Mała liczba pracowników w wydziale to nie jest wystarczający argument do odmowy udzielenia informacji o wynagrodzeniach na zajmowanych przez nich stanowiskach. Tak orzekł WSA w Warszawie

Dyrektorzy generalni i szefowie urzędów bardzo chronią informacje o zarobkach poszczególnych pracowników. Nawet w ogłoszeniach o naborze rzadko podają proponowane pensje. Podobnie jest z bonusami – tu także nie są ujawniane ani kwoty, ani też grono osób, którym są przyznawane. Zdaniem ekspertów jednym z powodów są obawy, że wywoła to konflikty między pracownikami. Innym – przepisy, które sprawiają, że tzw. wielokrotność kwoty bazowej może różnić się w ramach tego samego stanowiska nawet o kilka tysięcy złotych.
Ograniczony dostęp
Sprawa, którą zajmował się WSA, dotyczyła decyzji dyrektora Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Lublinie, wydanej na podstawie art. 16 ust. 1 w związku z art. 5 ust. 2 ustawy z 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 2176) oraz art. 104 kodeksu postępowania administracyjnego. Dyrektor zdecydował o odmowie udostępnienia danych o wynagrodzeniach pracowników z podziałem na poszczególne stanowiska, w powiązaniu z poszczególnymi wydziałami, w tym wydziałami spraw terenowych. O dane te prosili związkowcy.
– Nie zależało nam na tym, aby poznać zarobki poszczególnych osób z imienia i nazwiska, a jedynie chcieliśmy wiedzieć, w jakim przedziale są wynagrodzenia na określonych stanowiskach – mówi Paulina Deka z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego „Inicjatywa Pracownicza” w Lublinie. Jej zdaniem, jeśli zarobki na wszystkich tych posadach byłby do siebie zbliżone, to urząd bez wahania podałby te kwoty. Odmowa budzi podejrzenia, że na tożsamych stanowiskach mogą być tzw. równi lub równiejsi.
Z kolei szef urzędu przekonywał, że w strukturze RDOŚ w Lublinie funkcjonują wydziały o różnych składach osobowych. Zgodnie z aktualnym stanem prawnym dane stanowisko może być obsadzane jednoosobowo lub przez dwie osoby. Dlatego też w jego przekonaniu przedstawienie wszystkich danych w sposób wskazany przez wnioskodawców stworzyłoby ryzyko ujawnienia danych, które mogłyby zostać wykorzystane do bezpośredniej lub pośredniej identyfikacji konkretnych osób. A to doprowadziłoby do naruszenia prywatności pracowników.
Utrzymane w mocy
Związek nie zmierzał jednak odpuszczać. Od tej decyzji odwołał się do dyrektora generalnego ochrony środowiska, który utrzymał ją w mocy. Użył podobnych argumentów, wskazując, że udostępnienie tych danych sprawiłoby poważne ryzyko ujawnienia tożsamości zatrudnionych. Podkreślił, że przy tak skonstruowanym wniosku nie ma żadnej gwarancji anonimizacji danych. Organ odwoławczy przyjął, że osobami pełniącymi funkcje publiczne w RDOŚ w Lublinie są wyłącznie szef tego urzędu i jego zastępca. Tylko te osoby wydają decyzje administracyjne i mają wyraźny, znaczny i decydujący charakter. Jednocześnie przyznał jednak, że celem wnioskodawców nie jest zaspokojenie ciekawości obywateli, ale zapewnienie kontroli społecznej nad organami władzy.
Sprawa znalazła swój finał w wojewódzkim sądzie administracyjnym, który uznał, że argumenty obu urzędów nie były w wyczerpujący sposób uzasadnione. Wskazał, że prawo do informacji publicznej jest prawem równorzędnym wobec prawa do prywatności. Kwestia związana z konfliktem między prawem do informacji a ochroną prywatności była rozpatrywana przez Trybunał Konstytucyjny, który w wyroku z 20 marca 2006 r. (sygn. akt K17/05) wskazał, że zgodnie z art. 5 ust 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej, to pierwsze podlega ograniczeniu ze względu na prywatność osoby fizyczne lub tajemnicy przedsiębiorcy. Zaznaczył jednak, że ograniczenie to nie dotyczy informacji o osobach pełniących funkcje publiczne.
Zdaniem składu orzekającego zasada jawności musi być bezwzględnie przestrzegana przez każdą jednostkę dysponującą publicznymi pieniędzmi. Podlegają one bowiem kontroli odpowiednich urzędów, kontroli politycznej oraz ze strony samych obywateli. W ocenie WSA ograniczenie dostępu do informacji publicznej ze względu na ochronę prywatności ma charakter wyjątku od zasady jawności informacji publicznej. A to oznacza, że organ nie może tylko ograniczyć się do ogólnikowego oświadczenia o istnieniu takiej ochrony.
Sąd też wytknął urzędowi, że pojęcia osoby pełniącej funkcje publicznej na gruncie dostępu do informacji publicznej nie należy zawężać się do definicji zawartej w kodeksie karnym (czyli w tym przypadku do szefa urzędu i jego zastępcy).
Nie zgodził się również z argumentem, że podane same kwoty na poszczególnych stanowiskach mogą prowadzić do rozszyfrowania, który pracownik ile zarabia – w ocenie WSA nie jest to wystarczającym argumentem. W efekcie uchylił zaskarżony wyrok.
Nie ma jeszcze potwierdzenia, czy urząd będzie składał skargę do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Korzyści z jawności
– Takich wniosków w ogóle by nie było, gdyby zarobki na poszczególnych stanowiskach można było sprawdzić np. w internecie, jak to jest w krajach nordyckich – mówi Michał Sobol, pełnomocnik związku i autor skargi do WSA.
Zdaniem ekspertów wprowadzenie jawności wynagrodzeń w budżetówce mogłoby przynieść wiele korzyści. – Pieniądze na pensje to jednak środki publiczne. Dzięki upublicznieniu wynagrodzeń nie mielibyśmy problemów z dyskryminacją płacową. Osoby na tych samych stanowiskach zarabiałyby podobnie – mówi dr Jakub Szmit, ekspert ds. administracji publicznej z Uniwersytetu Gdańskiego. Podkreśla, że takie rozwiązanie, poza pewnymi wyjątkami, przyniosłoby korzyści dla pracujących w budżetówce. ©℗
Płace w służbie cywilnej

orzecznictwo

Wyrok WSA w Warszawie z 13 maja 2021 r., sygn. akt II SA/Wa 2533/20 www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia