- W obecnej sytuacji, kiedy kwota bazowa jest zamrożona, dodatkowe pieniądze należy kierować do tych urzędów, w których średnie wynagrodzenia są najniższe - mówi Dobrosław Dowiat-Urbański, szef służby cywilnej.

Czy zabiegał pan u członków rządu o podwyżki dla urzędników na 2022 r.?

Tak, oczywiście. Wnioskowałem, aby pieniądze na podwyższenie wynagrodzeń, co najmniej na poziomie inflacji, trafiły do administracji terenowej. O ile w ministerstwach i w całej Warszawie zarobki są na przyzwoitym poziomie, to w terenie jest znacznie gorzej.

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? To z ministerstw ludzie głównie odchodzą z pracy, a nie z administracji terenowej.

Ci ostatni często nie mają dokąd odchodzić. W Warszawie rynek pracy jest chłonny. Z drugiej strony, to nie oznacza, że osoby z doświadczeniem, często po studiach mają pracować na poziomie płacy minimalnej.

Ale po co im podwyższać płace, skoro akceptują te warunki? Jeśli nie odchodzą, to chyba są ogólnie zadowoleni?

No właśnie nie są zadowoleni. Przykładowo, obecnie protestują pracownicy cywilni policji.

Jak w takim razie pan rozwiązałby problem niskich zarobków?

W obecnej sytuacji, w której kwota bazowa jest zamrożona, uważam, że dodatkowe środki należy kierować punktowo do tych urzędów, w których średnie wynagrodzenia są najniższe. Tam trzeba zwiększać fundusze wynagrodzeń.

Ale projekt budżetu jest już w Sejmie, więc chyba są małe szanse na spełnienie pańskich postulatów?

Już na etapie rządowym zaplanowano wzrosty wynagrodzeń o 4,4 proc. oraz przywrócono 3 proc. funduszu nagród. Dodatkowe pieniądze przeznaczono też na realizację nowych zadań. W efekcie budżet na 2022 r. wzrósł względem pierwotnego budżetu na 2021 r. o 8,5 proc. Pamiętajmy, że w tym roku budżet na służbę cywilną początkowo, tj. gdy był ustanawiany w styczniu br., wzrósł zaledwie o 1 proc. Natomiast później sytuacja była na tyle dobra, że w trakcie nowelizacji w październiku br. przeznaczono dodatkowe środki na płace. W sumie fundusz wynagrodzeń został zwiększony o 6,4 proc. względem 2020 r.

Może zechce pan wystąpić w roli mediatora między protestującymi pracownikami cywilnymi policji a rządem?

Nie zostałem o to poproszony. Poziom wynagrodzeń tej części administracji, ale także całej państwowej sfery budżetowej, jest stale monitorowany przez stronę rządową. Osobiście również przykładam ogromną uwagę do tego zagadnienia.

Ich żądania chyba dla rządu są nierealne, bo chcą, aby ich pensje w ciągu czterech lat wzrosły o 2,5 tys. zł.

Te żądania uważam za punkt wyjściowy do negocjacji, a nie docelowy wzrost płac.

Z pewnością słyszał pan wypowiedź szefa Solidarności Piotra Dudy, w obecności premiera, że osiągnięto kompromis z rządem, bo docelowo płace w budżetówce wzrosną o blisko 12 proc. Problem w tym, że według wyliczeń innych organizacji związkowych ten wzrost nawet nie pokryje wskaźnika inflacji, bo płace, i to nie wszystkich, mogą wzrosnąć nieco ponad 4 proc., a część tych pieniędzy pójdzie na etaty dla wojska. Z kolei odmrożenie 3 proc. funduszu nagród jest ustawowym obowiązkiem. Które stwierdzenie jest panu bliższe?

Jak wskazałem wcześniej, w projekcie budżetu na 2022 r. fundusz wynagrodzeń dla służby cywilnej wzrośnie o 8,5 proc. względem pierwotnego budżetu na 2021 r. Ponadto do końca listopada przyszłego roku urzędy mają do wykorzystania dodatkowe 6 proc. z funduszu motywacyjnego, utworzonego na podstawie nowelizacji tzw. ustawy okołobudżetowej na 2021 r. Jeśli spojrzymy na te liczby, to wyraźnie widać, że proces podwyższania wynagrodzeń w służbie cywilnej jest stale prowadzony.

