rząd stworzył przepisy umożliwiające uchodźcom zatrudnienie. Przyjęta 12 marca specustawa reguluje kwestie formalne dostępu do rynku pracy obywatelom Ukrainy, którzy przyjechali do Polski po 24 lutego 2022 r. Pracodawca ma siedem dni na zgłoszenie do urzędu pracy informacji o zatrudnieniu cudzoziemca, licząc od chwili podjęcia przez niego pracy, którą może wykonywać do 24 sierpnia 2023 r. Uchodźcy narodowości ukraińskiej po upływie dziewięciu miesięcy mają prawo ubiegać się o ważną przez trzy lata kartę pobytu gwarantującą dostęp do rynku pracy – bez przywiązania do konkretnego pracodawcy. Ukraińcy, przebywający w Polsce legalnie przed wybuchem wojny, automatycznie mogą zostać do końca roku. Ustawa obejmuje wyłącznie obywateli Ukrainy i ich rodziny (nawet jeśli bliscy mają inne obywatelstwo), a wyklucza cudzoziemców, którzy przed wojną przebywali w Ukrainie – z wyłączeniem osób posiadających prawo pobytu stałego na jej terenie. I jeszcze jedno: jeśli obywatel Ukrainy opuści Polskę na dłużej niż na miesiąc, jego pobyt zostanie anulowany; straci więc zajmowane stanowisko pracy. Powstały więc ramy prawne umożliwiające natychmiastowe zatrudnianie.
– Dotychczas obowiązujące przepisy dawały możliwość zatrudniania obywateli Ukrainy uciekających przed wojną ze swojej ojczyzny dopiero po uzyskaniu prawa pobytu w Polsce. Zmiany prawa uproszczą procedury i otworzą tzw. szybką ścieżkę zatrudnienia – komentuje Tomasz Owsianik, starszy HR Biznes Partner w sieci Biedronka.
Z mięsnego do drukarni
Pracodawców nie trzeba zachęcać do pomocy przyjezdnym. Reagują natychmiast. W opolskiej drukarni Opolgraf najpierw urządzono zbiórkę datków, a następnie postanowiono pomóc bardziej długofalowo. Firma stworzyła 10 miejsc pracy dla kobiet. Zostały zaangażowane do prostych prac pomocniczych. W drukarni Ukrainki pracują na pół etatu, żeby mogły opiekować się dziećmi. Kiedy jedna pracuje, druga zajmuje się swoimi i dogląda cudzych. Później się wymieniają.
– Nikt z nas nie zastanawiał się ani przez moment, czy któraś z pań ma doświadczenie w poligrafii. Chcieliśmy im zapewnić możliwość zarobkowania. Wśród losowo zatrudnionych przez nas Ukrainek są nauczycielki, księgowe, po jednej socjolożce i sprzedawczyni ze sklepu mięsnego. Brak kwalifikacji czy nieznajomość języka nie jest w tej chwili barierą w poszukiwaniu tymczasowego zajęcia, ale te kwestie trzeba będzie odgórnie unormować. Rozmawiałem na ten temat z prezydentem Opola. Potrzebna jest lokalna baza danych dotyczących umiejętności i kompetencji zawodowych napływających do miasta uchodźców, aby polskie firmy mogły ich zatrudniać zgodnie z kwalifikacjami – uważa Bartosz Mazurkiewicz, wiceprezes Opolgrafu.
Na spotkaniu w ratuszu obecny był przedstawiciel imigrantów. Sam sugerował zatrudnianie przyjezdnych w niepełnym wymiarze, choćby na ćwierć etatu. Warto bowiem aktywizować jak najwięcej osób i dać im szansę nawet na skromne zarobki. Na razie polskie państwo gwarantuje im jednorazowo po 300 zł na osobę na najpilniejsze potrzeby, co miesiąc 500+ na każde dziecko, a raz w roku 300 zł na szkolną wyprawkę. No i jeszcze: zasiłki rodzinne i dodatki do nich (tu decyduje kryterium dochodowe) oraz prawo do rodzinnego kapitału opiekuńczego na dziecko w wieku od 12. do 35. miesiąca życia.
– Te osoby przyjechały w pośpiechu. Wiele ma raptem 200 euro w kieszeni, a wypłacić więcej gotówki nie może, bo tu nie działają ich karty bankomatowe. Potrzebujących będzie przybywać. Dlatego musimy zapanować nad chaosem i szybko przejść z tymczasowego trybu udzielania pomocy na stały. Wojna trwa, ukraińskie miasta są niszczone, ci ludzie długo nie będą mieli dokąd wracać. Wielu zostanie w Polsce na stałe. Staniemy się krajem dwunarodowościowym, pora to zrozumieć i tak dostosować przepisy, aby przygotować na te gruntowne zmiany nasz rynek pracy – twierdzi Mazurkiewicz.
Ustawa jest, ale musi być system
– Osoby przyjeżdżające do Polski bardzo często nie mogą poświadczyć swoich kwalifikacji. Potrzebny jest zatem jakikolwiek system, w którym osoby chcące podjąć pracę będą mogły przynajmniej zadeklarować swoje kompetencje w sposób zrozumiały dla potencjalnych pracodawców. Na zasadzie: co wiem, co umiem, jakie jest moje doświadczenie – wylicza Marcin Budzewski, wiceprezes Instytutu Analiz Rynku Pracy.
Jeśli już taka baza informacji powstanie, to uchodźcom łatwiej będzie o stabilne zatrudnienie, a przedsiębiorcom o odpowiednich pracowników. A polski rynek cierpi na deficyt rąk do pracy – głównie w sektorze produkcyjnym i transportowym, ale też w edukacji, branży medycznej czy IT. Stale potrzeba osób do opieki nad dziećmi i seniorami. Nic dziwnego, że ofert zatrudnienia przybywa. W środę 16 marca na portalu Pracuj.pl widniało 13,5 tys. anonsów oznaczonych jako otwarte dla pracowników ukraińskich. Część dotyczy więcej niż jednego wakatu. Praca zatem jest.
Z chętnymi nie powinno być problemu. W ciągu dwóch tygodni od napaści na Ukrainę do Powiatowego Urzędy Pracy w Radomiu zgłosiło się ponad 100 sób. Oczywiście głównie kobiety. Połowa z wyższym wykształceniem, w tym przeważnie prawniczki oraz nauczycielki wielu specjalności: matematyki, geografii, języka angielskiego czy nauczania początkowego. Są też dotychczasowi pracownicy administracji publicznej – taką informację uzyskuję z biura prasowego PUP w Radomiu.
– Już teraz odnotowujemy więcej kobiet chętnych do pracy niż wakatów w branżach, w których zatrudnienie znajdują zwykle właśnie panie. Inaczej jest w przypadku mężczyzn, z których niedoborem rynek zmagał się jeszcze przed agresją Rosji na Ukrainę. Najbardziej potrzeba pracowników w branży logistycznej, produkcyjnej oraz motoryzacyjnej. Po 24 lutego te braki jeszcze się pogłębiły – przyznaje Marcin Kołodziejczyk, dyrektor rekrutacji międzynarodowej EWL Group.
W radomskim urzędzie słyszymy zapewnienia, że potrzeby pracodawców na lokalnym rynku się nie zmieniły. Z 551 wolnych miejsc najwięcej czeka na kierowców samochodów ciężarowych i dostawczych, monterów i pracowników infrastruktury oraz specjalistów ds. kontroli bezpieczeństwa na powstającym radomskim lotnisku. W cenie są też brukarze, operatorzy wózków widłowych oraz pracownicy call center. Wśród tegorocznych ofert dla cudzoziemców wcale jednak nie dominują „męskie zawody”. W zasadzie poza pracą przy docieplaniu budynków większość anonsów nie różnicuje płciowo kandydatów czy kandydatek. Potrzebni są np. lekarze, animatorzy zabaw dla dzieci w żłobku lub do organizacji imprez zewnętrznych, a także osoby do przyuczenia do produkcji w zakładzie obuwniczym oraz do obsługi klienta w rejestracji medycznej.
– Sytuacja jest bardzo dynamiczna i z pewnością zmieni się po wejściu w życie specustawy ds. uchodźców. Wówczas będą oni mogli nabywać formalny status bezrobotnych. W tej chwili nasza rola polega na kojarzeniu ich z pracodawcami. Zajmują się tym pracownicy w dwóch przeznaczonych dla obywateli Ukrainy punktach informacyjno-konsultacyjnych. Urząd udzielił dotychczas ok. 50 porad pracodawcom zainteresowanym zatrudnieniem cudzoziemców. Z czasem napływ uchodźców doprowadzi do powstania nowych potrzeb na rynku pracy. Szkoły będą potrzebować ukraińsko języcznych nauczycieli wspomagających, psychologów oraz pedagogów. Podobnie urzędy, w których zatrudnienie pracowników znających ukraiński jako „pomocy administracyjnej” może okazać się niezbędne – mówi Sebastian Murawski, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Radomiu.
Do połowy marca 51 pracodawców wyraziło zgodę na przetłumaczenie swoich ofert pracy na język ukraiński i zgłosiło gotowość zatrudniania uchodźców za pośrednictwem PUP w Kaliszu. Na chętnych czeka na razie 159 miejsc. Poszukiwane są szwaczki, fryzjerki, kasjerki, masażystki, pomoce kuchenne i domowe. Przedsiębiorcy rekrutują też na specjalistyczne stanowiska, takie jak operator wtryskarki czy obrabiarki CNC. Urząd pracy zwraca uwagę, że spec ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy została uchwalona i podpisana dopiero przed kilkoma dniami, więc liczby są nieprecyzyjne. – Pracodawcy dopiero na mocy nowej ustawy mają obowiązek zgłaszać zatrudnienie obywatela Ukrainy. W tej chwili w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej nadal trwają prace nad uruchomieniem tej funkcjonalności dla pracodawców – mówi Donata Woźniak, kierowniczka Centrum Aktywizacji Zawodowej w Kaliszu.
Wrocław – który z uwagi na duży odsetek mieszkających tu Ukraińców (szacuje się, że w ponad 600-tysięcznej stolicy Dolnego Śląska jest ich już 60–100 tys.) już przed wojną nazywany był Małym Kijowem – też debatuje nad udrożnieniem lokalnego rynku pracy pod kątem przybywających uchodźców. W środę odbyło się pierwsze spotkanie informacyjne miejscowych pracodawców z pracownikami urzędu pracy oraz Agencji Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej na temat aktywizacji zawodowej uchodźców. – Wrocławskie jednostki miejskie już rozpoczęły rekrutacje. Placówki oświatowe zatrudniły pierwsze osoby, które musiały uciekać z Ukrainy. Dyrektorzy szkół przyjmują kolejne aplikacje na stanowiska nauczycieli bądź pomocy nauczyciela. W straży miejskiej zatrudnienie znalazło siedem osób. Podobną rekrutację prowadzi także miejskie przedsiębiorstwo komunikacyjne – informuje Tomasz Myszko-Wolski z biura prasowego wrocławskiego ratusza.
Prywatne agencje rekrutacyjne są otwarte na uchodźców. Pomogą napisać CV w języku angielskim lub polskim, umówić się na spotkanie. Agencja Antal pomyślała nawet o samotnych matkach w obcym kraju. Projekt IT Mum Academy zapewnia kandydatkom opiekę nad ich dziećmi podczas szkoleń i podczas wdrożenia po przyjęciu na wybrane stanowisko, oferuje także elastyczny czas pracy. Firmy rekrutacyjne zapewniają o przychylnym nastawieniu rynku do pracowników zza wschodniej granicy. – Jeśli chodzi o pracę, wielu pracodawców z różnorodnych branż jest w tej chwili gotowych zatrudniać cudzoziemców od ręki. Wystarczy umówić się na pierwsze spotkanie, podczas którego ustalimy możliwości zatrudnienia. Zgłosić może się każda chętna osoba bez względu na szczebel, jaki zajmowała – zapewnia Darya Yagovdik z agencji pracy LeasingTeam Group.
