Zmniejsza bezrobocie, wzbogaca najbiedniejsze regiony, podnosi płace. Ratuje patologiczne rodziny i czyni starość znośną. Bez niej polskiej gospodarce groziłoby załamanie, a społeczeństwu anomia. Emigracja, cudowny lek na kryzysy.

Prawie 2,2 mln. Tylu Polaków według najnowszych szacunków Głównego Urzędu Statystycznego przebywało na koniec 2013 r. czasowo (czyli co najmniej przez trzy miesiące) poza granicami naszego kraju. Tylu wybrało lepsze życie na emigracji, bo nie widziało dla siebie szans w Polsce. Narodowa tragedia, exodus, upust polskiej krwi, drenaż mózgów, demograficzna katastrofa – takie określenia politycy i media mnożą codziennie, prześcigając się w malowaniu coraz bardziej katastrofalnych wizji opustoszałej ojczyzny. Skutki migracji w publicznej narracji oceniane są wyłącznie źle albo bardzo źle, czego potwierdzeniem mają być kolejne dramatyczne sondaże.

Choćby ostatni przeprowadzony przez Instytut Millward Brown na zlecenie Work Service, z którego wynika, że jedynie 17 na 100 Polaków nie rozważa wyjazdu za granicę za chlebem. O wypłacie w funtach lub euro marzą ponoć już nie tylko ci, którzy nie mają pracy, ale nawet ci, którzy w kraju mają etat i zarabiają powyżej 5 tys. zł. Albo tegoroczne badanie CBOS „Społeczny zakres bezrobocia w Polsce”, które odkryło, że co czwarty z nas już nie tylko rozważa, lecz wręcz zamierza podjąć pracę poza krajem. Żongluje się w alarmistycznym tonie statystykami, które pokazują, że po kilkuletnim okresie lekkiego przyhamowania wyjazdów ruch w stronę Zachodu znowu się wzmaga i w zeszłym roku emigrantów było już o blisko 70 tys. mniej niż w rekordowym 2007 r., kiedy poza granicami mieszkało aż 2,27 mln osób. Zapraszani do telewizyjnych studiów i na łamy periodyków dyżurni eksperci i naukowcy odmieniają przez wszystkie przypadki negatywny wpływ masowych wyjazdów, zwłaszcza młodych Polaków, nie tylko na gospodarkę kraju, lecz także stosunki społeczne, strasząc postępującym procesem rozpadu małżeństw i wzrastającym dramacie eurosierot. Zresztą już sama ta nazwa ma pejoratywne znaczenie.

Można odnieść wrażenie, że migracja staje się główną przyczyną wszelkich ekonomicznych i społecznych niepowodzeń. Złośliwie można więc zapytać, czy problemy by się rozwiązały, gdyby te ponad 2 mln rodaków jutro wróciły do Polski? Czy kraj dziś płynąłby mlekiem i miodem, gdyby 10 lat temu nie nastąpiła akcesja do Unii Europejskiej, a zagraniczne rynki w kolejnych latach nie otworzyłyby się dla naszych pracowników? Zgoda, to tanie złośliwości, więc je zostawmy. Warto jednak mieć świadomość, że emigracja nie ma wymiaru zero-jedynkowego, nie jest ani zła, ani dobra. To złożony, zróżnicowany problem, który ma różnorodne konsekwencje polityczne, demograficzne, ekonomiczne i społeczno-kulturowe. O jej negatywnych skutkach wiemy aż nadto, pozytywne zaś ogranicza się do osobistych korzyści osób wyjeżdżających na zmywak do Londynu. A jednak istnieją, choć przemilczane, dobrodziejstwa migracji, których beneficjentami są ci, którzy pozostali nad Wisłą.

Robi się więcej miejsca

Tych pozytywów jest zaskakująco dużo, potwierdzają je naukowe opracowania, wskazujące np., że dzięki migracji następuje zwłaszcza w biedniejszych regionach rozwój gospodarczy, masowe wyjazdy mają zbawienny wpływ na bezrobocie, a słynne eurosieroty odnajdują rodzinne ciepło. Tyle że w publicznym przekazie wciąż wygrywa fatalizm.

Migracje poakcesyjne – zauważają autorzy najnowszego, tegorocznego raportu Komitetu Badań nad Migracjami Społecznymi Polskiej Akademii Nauk – są zjawiskiem wpisującym się w dynamikę przemian ponowoczesnego świata. W Polsce – podkreślają naukowcy z PAN – okazują się one przedmiotem dużego zainteresowania społeczeństwa, środków masowego przekazu, instytucji państwowych i organizacji pozarządowych. Jednak, jak napisali eksperci, w debacie publicznej niejednokrotnie uderzają opinie mające charakter paniki społecznej, wskazującej na dalekosiężne skutki odpływu osób stosunkowo młodych i dobrze wykształconych. W opracowaniu „Społeczne skutki poakcesyjnych migracji ludności Polski” zwracają m.in. uwagę na ryzyko uproszczeń i nadmiernych generalizacji przy ocenach wpływu migracji na gospodarkę jako całości. Zastrzegają np., że w takim całościowym ujęciu oddziaływanie migracji na rynek pracy, wbrew powszechnym sądom, w długiej perspektywie ma neutralne znaczenie. Znaczące zaś w krótszych okresach, zwłaszcza dla osób młodych na rynkach lokalnych i regionalnych. Upraszczając, ci, którzy wyjeżdżają, zwalniają miejsce dla pozostających w kraju. Masowy odpływ siły roboczej ma pozytywny wpływ na bezrobocie zwłaszcza na rynkach lokalnych, gdzie w niektórych branżach czy sektorach zaczyna brakować rąk do pracy. Dzięki tej sytuacji większe szanse na wejście na rynek pracy mają młode osoby, którym z powodu braku doświadczenia jest najtrudniej przekonać pracodawcę do zatrudnienia.

Podobnie migracja nie ma na poziomie gospodarki Polski jako całości większego wpływu na wynagrodzenia poprzez presję płacową wynikającą ze zmniejszonej podaży pracy. Taką zależność można zaś zaobserwować na poziomie niektórych sektorów czy branż, np. budownictwa.

Raport PAN pokazuje też, że wyjazdy osób dobrze wykształconych nie noszą znamion drenażu mózgów, lecz raczej wypychania tych, którzy w sytuacji szybkiego umasowienia studiów i nadwyżki osób z dyplomami nie mogły znaleźć dla siebie pracy zgodnej z formalnymi kompetencjami. Mówiąc brutalnie, nagle w kraju pojawiły się zastępy magistrów, którzy niestety zamiast praktycznych umiejętności mają wyłącznie duże oczekiwania.

Podobnie nie należy się niepokoić odpływem personelu medycznego, bowiem jego skala, choć początkowo rzeczywiście dość duża, okazała się zacznie niższa od przewidywań. Według demografów Polskiej Akademii Nauk skala migracji zagranicznych polskich lekarzy jest dalece mniejsza niż przechodzenia tych specjalistów ze sfery publicznej do prywatnej czy w ogóle do innych sektorów, np. farmaceutycznego. Choć problem niedoboru na polskich rynku dostrzega się w przypadku pielęgniarek.

Nadwyżki do zagospodarowania

– Przy ocenie skutków migracji przede wszystkim warto zdać sobie sprawę, że jest ona ważnym elementem wzmacniającym transformację ustrojową. Zwłaszcza na rynkach lokalnych, gdzie po upadku PGR-ów czy wielkich zakładów produkcyjnych wystąpiły nadwyżki zasobów pracy. Nie ma innych mechanizmów ekonomicznych, które by w tak szybkim czasie rozproszyły te nadwyżki – tłumaczy prof. Izabela Grabowska ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.

W regionach, gdzie zamknięto państwowe gospodarstwo, hutę czy fabrykę, które dawały pracę praktycznie wszystkim okolicznym mieszkańcom, z dnia na dzień pojawiał się problem masowego bezrobocia. Żaden rządowy program, żaden urząd pracy czy nawet finansowe wsparcie z unijnych funduszy na rozwój przedsiębiorczości nie były w stanie sobie z tym poradzić. I właśnie migracja okazała się receptą.

– Weszła w funkcję społeczną, stała się swoistego rodzaju kasą zapomogowo-pożyczkową. Ludzie zaczęli się jednoczyć wokół wyjazdów, odnaleźli wspólny cel, sens życia. W miejsce pustki po upadku PGR-u powstała kultura migracyjna, która przywróciła im poczucie wspólnoty – wyjaśnia prof. Izabela Grabowska.

Ci, którzy wyjechali, zaczęli wspomagać finansowo rodziny pozostawione w Polsce. Napływ tych pieniędzy, zwłaszcza w pierwszych poakcesyjnych latach do 2008 r., był tak duży, że przewyższył środki, które dostawaliśmy z funduszy europejskich. W szczytowym 2007 r., jak wyliczyli naukowcy z PAN, Polska była jednym z 10 krajów o największym napływie transferów zarobków emigrantów, które stanowiły ok. 2,5 proc. polskiego PKB. Te środki przyczyniły się do ograniczenia sfery ubóstwa i zmniejszenia dysproporcji dochodowych w regionach dotkniętych wysokim bezrobociem i jednocześnie masową emigracją. Gdy wybuchł światowy kryzys finansowy, strumień tej prywatnej polsko-polskiej pomocy wprawdzie zmalał, ale wciąż szacuje się go na 7–8 mld dol., co daje 1,5 proc. PKB.

Raport jako przykład podaje Opolszczyznę, gdzie transfery zagranicznych zarobków i ich redystrybucja w tym województwie przyniosły budżetowi państwa ok. 580 mln zł z tytułu VAT. Z drugiej strony zmniejszenie aktywności zarobkowej w kraju zmniejszyło dochody miejscowych gmin z tytułu podatków dochodowych o blisko 300 mln zł. Choć trzeba dodać, że te gminy mają jednocześnie mniejsze obciążenie związane z wydatkami na pomoc społeczną – ci potrzebujący przeszli na utrzymanie władz obcego kraju. Z punktu widzenia mieszkańców Opolszczyzny statystyki pokazują, że dzięki pieniądzom przesyłanym przez emigrantów – w 2010 r. było to 5,9 mld zł – ich szacunkowe przeciętne dochody rozporządzalne zwiększyły się o kilkadziesiąt procent i stały się najwyższe w Polsce. Ponad 4,2 mld zł wydatkowano na naszym rynku, co istotnie zwiększyło miejscowy popyt.

Ponadto w regionach, które najmocniej odczuły uszczuplenie stanu liczbowego obywateli, częściej niż w pozostałych regionach kraju zaczęły pojawiać się nowe firmy świadczące usługi potrzebne emigrantom i ich bliskim w kraju. Transportowe, finansowe, a także produkcyjne, np. niektórzy wytwórcy żywności skupili swoją działalność na zaopatrywaniu Polonii, która pozostaje wierna tradycyjnym narodowym smakom. Zaopatrują więc polskie sklepy w Dublinie, Londynie czy Brukseli.

– To właśnie migracji zawdzięczamy w dużej mierze boom mieszkaniowy w latach 2006–2008 r. W kraju niewiele osób było stać na inwestycję w nieruchomości. Zarabiający za granicą kupowali w Polsce mieszkania, domy, dla siebie, rodzin, inwestowali w ziemię jako zabezpieczenie na starość. Pojawiły się zupełnie nowe postawy ekonomiczne – zauważa dr hab. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego.

Agenci zmiany społecznej

Same fundusze, czy to unijne, czy prywatne, nie są jednak najważniejszym komponentem rozwoju – znacznie istotniejszy jest kapitał społeczny, którego zasoby się zwiększają dzięki migrantom. Powracający do kraju przywożą ze sobą, prócz pełnych kont, nowe standardy relacji zarówno na rynku pracy, jak i w relacjach międzyludzkich. Mają wyższe wymagania, wymuszają zmianę kultury organizacyjnej z – do niedawna powszechnej w Polsce – hierarchicznej, w której szef każe, a pracownik bez dyskusji wykonuje, na sieciową, w której decyzje podejmuje się w wyniku negocjacji.

Doświadczenie na migracji pozwala też zwiększać szanse rynkowe. Powracający decydują się np. na rozpoczęcie działalności w niszach gospodarczych, które podejrzeli za granicą.

– Zakładają, że skoro tam to zadziałało, może zadziałać także u nas. To dzięki tym ludziom w kraju zaczęły szybko powstawać mało znane wcześniej biznesy, jak produkty obudowane usługami, np. sprzedaż firan i zasłon wraz z szyciem. Albo antykwariaty z płytami CD – wylicza dr Piotr Szukalski.

Do tego trzeba doliczyć znajomość języków obcych, zrozumienie innych kultur, umiejętność nawiązywania kontaktu. To procentuje np. powstawaniem w Polsce firm nastawionych na obsługę pojawiających się u nas w coraz większej liczbie obcokrajowców. Nabyta na Zachodzie wiedza o ich potrzebach jest bezcenna w prowadzeniu takiej działalności.

– Można powiedzieć, że emigranci najlepiej promują ideę europejskości, bo budują odpowiedzialność za kraj, w którym zaczynają żyć i pracować. Zainteresowanie jego kulturą, obyczajami przenoszą do Polski. Poszerza się w ten sposób spektrum możliwości branych pod uwagę. Ludzie zaczynają widzieć, że naprawdę, realnie można inaczej – dodaje demograf z łódzkiej uczelni.