Zależy, jak kto liczy te duże podwyżki…

Tak, zależy, jak kto liczy, ale i tak są całkiem przyzwoite.

Co pan rozumie przez fundusz motywacyjny?

Są to dodatkowe pieniądze przeznaczone przez rząd na wzmocnienie motywacyjnej roli wynagrodzeń. Mają być przeznaczone na tzw. dodatki motywacyjne dla całej państwowej sfery budżetowej, w tym dla członków korpusu. Tak został ten dodatek nazwany w nowelizacji ustawy okołobudżetowej, a środki na ten cel dla urzędów przewidziano w nowelizacji budżetu na 2021 r.

Do tej pory w ustawie o służbie cywilnej głównie mieliśmy nagrody i dodatek zadaniowy, który przynajmniej okresowo mógł wpływać na wysokość uposażenia urzędnika. Za co będzie przyznawany dodatek motywacyjny?

Kryteria przyznawania tych dodatków zostały ustalone w ustawie okołobudżetowej. Mogą być one przyznane w szczególności za duże zaangażowanie w pracę, efektywną realizację zadań, czy wysoką jakość pracy. Dzięki dodatkom będzie można docenić najlepszych pracowników, którzy najbardziej angażują się w realizację zadań, na przykład dodatkowych.

Od tego jest dodatek zadaniowy. Po co mnożyć byty i dublować rozwiązania, które już funkcjonują, tylko pod inną nazwą?

Ten dodatkowy składnik został wprowadzony dla całej państwowej sfery budżetowej, tj. nie tylko dla służby cywilnej, żeby zapewnić jednolitość rozwiązań. Nie w każdej pragmatyce funkcjonuje dodatek zadaniowy. W tym celu wprowadzono jednolite źródło finansowania oraz kryteria jego przyznawania.

Czy może być taka sytuacja, że urzędnik otrzyma jednocześnie nagrodę, dodatek zadaniowy i motywacyjny?

Tak, nic nie stoi temu na przeszkodzie.

Teraz tylko trzeba trzymać kciuki, aby te pieniądze zostały sprawiedliwie podzielone, a nie trafiły do znajomych ministra lub dyrektora.

Wierzę w odpowiedzialne zachowanie osób odpowiadających za podział tych środków. Trzeba wyraźnie podkreślić, że od 2016 r. do 2022 r. włącznie, mamy do czynienia ze znacznie lepszą sytuacją płacową urzędników. Wzrost funduszu wynagrodzeń w tym czasie wyniósł ponad 44 proc. Natomiast w latach 2009–2015 wzrosty te wyniosły niespełna 14 proc. Oznacza to, że w ciągu ostatnich sześciu lat mamy ponad trzykrotnie wyższy wzrost niż w analogicznym poprzednim okresie.

Jednak ludzie się nie garną do pracy w służbie cywilnej. Przygotował pan nowelizację, która ma zmienić tę niekorzystną sytuację.

Tak, chcę przyciągnąć młodych ludzi do pracy w urzędzie. Obecnie są oni odstraszani tym, że muszą przygotować stos dokumentów, wydrukować je, podpisać i wysłać tradycyjną pocztą. Chcę, aby można było je przesłać przy pomocy specjalnej platformy w formie elektronicznej, przysłowiowym jednym kliknięciem. W tym celu budujemy nową platformę elektroniczną, która docelowo ma być wykorzystywana w całym procesie rekrutacyjnym.

Czy będzie do tego potrzebny podpis elektroniczny?

Będzie konieczne posiadanie profilu zaufanego. Jest on bezpłatny i z czasem wszyscy będziemy dysponować takim rozwiązaniem.

A może przy okazji tej nowelizacji wprowadziłby pan wreszcie obowiązek publikowania proponowanego wynagrodzenia na określonych stanowisku?

Zalecam takie rozwiązanie od dawna w standardach zarządzania zasobami ludzkimi.

Ale niewiele ogłoszeń zawiera taką informację.

