OECD opublikowała raport, z którego wynika, że koszty kryzysu gospodarczego wzięli na siebie najbiedniejsi. Z badań wynika, że największe rozwarstwienie społeczne występuje w dużych miastach.

Według najnowszego raportu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), która skupia najbardziej rozwinięte państwa świata, regiony, które miały problemy gospodarcze i społeczne, ciągle zostawały w tyle i nie udawało im się gonić najbogatszych. - Regionalne motory, które zmniejszały różnice między biednymi i bogatymi, zgasły. Ludzie z różnych regionów krajów nie czują, że ich dobrostan jest równy - powiedział sekretarz generalny OECD Angel Gurria.

W latach 1995-2010 dla więcej niż połowy regionów pogłębiła się różnica między PKB. Największa regionalna przepaść istnieje na Słowacji, w Polsce, Danii i Australii.
Polska jest wymieniana wśród autorów raportu jako przykład państwa, w którym pojawienie się kryzysu spowodowało pogłębienie się nierówności społecznych.

Zdaniem OECD jednym z największych wyzwań dla regionów jest bezrobocie. We wszystkich krajach OECD w czasach kryzysu wzrosło ono z 5,6 proc. do 8 proc. Przy czym prawie co trzeci bezrobotny pozostawał bez pracy Największy problem z różnicą zatrudnienia w poszczególnych regionach ma Hiszpania. Sięgają one nawet 30 proc. Różnice dla Polski to około 20 proc.

OECD zbadała również wzrost gospodarczy dla poszczególnych regionów. Kryzys spowolnił rozwój wszystkich, ale najbardziej ucierpiały te, które były najbiedniejsze i najwolniej rozwijały się do 2005 roku. Jednocześnie kryzys najsłabiej uderzył w regiony mocno uprzemysłowione i z dużymi ośrodkami miejskimi. W Polsce najwyższy wzrost PKB utrzymały województwa: śląskie, dolnośląskie, mazowieckie i łódzkie. W tych województwach OECD zaobserwowała również najwyższy wzrost wydajności pracy (znajdują się również w czołówce OECD) i to on jest odpowiedzialny za sukces województw.

OECD zaobserwowała również, że w krajach takich jak Polska PKB dla najbogatszych regionów jest nawet dwa razy wyższy niż średnia krajowa. Różnica między produktywnością najbogatszych i najbiedniejszych regionów sięga niemal 100 proc. Polska znajduje się na 5 miejscu pod względem dysproporcji zamożności regionów. Największe występują w Wielkiej Brytanii. Kolejne są Chile, Meksyk, Szwajcaria i Korea Południowa.

Nierówności w dochodach na świecie się zmniejszały stopniowo przez cały XIX wiek. Wzrosły dopiero w czasach Wielkiego Kryzysu w latach 20. ubiegłego stulecia. Po II wojnie światowej przepaść między bogatymi i biednymi znowu zaczęła systematycznie spadać.

Jednak od lat 80. XX wieku, wraz z przyspieszeniem procesu globalizacji, nierówności zaczęły rosnąć z ogromną szybkością. Dziś osiągają rozmiary nienotowane od dwóch wieków. Obecnie, zdaniem OECD, największe regionalne zróżnicowanie poziomu dochodów obywateli jest największe w Australii, a najmniejsze w Austrii. Polska znajduje się w czołówce.

Do obliczenia nierówności eksperci wykorzystali dane dotyczące rozwarstwienia dochodów (część z nich to szacunki) ujmowane tzw. współczynnikiem Giniego. Im dochód rozłożony jest bardziej równomiernie, tym wskaźnik jest bliższy zera. Według raportu w XXI wieku rozwarstwienie dochodów w Polsce się staje coraz większe. Potwierdzają to dane Eurostatu, które wskazują, że w 2004 roku wskaźnik Giniego wzrósł do 35, podczas gdy trzy dekady wcześniej wynosił 30.