- Jeżeli nie dojdzie do podjęcia działań naprawczych, wszystko się może wydarzyć. Już teraz otrzymuję telefony z pytaniem: „Kiedy strajk?” - mówi Beata Wójcik, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników ZUS

Związek Zawodowy Pracowników ZUS skierował pod koniec lipca do pracodawcy 12 żądań dotyczących poprawy warunków pracy. Strony nie doszły do porozumienia i w konsekwencji związek oficjalnie wszczął spór zbiorowy. Obecnie prowadzą państwo rozmowy z pracodawcą w ramach rokowań. Czy zapadły już jakieś wiążące ustalenia?
Niestety nie. Na ostatnim spotkaniu, które odbyło się pod koniec minionego tygodnia, przedstawiliśmy ponownie nasze postulaty oraz argumenty na ich poparcie. Zaznaczyliśmy, że to nie są nowe kwestie. Zgłaszaliśmy je już wcześniej. Brak reakcji ze strony pracodawcy doprowadził do obecnej sytuacji. W najgorszym scenariuszu może zakończyć się ona strajkiem.
Czyli ze strony pracodawcy nie padły żadne deklaracje?
Nie. Zapewniono nas tylko, że nasze postulaty będą analizowane.
Czy któreś z państwa żądań ma szczególny priorytet?
Wszystkie są istotne, ale najbardziej zależy nam na podwyżkach wynagrodzeń o co najmniej 1 tys. zł brutto. To nie jest wygórowana kwota.
Gertruda Uścińska, prezes ZUS, z rozmowie z DGP mówiła, że latach 2015–2020 fundusz na wynagrodzenia pracowników organu rentowego wzrósł o prawie 1 mld zł. Nie przełożyło się to na podwyżki pensji?
Przed 2015 r. przez kilka lat fundusz wynagrodzeń był zamrożony, więc pracownicy nie otrzymywali podwyżek. Oczywiście w pojedynczych przypadkach, np. w związku z awansem, pensje poszczególnych pracowników rosły, ale nie dotyczyło to ogółu zatrudnionych. Wzrost funduszu wynagrodzeń należałoby więc jednak obliczyć na podstawie dłuższego czasu, ale wtedy nie wygląda to już tak spektakularnie. Poza tym fundusz wynagrodzeń pokrywa też odprawy emerytalne i nagrody jubileuszowe, które również nie dotyczą wszystkich zatrudnionych.
Zresztą skoro fundusz wynagrodzeń jest w tak dobrej kondycji, to dlaczego wiele osób nadal zarabia minimalne wynagrodzenie, a pracownicy z kilkuletnim stażem otrzymują niewiele ponad pensję minimalną?
fot. Materiały prasowe
Beata Wójcik, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników ZUS
Praktycznie cała budżetówka boryka się z problemem niskich wynagrodzeń. Do tego rząd postanowił w tym roku zamrozić je na obecnym poziomie. Jeśli pracownicy ZUS dostaną podwyżki, pozostali też się o nie upomną.
Tak powinno być. Za pracę należy się godne wynagrodzenie. Ja mówię jednak w imieniu pracowników których reprezentuje nasz związek. Organ rentowy wziął na siebie w ostatnim czasie wiele dodatkowych zadań. Przejęliśmy praktycznie całą pomoc z tarczy antykryzysowej. Do tego dochodzi m.in. obsługa programu „Dobry start”. Do tego cały czas musimy realizować nasze podstawowe obowiązki związane ze świadczeniami z ubezpieczeń społecznych. Nikt nas z nich nie zwolnił.
Ale czy obsługa pomocy z traczy antykryzysowej i programu „Dobry start” nie miały być maksymalnie zautomatyzowane?
W ubiegłym roku wypłacono kilkadziesiąt milionów złotych z tytułu wynagrodzeń za pracę w godzinach nadliczbowych. Skoro wszystko jest zautomatyzowane, to skąd tak wielka kwota?
Nie mam pojęcia. Skąd?
Bo w ZUS – wbrew deklaracjom prezes zakładu – cały czas wiele zadań muszą realizować pracownicy. A będzie jeszcze gorzej, bo co prawda w przyznawaniu świadczeń z tarczy antykryzysowej dużą rolę odgrywały programy zaopatrzone w odpowiednie algorytmy, ale już weryfikacja tego, czy pomoc trafiła do osób, do których faktycznie powinna, spadnie na pracowników. Już teraz niektórzy beneficjenci są informowani o konieczności zwrotu pieniędzy. W odpowiedzi słyszymy, że skoro pieniądze zostały przelane, to się one danej osobie należały. Oznacza to, że proces dochodzenia zwrotu wypłat będzie długi i żmudny. Oczywiście elektronizacja działań ZUS postępuje (co oceniam pozytywnie). Pracę maszyn wciąż jednak muszą nadzorować ludzie. Automaty też się mylą.
Jakie mają państwo dalsze plany?
Na 31 sierpnia jesteśmy zaproszeni na posiedzenie rady nadzorczej ZUS, podczas której przedstawimy naszą sytuację. Planujemy też spotkania z posłami. Jeżeli nie dojdzie do podjęcia działań naprawczych, każdy scenariusz jest możliwy. Już teraz otrzymuję telefony z pytaniem: „Kiedy strajk?”. Pracownicy są bardzo zdeterminowani. A my jako związek jesteśmy gotowi do każdych działań. Nie będę jednak uprzedzać wydarzeń, bo scenariusze w sporach są bardzo różne. W ramach rokowań zawiera się różnego rodzaju porozumienia, które mogą być korzystne także na przyszłość. ©℗
Rozmawiała Paulina Szewioła