Mamy doświadczenie
Polski rynek pracy ma już doświadczenie z pracownikami z Ukrainy. Są tu od dawna mile widziani. Firma EWL Group, która zajmuje się rekrutacją najwyższej klasy specjalistów z rynków wschodnich, opublikowała przed czterema laty raport „Ukraińcy na polskim rynku pracy – doświadczenia, wyzwania i perspektywy”. Wynika z niego, że do Polski przyjeżdżały przede wszystkim osoby do 35. roku życia, w celu podjęcia pierwszej pracy zaraz po zakończeniu edukacji. Głównie mężczyźni (64 proc.). Ośmiu na dziesięciu badanych przekonywały do tego wyższe zarobki, ale aż 40 proc. było gotowych podjąć pracę za 9–11 zł za godz. (stawka minimalna wynosiła wówczas 13,70 zł).
Szacuje się, że z naszego rynku ubyło już ok. 80 tys. mężczyzn, którzy wrócili bronić Kijowa, Charkowa i innych miast przed inwazją. Nowi, z oczywistych względów, nie przyjeżdżają. Polscy pracodawcy dotychczas zatrudniali ukraińskich migrantów zazwyczaj jako kierowców Ubera, na budowie, w sklepie przy kasie i sezonowo w rolnictwie przy zbiorach. Dla większości to dobre na chwilę. Także teraz wielu uchodźców rozglądających się za szybkim zatrudnieniem będzie się chwytać podobnych zajęć.
W 2021 r. urzędy pracy wydały w sumie 504 tys. zezwoleń o pracę dla wszystkich cudzoziemców. Najwięcej – 325 tys. – dla Ukraińców. Zdaniem ekspertów nasz rynek jest gotowy, aby teraz, w krótkim czasie przyjąć drugie tyle. W jak krótkim? Tego nikt jeszcze nie ośmiela się sprecyzować, ale mówi się o kilku miesiącach.
– Czynnikami wpływającymi na liczbę i rodzaj wakatów jest sezonowość – zgadza się Kołodziejczyk. – W każdym roku luty, marzec i kwiecień to czas, kiedy na rynku mamy najmniej ofert. Od maja rozpoczną się prace w rolnictwie, zaś od czerwca w branży hotelarskiej i gastronomicznej, co powinno zwiększyć liczbę potencjalnych wakatów.
Swoje doświadczenie mają już dyskonty. Na przykład Biedronka od dawna zatrudnia osoby zza wschodniej granicy. I zamierza tę politykę kontynuować. – Zatrudniamy na podstawie umowy o pracę ponad 1,8 tys. osób z ukraińskim obywatelstwem. Pracownikom tym umożliwiliśmy otrzymanie 1 tys. zł bezzwrotnej zapomogi finansowej, przeznaczając na ten cel w sumie prawie 2 mln zł. Od 2020 r. prowadzimy stronę rekrutacyjną i mamy materiały szkoleniowe po ukraińsku. W związku z sytuacją aktywna jest też infolinia z pomocą psychologiczną dla pracowników w tym języku – opowiada Tomasz Owsianik.