Według prof. Izabeli Grabowskiej bardzo ważne ze społecznego punktu widzenia są właśnie te efekty migracji niewidoczne gołym okiem, podskórne, nieintencjonalne. Niezależnie od okresu historii. Na przełomie XIX i XX wieku migracje pozwoliły chłopom pańszczyźnianym wyzwolić się spod systemu feudalnego. Najnowsze emigracje dały zaś szansę ludziom z terenów popegeerowskich na powrót do normalnego życia. Przywróciły poszanowanie dla pracy, pozwoliły odnaleźć sens pracy fizycznej. Duże znaczenie w tym kontekście ma działalność jednostek zdolnych do zmiany społecznej. W socjologii nazywa się ich agentami. Nie muszą to być specjaliści, tylko zwykli ludzie: kosmetyczka, pielęgniarka czy trener. Dzięki ich wpływowi, którego sami są nawet nieświadomi, zmienia się mentalność danej społeczności – pokazują wyniki badań prof. Grabowskiej i jej zespołu dotyczące społecznych przekazów migracyjnych.

– Takim agentem zmiany społecznej jest np. pani M., pielęgniarka, która wyjechała do Wielkiej Brytanii na pięć lat. Pracowała w ośrodku opieki zdrowotnej dla seniorów. Gdy wróciła do kraju, udało się jej znaleźć pracę w prywatnym domu opieki. Zbadaliśmy sieć społeczną pani M. Okazało się, że przeniosła na polski grunt idee i praktyki, które poznała na Zachodzie. Wprowadziła np. osobne kolory ubrań dla opiekunek i pielęgniarek, by ułatwić starszym ludziom i ich bliskim orientację. Pracuje nad zmniejszeniem ilości dawkowanych leków, przekonując, że na Wyspach nie faszeruje się ludzi medykamentami, tylko wystarczy na dobranoc szklaneczka sherry, paracetamol i środki na trawienie. Zorganizowała imprezy towarzyskie, loterie, wizyty kosmetyczki i fryzjera. Kadra ośrodka była obciążona mentalnością PRL, lecz pani M. udaje się to drobnymi kroczkami zmieniać i namawiać do holistycznego sposobu odnoszenia się do pacjentów i ich rodzin – opowiada prof. Izabela Grabowska.

Kolejnym przykładem z tych badań jest kosmetyczka, która spędziła w Anglii ponad cztery lata. Pracowała tam w swoim zawodzie i jako opiekunka do dzieci w prywatnych domach. Po powrocie zainwestowała we własny salon. Badanie jej przypadku pokazało, że przez same tylko rozmowy w trakcie wizyt klientek udało się jej nieintencjonalnie doprowadzić do zmiany lokalnej społeczności.

– Opowiadając o innych obyczajach przy wychowywaniu dzieci na Wyspach, przekonywała, że rodzice powinni być tylko obserwatorami, pozwalając wychowankom na samodzielne zdobywanie doświadczenia, metodą prób i błędów. Sprowokowała też zmianę ubioru i zachowań miejscowych kobiet. Po rozmowach z kosmetyczką zaczęły nosić legginsy na ulicy, biegać dla zdrowia i lepszej kondycji, co na prowincji nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem. Obie te historie pokazują, że migranci przywożą ukryte kompetencje, idee, które rozwijają lokalne społeczności, zwiększając kapitał społeczny i kulturowy – podsumowuje naukowiec z SWPS.

Zwraca przy tym uwagę na korzyści płynące z uaktywnienia ekonomicznego kobiet, co jest bardzo korzystną tendencją w kraju, gdzie tylko 57 proc. kobiet jest aktywnych zawodowo.

– Migracje zmieniają model rodziny z patriarchalnego na partnerski. Kobieta w Polsce najczęściej uznawana jest w pierwszej kolejności za matkę, a nie pracownika. Ma moc reprodukcyjną, a nie produkcyjną. Wyjazd partnera za granicę powoduje, że kobieta zaczyna grać rolę mężczyzny, robi prawo jazdy, staje się menedżerem gospodarstwa domowego. Przestaje być już tylko żoną i matką – zaznacza prof. Izabela Grabowska.

Korzyści z wyjazdów jednego rodzica czasami odnoszą także dzieci, tak chętnie i często niesłusznie nazywane w mediach eurosierotami. Migracja uruchamia np. ukryte funkcje współczesnego ojca.

