Dobrosław Dowiat Urbański, szef służby cywilnej, zagrał na patriotyczną nutę i może dzięki temu tym razem uda mu się przeprowadzić kosmetyczną nowelizację pragmatyki urzędniczej. Wszystko za sprawą tego, że 17 lutego 1922 r. uchwalono ustawę o państwowej służbie cywilnej. Była to pierwsza całościowa regulacja dotycząca korpusu urzędniczego. Dlatego zaproponował, by 17 lutego ustanowić Dniem Służby Cywilnej.

Obecna władzy lubi takie podniosłe inicjatywy. Będzie to kolejna okazja do narodowego świętowania i przyznawania nowego odznaczenia zasłużonym dla służby cywilnej. Takie m.in. rozwiązania znalazły się w tym projekcie. Wolałbym jednak, aby na 100-lecie uchwalenia pierwszej, jak na tamten czas nowoczesnej ustawy, powstał kodeks urzędniczy lub ustawa o urzędnikach. Na początku kadencji nawet był taki pomysł i szeroko o tym dyskutowano w kancelarii premiera. Niestety na zapowiedziach się skończyło, a wprowadzone w 2016 r. zmiany sprawiły, że mamy teraz tylko zgliszcza korpusu, a na wysokie stanowiska urzędnicze można bez zbędnej zwłoki zatrudniać ludzi zaufanych ministra lub wojewody. Razi mnie ta bylejakość.
Tym bardziej że w projekcie nowelizacji wprowadza się ułatwienia dla cudzoziemców i większą uznaniowość dla komisji konkursowej, która będzie mogła wyłaniać kandydatów niespełniających do końca warunków niezbędnych, aby zostać urzędnikiem. Smutne jest to, że szef służby cywilnej wierzy, iż po tych zmianach administrację rządową zaleje rzesza wykwalifikowanych kandydatów. Po 100 latach możemy powiedzieć, że neutralny politycznie korpus urzędniczy to w dużej mierze fikcja niemająca nic wspólnego z tym, co uchwalali nasi przodkowie. Obecnie każda ekipa rządowa przejmując władzę, zaczyna właśnie od wymiany tych kadr.
Każdy urzędnik, zwłaszcza ten, który pracuje w terenie, może śmiało powiedzieć, że ta piękna rocznica będzie smutnym dniem. Nie będzie przecież podwyżek dla wszystkich, tylko dla wybranych. Fundusz wynagrodzeń wzrośnie, ale niewiele i nie pokryje prognozowanej inflacji. Członkowie korpusu nie mogą strajkować, ale mogą w inny sposób zamanifestować w dniu swojego święta sprzeciw wobec tego, jak po 100 latach są traktowani przez obywateli i rządzących. Kiedyś urzędnik to był ktoś, a teraz dla młodych praca w ministerstwie za nieco ponad 3 tys. zł na początku kariery przestała być atrakcyjna. Nie mówiąc już o wątpliwym prestiżu.
Na koniec chciałbym przypomnieć słowa premiera Mateusza Morawieckiego, że jego ekipa to jedna drużyna i że nie ma w niej miejsca na Polskę resortową. Niestety, panie premierze, ona wciąż funkcjonuje i ma się dobrze. Z jednej strony mamy szefa służby cywilnej w randze ministra, który musi zapytać rzecznika rządu, czy może wypowiedzieć się dla mediów i skierować do konsultacji nowelizację ustawy. Z drugiej mamy ministra finansów, który nie kryje się z tym, że chce spełnić marzenie szefa rządu i zrobić z urzędników korpoludków, którzy będą sowicie wynagradzani za ciężką pracę, a pozostali mają się obejść smakiem. Może warto połączyć siły i stworzyć jednak na tę zaplanowaną rocznicę nowoczesną pragmatykę urzędniczą, a nie pracować nad półśrodkami. Szkoda czasu i energii. Proszę jednak pamiętać, że wraz z nowoczesną ustawą i dużą reformą trzeba jeszcze mieć dodatkowe pieniądze, aby do urzędów przyciągnąć fachowców. Z tym ostatnim chyba jest krucho, więc drodzy zasłużeni urzędnicy, musicie obejść się smakiem i zadowolić uściskiem ręki szefa i orderami…