Największa bariera to język
Wcale nie jest powiedziane, że napływający na nasz rynek Ukraińcy zadowolą się pracą dorywczą i będą chętnie aplikować na stanowiska, które z powodu aspiracji zawodowych nie interesują Polaków. – Największe potrzeby zgłasza obecnie sektor centrów usług wspólnych, i to w każdym obszarze działania: obsługi klientów, wsparcia IT, finansów i księgowości, bankowości czy logistyki. W strukturach takich firm znajdą również zatrudnienie kobiety, a potencjał szacujemy nawet na kilka tysięcy wakatów. Na pracowników z Ukrainy jest też otwarta branża HR. Poszukiwani są rekruterzy ze znajomością języka ukraińskiego. Na wielu z wyżej wymienionych stanowisk dopuszczalna jest też praca zdalna – zapewnia Artur Skiba, prezes Antal. Jego zdaniem polscy pracodawcy po prostu potrzebują menedżerów – ich narodowość nie jest ważna. Ale w przypadku aplikowania na stanowiska średniego i wyższego szczebla trzeba legitymować się znajomością minimum jednego języka obcego – polskiego albo angielskiego.
– W wielu zawodach oprócz kwalifikacji niezbędna jest znajomość języka polskiego – potwierdza Marcin Budzewski. – Weźmy sektor medyczny. Jest wielkie zapotrzebowanie na lekarzy i pielęgniarki. W czasie pandemii rząd wprowadził ułatwienia dla osób z wykształceniem medycznym z Ukrainy, aby mogły uzyskać przynajmniej czasowe prawo wykonywania zawodu, jednak szpitale i przychodnie nie są zbyt skłonne przyjmować Ukraińców, a w zasadzie żadnych cudzoziemców, bez znajomości polskiego. Możliwość porozumienia się z pacjentem i z innymi pracownikami czy wypełnienia dokumentacji medycznej jest tutaj kluczowa.
Kolejną branżą, która w zasadzie może wchłonąć „wszystkich”, jest bardzo szeroko rozumiany sektor IT. W tym przypadku język polski nie wydaje się tak istotny. Pojawiają się natomiast inne bariery – związane z pracą z danymi, przy których wymagane jest poświadczenie bezpieczeństwa. A nie uda się prawidłowo zweryfikować osób przyjeżdżających do Polski w tak krótkim czasie. Toteż chłonna branża będzie zaspokajać swoje potrzeby powoli.
– Proces włączenia osób z Ukrainy na rynek pracy w zawodach wymagających wyższych kwalifikacji nie będzie szybki. Będzie etapowy, zaczynając od miejsc pracy, gdzie wymagania są niższe. Natomiast na pewno będzie postępował, jest to nieuniknione – podsumowuje Budzewski.
Tak samo nieuniknione jest starzenie się polskiego społeczeństwa. Z biuletynu GUS na temat sytuacji seniorów w Polsce w 2020 r. dowiadujemy się, że liczba osób w wieku 60 lat i więcej wyniosła 9,8 mln – to jedna czwarta populacji – i będzie sukcesywnie rosnąć. Pracujący uchodźcy mogą wspomóc nasz system emerytalny. Prezes ZUS Gertruda Uścińska w rozmowie z „Rzeczpospolitą” przyznała, że trzeba zrobić wszystko, aby przybyszy ze Wschodu jak najszybciej legalnie zatrudniać na terenie naszego kraju, bo im więcej osób pracuje, tym system ubezpieczeń emerytalnych jest bardziej wydolny.
Ale nie jest wcale powiedziane, że obywatele Ukrainy dołożą się akurat do polskich emerytur. – Polska będzie konkurować z innymi rynkami europejskimi – nie ma złudzeń Marcin Kołodziejczyk. – W tej chwili otwierają się rynki pracy w Czechach, Litwie i Rumunii. Cieszą się one dużym zainteresowaniem wśród obywateli Ukrainy. To również element nowej rzeczywistości zarówno dla pracodawców, jak i uchodźców, którzy nie znajdując u nas odpowiedniego stanowiska, mogą spróbować sił na innych rynkach. Atrakcyjniejsze dla migrantów kierunki (Niemcy, Holandia i kraje skandynawskie) nie są jeszcze tak dostępne dla obcokrajowców ze Wschodu, ale może się to zmienić, co będzie miało wpływ także na polski rynek pracy – mówi. ©℗