Dyrektorzy generalni uważają, że po rekrutacji można zaproponować kandydatowi np. więcej niż pierwotnie zakładano, bo wyłoniony zwycięzca zasługuje na dodatkowe pieniądze.

Czy wierzy pan, że wejście w życie tej nowelizacji doprowadzi do większego zainteresowania pracą w służbie cywilnej?

Myślę, że tak, ale w połączeniu z nieustannym wzrostem płac, o co każdego roku postuluję.

A co z cudzoziemcami w urzędach – czy oni też po zmianach będą lawinowo zgłaszać się do pracy w administracji?

Nie zgadzam się z tym, co pan pisał w swoich artykułach, że to sposób na znalezienie dodatkowych kandydatów do pracy. Głównie zależy nam na zmniejszeniu biurokracji. Po zmianach dyrektor generalny sam zdecyduje, które stanowisko zastrzec dla kandydatów z polskim obywatelstwem. Obecnie musi napisać wniosek do szefa służby cywilnej o możliwość skierowania naboru również do cudzoziemców.

Ale w uzasadnieniu do projektu napisał pan, że te zmiany przyczynią się do tego, że więcej cudzoziemców będzie chciało pracować w administracji.

Tak, ale to nie jest nasz główny cel. Liczba cudzoziemców w urzędach się jednak znacząco nie zmieni, bo ci ludzie po prostu się nie zgłaszają.

W takim razie po co te zmiany?

Chcę, aby procedura była uproszczona i aby o tym, na które stanowiska zatrudniać cudzoziemców, decydowali dyrektorzy generalni. Odwracamy dotychczasowy mechanizm, bo o pracę będą mogli ubiegać się Polacy i uprawnieni cudzoziemcy, chyba, że dyrektor zastrzeże, że np. ze względów bezpieczeństwa stanowisko jest przeznaczone tylko dla naszych obywateli.

Teraz to pan musi wyrazić na to zgodę. Czy zdarzyło się, że nie zgodził się pan na ogłoszenie naboru także dla cudzoziemca?

Tak, zdarza się, ale bardzo rzadko. Głównie sprawdzam opis stanowiska, który jest dołączany do wniosku. Jeśli wynika z niego, że pracownik będzie np. upoważniony do wydawania decyzji administracyjnych lub będzie miał dostęp do informacji niejawnych, to nie wydaję zgody.

Ale przecież to służby decydują, czy kogoś dopuścić do informacji zastrzeżonych, poufnych, czy też ściśle tajnych.

Tak, ale taki dostęp uzyskuje się dopiero po zatrudnieniu.

W przygotowanej przez pana nowelizacji jest też zapis o wymaganiach niezbędnych i pożądanych dla kandydatów na urzędników. Pojawia się też przepis, który stanowi, że to komisja będzie rozstrzygać, w jakim stopniu są spełniane te wymagania. Jaki cel przyświecał temu rozwiązaniu?

Obecnie komisja ocenia wymagania niezbędne zerojedynkowo. Ktoś je spełnia, albo nie i tyle. Są jeszcze wiedza i umiejętności, które są też sprawdzane np. w teście. Często zdarza się, że osoba, która spełnia wymagania niezbędne na poziomie podstawowym, ale za to wymagania dodatkowe spełnia na poziomie wysokim, przechodzi przez to sito i wygrywa z kandydatem, który wymagania podstawowe ma na poziomie wysokim, a dodatkowe na niskim. Obrazując to: mamy np. kandydata, który z wymagań podstawowych zdobył 20 punków ze znajomości przepisów o zamówieniach publicznych, a kontrkandydat zdobywa 10 punktów, ale zna dodatkowo kilka języków i ostatecznie wygrywa. Chcemy, aby komisja „ważyła” wszystkie te wymagania. Chcemy dać szansę tym kandydatom, którzy spełniają w najwyższym stopniu wymagania niezbędne.

Czyli będzie można rozpisać konkurs pod konkretnego kandydata, który ma spełnić wymagania podstawowe na wysokim poziomie, a dodatkowe mogą być od przysłowiowej czapy?

Nowe przepisy mają przywrócić logikę w naborze. Te rozwiązania będą odpowiedzią na potrzeby urzędów. Cała nowelizacja jest owocem rozmów i wniosków kierowanych do nas przez dyrektorów generalnych.