– Pojawia się nowe ojcostwo, aktywne. Mężczyźni dopiero z perspektywy obcego kraju zaczynają się naprawdę interesować dziećmi. Wcześniej byli tylko fizycznie obecni, lecz tak naprawdę nie uczestniczyli w życiu rodziny. Kontakt przez internetowy komunikator zmusza ich do refleksji, zastanowienia się, co chcą powiedzieć bliskim, czego się od nich dowiedzieć. Codzienność w kraju, często obciążona problemami finansowymi, temu nie sprzyjała. Dopiero wyjazd, samotność, oddalenie pomaga dojrzeć to, co we wspólnym życiu jest najważniejsze. Zdarza się, że dzięki emigracji dzieci odnajdują prawdziwą rodzinę, bo sierotami emocjonalnymi były tak naprawdę wcześniej w pozornie pełnej rodzinie – zaznacza prof. Izabela Grabowska.

Ważnym skutkiem migracji jest też rozwiązywanie w ten sposób problemów patologicznych rodzin, gdzie występuje przemoc. Opuszczenie toksycznego miejsca przez ofiarę pozwala jej rozpocząć życie od nowa. Podobnie zresztą, jeśli wyjeżdża sprawca.

Potencjał do wykorzystania

Zdrowe relacje rodzinne tworzą się także między migrantami a nestorami rodu. Badania pokazują, że wyjeżdżający nie wyzbywają się obowiązku opieki nad starszymi rodzicami, a wręcz przeciwnie, te kontakty są intensywniejsze, niż gdy byli w kraju. Raport o skutkach migracji opracowany przez Polską Akademię Nauk wymienia trzy typy wsparcia. Pierwsze to emocjonalne, czyli doradzanie i pomoc w szukaniu informacji, np. prawnych, dotyczących zdrowia czy usług. Drugi obszar to monitorowanie sytuacji życiowej seniorów za pomocą Skype’a, umawianie na wizyty lekarskie, robienie zakupów przez internet czy opłacanie osoby pomagającej w codziennych czynnościach. Wreszcie trzeci typ to pomoc finansowa i techniczna, np. doposażanie mieszkań w sprzęt przywieziony z zagranicy, zaopatrywanie w trudno dostępne w kraju leki czy nauka korzystania z komputera i internetu.

– Zwiększa się też mobilność starszych osób. Nie tylko zaczęły odwiedzać dzieci mieszkające za granicą, lecz także dzięki ich wsparciu podróżować po kraju. Jednak prawdziwy problem rzeczywistej, fizycznej opieki nad seniorami pojawi się dopiero za 10–15 lat, gdy rodzice najnowszej emigracji osiągną sędziwy wiek i zaczną się choroby uniemożliwiające im samodzielne funkcjonowanie. Nie będzie już tak dużych dysproporcji w zarobkach między Polską a np. Wielką Brytanią, gdzie dziś stawki są w proporcji 1 do 5. Będzie może 1 do 2 i wtedy może się zacząć sprowadzanie starszych do siebie, bo finansowanie pomocy w Polsce stanie się zbyt drogie. Ale to pieśń przyszłości – zauważa dr Piotr Szukalski.

Naukowcy zwracają też uwagę, że ocenianie migracji jedynie przez pryzmat negatywnych skutków i stereotypów nie pozwala dojrzeć ich złożoności, zwłaszcza w sferze kulturowej. Panuje np. powszechna opinia, że kilkuletni pobyt w wielokulturowym kraju powoduje, iż po powrocie do Polski takie osoby są bardziej tolerancyjne wobec inności, np. związków homoseksualnych czy mieszanych rasowo małżeństw. Lecz badania dowodzą, o czym już mniej wiadomo, że u niektórych migrantów i ich rodzin takie zderzenie z obcymi obyczajami i kulturą wzmacnia postawy odwrotne – zachowawcze. Kontakt z „dziwnymi” obcokrajowcami wywołuje u nich umocnienie wartości konserwatywnych, narodowych, a nawet wręcz nacjonalistycznych.

Naukowcy z PAN w podsumowaniu swojego raportu ostrzegają, że ocena poakcesyjnej migracji jest w Polsce fragmentaryczna, nie doceniająca m.in. tego, że emigranci przyczynili się do unowocześnienia gospodarki i rynku pracy oraz zwiększenia kapitału społecznego. Jednak bez mądrego wykorzystania tego potencjału może się okazać, że to fataliści mają rację.