- Nie negujemy, że można pracować nad tym, by daniny publiczne dotyczyły najbogatszych w większym stopniu niż dotychczas, ale jednym skokiem nie uda się wyeliminować wszystkich różnic - mówi Łukasz Kozłowski główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich

fot. mat. prasowe
Łukasz Kozłowski główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich
Przedsiębiorcy narzekają, że przez Polski Ład oddadzą państwu więcej. Ale może w progresywnym systemie podatkowym, który bardziej obciąża najbogatszych kosztem biednych, nie ma nic złego?
Progresywność podatkowo-ubezpieczeniowa to jedno, ale sposób jej realizacji drugie. Zgadzamy się z diagnozą, że obecne rozwiązania się nie sprawdzają – obciążenia składkowe są na równym i na tym samym poziomie dla wszystkich, więc z jednej strony tworzą dużą barierę dla firm, które działają na niewielką skalę lub mają niską rentowność, z drugiej – wiele osób o dużych dochodach z tego powodu nie decyduje się na etat i płaci stosunkowo niewielkie składki. Od 2018 r. proponowaliśmy przebudowanie systemu tak, by naliczanie składek na ubezpieczenia społeczne było bardziej proporcjonalne także względem osób prowadzących działalność gospodarczą, dzięki czemu zmalałyby obciążenia 78 proc. przedsiębiorców, a mimo to wpływ na finanse publiczne byłby pozytywny. Nie negujemy tego, że można pracować nad tym, by daniny publiczne dotyczyły najbogatszych w większym stopniu niż dotychczas, ale jednym skokiem nie uda się wyeliminować wszystkich różnic – ścieżka dojścia do docelowego modelu powinna być rozłożona w czasie.
Skoro FPP nie neguje sensu progresji, to dlaczego krytykuje pomysł rządu?
Założenia Polskiego Ładu nie są kompleksowe, bo ograniczają się do składki zdrowotnej. Przedsiębiorcy oczekują stabilności i przejrzystości prawa, a propozycja zawarta w Polskim Ładzie nie spełnia tych oczekiwań. Wprost przeciwnie – demontuje ugruntowane dotychczas rozwiązania w sferze ubezpieczeń, nie zastępując ich nowym, wewnętrznie spójnym systemem, tylko prowizorycznymi nakładkami. Gdyby rząd zaprezentował rozwiązanie systemowe, to cele polityki fiskalnej mogłyby być realizowane przez prostą i czytelną dla przedsiębiorców zmianę jego parametrów w kolejnych latach. Nie tworząc takiego spójnego systemu, autorzy projektu sami postawili się w trudnej sytuacji. W reakcji na niepokój, jaki budzą wstępne propozycje, są teraz zmuszeni do tworzenia doraźnych korekt, takich jak ulga dla klasy średniej. Kolejne prowizoryczne nakładki tworzą coraz większy chaos w podatkach i ubezpieczeniach społecznych. Potrzebujemy systemowego i zrównoważonego rozwiązania.
Jak zatem poradzić sobie z tym, by system był zbalansowany, a jednocześnie nie dociążał biznesu zanadto?
Powinien zbliżać do siebie poszczególne grupy pod względem struktury ponoszonych obciążeń. Polski Ład w obecnej formie tego nie zapewnia. Według obecnych założeń osoba prowadząca działalność z dochodem 15 tys. zł miesięcznie zapłaci państwu prawie 5 tys. w formie podatków i składek. Obciążenia znacznie rosną, ale nie ma zachowania równowagi – proporcjonalnie przedsiębiorcy zapłacą dużo większą składkę zdrowotną, a ich ubezpieczenia społeczne wciąż pozostaną na niskim poziomie.
Jak to rozwiązać przy zachowaniu progresji?
Sam wzrost składek nie byłby taki zły, gdyby inaczej rozłożyć akcenty. Niedobrze, że skoncentrowano się jedynie na składce zdrowotnej, w końcu wszyscy mamy w teorii równy dostęp do publicznej ochrony zdrowia, niezależnie od tego, ile wpłacimy. Gdyby jednak obciążenia rozłożyć na wyższą składkę emerytalną, wypadkową czy rentową, to wyższe wpłaty byłyby w jakieś formie rekompensowane w przyszłości. Przedsiębiorca mógłby liczyć na większe świadczenia, tak jak mają dziś etatowcy. Rozwiązywałoby to też inny polski problem systemowy, jakim są przewidywane niskie emerytury prowadzących działalność. Państwo mogłoby to naprawić. Tymczasem zwiększając jednorazowo w tak dużym zakresie wyłącznie składkę zdrowotną, praktycznie pozbawiamy się pola manewru do modyfikacji w przyszłości pozostałych obciążeń, bo byłyby już zdecydowanie zbyt duże. W efekcie system zostałby zabetonowany na długie lata.
Rząd zapewnia jednak, że uwzględnił w Polskim Ładzie wiele postulatów pracodawców. Na przykład rozszerzenie estońskiego CIT.
Polski Ład jest bardzo obszerny i dotyka wielu kwestii. Faktycznie jest tam wiele dobrych pomysłów. Widzimy dużo pozytywnych zmian w kwestii innowacji, np. ulgę na robotyzację, prototypy czy na prace badawczo-rozwojowe. Dostrzegamy też staranie pobudzenia inwestycji, choćby poprzez zachęty dla inwestorów kupujących akcje spółek debiutujących na giełdzie czy pomoc wchodzącym na giełdę firmom, które w związku z tym miałyby preferencje w zakresie rozliczania kosztów, a także mechanizmy wspierające ekspansje zagraniczną. Na szczególną uwagę zasługują proponowane korzystne zmiany dla przedsiębiorców przyjmujących płatności bezgotówkowe. Ale większość tych pomysłów nie znalazła się w Polskim Ładzie po to, by rekompensować wyższą składkę zdrowotną dla jednoosobowych działalności, bo dotyczą głównie większych firm prowadzonych jako spółki.
Czy tak duże zwiększenie składki zmieni podejście tych przedsiębiorców, którzy dotychczas byli przychylni rządowi?
To indywidualna kwestia, ale nie da się ukryć, że wzrost obciążeń bez żadnych ewentualnych przyszłych korzyści może spowodować spadek zaufania do decyzji władz. Przedsiębiorcy będą starali się też dopasować do nowej rzeczywistości. Mogą chcieć korzystać choćby z ryczałtu, który będzie miał obniżone niektóre stawki oraz korzystniejszy sposób naliczania składki zdrowotnej. To wciąż będzie bardzo atrakcyjne rozwiązanie dla samozatrudnionych i tym samym może zniweczyć zamierzenia rządu, by prowadzący jednoosobową działalność częściej przechodzili na etat. Preferowanie ryczałtu ma też inne skutki – to, że ryczałtowcy nie odliczają kosztów, sprawia, że nie będzie im zależało już na fakturach od kontrahentów. A to z kolei może napędzać szarą strefę. Po co sprzedawcy mają wystawiać faktury, skoro nikomu nie będą potrzebne? To niebezpieczny kierunek.
Trudno oczekiwać, że rząd zasadniczo zmieni kierunek działania, ale jakich zmian realnie by państwo oczekiwali?
Nie chcemy zmieniać zasadniczego celu, czyli progresji podatkowej. Chcemy, by wszystkie składki były związane z dochodem przedsiębiorców – nie tylko zdrowotna, ale też emerytalna, rentowa czy wypadkowa. Jednocześnie, aby nadmiernie nie zwiększać obciążeń, proponujemy, by wszystkie składki były liczone od 40 proc. dochodu uzyskiwanego z działalności. To oznacza, że finalny efekt obciążeń byłby podobny, ale rozkładałby się na różne pozycje. To byłoby dużo łatwiejsze do zaakceptowania.
Ale wpływ ze składki zdrowotnej do NFZ byłby mniejszy, a celem rządu była też poprawa ochrony zdrowia.
Trudno dokładnie określić, o ile wzrosną wpływy do NFZ, bo wielu przedsiębiorców może przejść na ryczałt lub przekształcić swoje firmy w spółki. Dlatego proponujemy dodatkowe rozwiązanie. Korzystając z tego, że wzrost nakładów na ochronę zdrowia ma być stopniowy – w 2027 r. mamy osiągnąć pułap 7 proc. PKB – proponujemy, by adekwatnie etapami podnosić składkę zdrowotną o 0,25 pkt proc. co roku. W przyszłym roku byłoby to 9,25 proc., a do 2027 r. doszlibyśmy do 10,5 proc. Tym samym swoje dołożyliby nie tylko przedsiębiorcy, w przypadku których i tak wzrost byłby najwyższy, ale też pozostałe grupy. Dzięki temu też nakłady na zdrowie mogłyby wzrosnąć o prawie 28 mld zł, a nie 12,3 mld, jak obecnie się zakłada. Godzimy się też z tym, że składka nie będzie odliczana od podatku, ale niech przynajmniej – jak wszystkie inne składki – zmniejsza podstawę opodatkowania.
Czy są zaplanowane negocjacje w tej sprawie?
Wiemy, że będą trwać rozmowy w Radzie Dialogu Społecznego. Otrzymaliśmy też obiecujące sygnały oraz zapewnienie o chęci prowadzenia konstruktywnego dialogu ze strony ministra finansów Tadeusza Kościńskiego. Na efekty musimy zaczekać, ale liczymy na otwartość ze strony projektodawcy, tak by planowane zmiany podatkowe nie tylko osiągnęły swój cel, ale też były akceptowane przez przedsiębiorców. ©℗
Rozmawiał Grzegorz Kowalczyk