Czyli jak ktoś wykuje na blachę ustawę o zamówieniach publicznych i nic dodatkowo nie potrafi, to pracę w urzędzie ma zagwarantowaną?

Głównie chcemy, aby kompetencje niezbędne, w tym wiedza i kompetencje miękkie odgrywały właściwą rolę przy ostatecznym wyborze kandydata. Zatem pod uwagę powinni być brani ci kandydaci, którzy spełniają wszystkie wymagania w takim stopniu, który jest najbardziej przydatny w pracy zawodowej.

A dlaczego chce pan zmieniać czas pracy urzędnikom?

Członkowie korpusu służby cywilnej wykonują różne zadania i nie zawsze jest to praca od godziny 8.15 do 16.15. Te godziny coraz częściej są inne. Tym bardziej, że już teraz wielu urzędnikom idziemy na rękę i pozwalamy tak pracować, aby mogli pogodzić pracę zawodową z życiem prywatnym. Proponowane rozwiązania umożliwią dostosowanie czasu pracy urzędu do jego specyfiki, np. kontroli żywności na granicach, która musi być wykonywana przez całą dobę. Będzie możliwe zatrudnienie tylko w weekendy albo np. od środy do niedzieli. W tej chwili tak naprawdę ustawa i rozporządzenie o czasie pracy przewidują, że urzędnicy pracują od poniedziałku do piątku, wyjątków nie ma, a jeśli się pojawiają, to wprowadzane są specjalnymi ustawami, jak np. o inspekcji transportu drogowego. Dzięki tej zmianie we wszystkich urzędach na niektórych stanowiskach będzie można pracować bardziej elastycznie.

A co z nadgodzinami i zwiększeniem rekompensat dla członków korpusu?

W tej nowelizacji te rozwiązania się nie pojawiły, ale nie porzucam myśli, że trzeba to uregulować.

Boi się pan, że przez tę regulację cały projekt mógłby trafić do kosza?

Trzeba jeszcze poczekać. Czas jest trudny.

Czekacie już ponad dwie dekady, a wystarczy dać urzędnikom zwiększony wymiar czasu wolnego, a nie pieniądze.

Ale jeśli wszyscy skorzystaliby z tego zwiększonego wymiaru czasu wolnego, mogłoby się okazać, że nie ma kto pracować.

W nowelizacji chce pan też wzmocnić komisje dyscyplinarne.

Komisje dyscyplinarne działają w 60 proc. urzędów, a powinny być we wszystkich. Obecnie kadencji komisji nie można przerwać. W projekcie wprowadzamy taką możliwość i utworzenia ich na nowo w tym samym czasie, dla np. mniejszych urzędów. Urzędy również będą mogły dołączać się do zawartych już porozumień o utworzeniu wspólnej komisji dyscyplinarnej. Oczywiście w dalszym ciągu ma być tu porozumienie kierowników. Na przykład urząd wojewódzki i podległe mu instytucje tworzą jedną komisję, a nie kilka, bo wtedy często poszczególne kadencje komisji kończyły się w różnym czasie i całe postępowanie się wydłużało. Po zmianach wyeliminujemy te nieprawidłowości.

Czy to pan wpadł na ten pomysł, aby 17 lutego ustanowić Dzień Służby Cywilnej i przyznawać odznakę z tej okazji?

Tak. Wprowadzenie możliwości przyznawania odznaki Honorowej „Za Zasługi dla Służby Cywilnej” jest jednym z ciekawszych elementów tej nowelizacji. Wiele grup zawodowych ma takie odznaczenia. Uważam, że tak liczna grupa jak 118 tys. urzędników, również zasługuje na takie wyróżnienie. To jest podniesienie prestiżu zawodowego i przynależności do tej grupy zawodowej. Ma to znaczenie symboliczne. A przeniesienie nieformalnego Dnia Służby Cywilnej z 11 listopada na 17 lutego, czyli w 100–lecie pierwszej międzywojennej ustawy o państwowej służbie cywilnej będzie ważnym wydarzeniem.

Przy takiej okazji nasuwa się pytanie, czy służba cywilna jest upolityczniona?

Nie. W znakomitej większości jest ona neutralna politycznie i bezstronna.

Od ponad pięciu lat nie ma konkursów na stanowiska dyrektorskie. Kandydat może być z ulicy powoływany i odwoływany z dnia na dzień. Czy to rozwiązanie nie powinno zostać zmodyfikowane?

Zamysł jest taki, aby szybko zmieniać osoby, które się nie sprawdzają na określonym stanowisku. Ze swojej strony zaleciłem rzetelne sprawdzanie kompetencji, w tym kierowniczych, zatrudnianych w ten sposób kandydatów.

Stowarzyszenia absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej w swoim raporcie wykazało, że urzędy po macoszemu traktują ten wymóg.

Znam ten raport i wkrótce zamierzam się spotkać z zarządem Stowarzyszenia. Też chcę, aby wymóg sprawdzania kompetencji nie był martwym zapisem, ale był rzeczywiście weryfikowany.

Minister finansów, a nawet premier chcieliby, aby urzędnicy pracowali jak w korporacji. MF pracuje nad takimi regulacjami. Czy nie należy połączyć sił i stworzyć wspólny projekt nowelizacji?

Póki co nic mi nie wiadomo o takim projekcie. Jeśli pojawią się założenia, to oczywiście chciałbym się zaangażować w pracę. Jednak rozwiązań korporacyjnych nie da się przenieść do urzędów. Specyfika pracy urzędnika jest inna niż pracownika firmy.

Czyli nic się nie zmieni i 90 proc. załogi wciąż będzie otrzymywało nagrody i większość w tej samej kwocie?

Jestem przeciwny takiemu podejściu.

Dwa lata nie było postępowania kwalifikacyjnego w służbie cywilnej na urzędników mianowanych. Oficjalny powód to pandemia, a nieoficjalny to brak pieniędzy i brak zainteresowania. Dlaczego przywrócono nabór z tak małym limitem, a nie ze skumulowanym z tych dwóch lat?

W moim pierwotnym projekcie miało być 490 miejsc, a Rada Ministrów zdecydowała się na połowę, czyli 245. Cieszę się, że - pomimo tego, że jest mniej niż proponowałem - nie zrezygnowano w tym roku z postępowania kwalifikacyjnego, bo przez dwa lata były tylko mianowania dla absolwentów KSAP.

Czy docierają do pana skargi od kandydatów do pracy w urzędach, którzy uważają, że to oni powinni wygrać nabór?

Bardzo rzadko, a jeśli już trafiają do mnie, to proszę dyrektora generalnego o wyjaśnienia. Ostatecznie zwykle okazuje się, że takie skargi są bezzasadne.

Jak jest kryzys, to ludzie chętniej wybierają pracę w administracji. Czy widzi pan tu szanse?

Liczymy, że zainteresowanie będzie wzrastało, bo i tak uważam, że odbiliśmy się od dna. W 2019 r. o jedno stanowisku ubiegało się siedmiu kandydatów, a w ubiegłym roku 10. Oczywiście kiedyś było 36 osób na jedno miejsce, ale pamiętajmy, że to był inny rynek pracy.

Pięć lat jest pan szefem służby cywilnej, a uprawnienia i umocowania w kancelarii premiera ma pan niemal takie, jak dyrektor jednego z departamentów. Czy nie żałuje pan, że zgodził się pan na pełnienie takiej fasadowej roli i zrezygnował z pracy w departamencie prawnym?

Trochę tęsknię za pracą legislatora. Moje obecne zadania mają inny charakter. Oczywiście pozycja szefa służby cywilnej nie jest tak wysoka jak wtedy, gdy miał oddzielny urząd z oddzielnym budżetem. Niezależnie jednak od miejsca usytuowania praca ta daje dużo satysfakcji. Tak daleko, jak pozwalają mi na to ustawowe kompetencje, staram się wspierać wszystkich członków korpusu.

Od lat próbował pan przeprowadzić nowelizację ustawy o służbie cywilnej, ale rząd się nie dawał przekonać. Czy teraz będzie inaczej i projekt zostanie uchwalony?

Skoro ten projekt został ujęty w planie legislacyjnym rządu, to wierzę, że nowelizacja zostanie uchwalona.