Kandydatów na stanowiska w służbie cywilnej z wynagrodzeniem niewiele wyższym od płacy minimalnej jest jak na lekarstwo. Z kolei posady kierownicze i doradcze często obejmują osoby z polecenia.

Na początku lipca obecna ekipa rządowa podjęła uchwałę o ograniczeniu nepotyzmu m.in. w spółkach Skarbu Państwa. Urzędnicy i związkowcy zwracają jednak uwagę, że problem dotyczy nie tylko państwowych spółek i pracy w zarządach, ale całej administracji. Zdaniem ekspertów do takiej sytuacji przyczyniła się likwidacja konkursów na stanowiska dyrektorskie. Nepotyzm pojawia się też na niższych stanowiskach, bo w okresie pandemii, kiedy testy z wiedzy w zasadzie nie są organizowane, wybór najlepszego kandydata ogranicza się do rozmowy kwalifikacyjnej.
Sposoby na swoich
Zdaniem związkowców zatrudnianie ludzi z polecenia w obecnym stanie prawnym nie jest żadnym problemem, nawet jeśli organizowany jest konkurs. – Ciągle słyszymy o przykładach nepotyzmu lub wykorzystywaniu znajomości z politykami. Na przykład w jednym z urzędów celnoskarbowych zatrudniono żonę policjanta, który jest dobrym znajomym wysoko postawionego urzędnika. Na stanowiskach oferowanych takim osobom często nie ma zbyt wysokich wymagań, ale proponuje im się pieniądze znacznie wyższe od przeciętnych – mówi Tomasz Ludwiński, przewodniczący NSZZ „Solidarność” pracowników skarbówki.
– Na stanowisku dyrektorskim pracuje u nas młoda osoba bez większego doświadczenia, spokrewniona z jednym z ministrów – mówi pracownik administracji rządowej w województwie lubelskim. Zwraca też uwagę, że do niedawna wojewodowie mieli zawsze jednego zastępcę, a teraz jest ich dwóch. Pracownicy administracji rządowej z województwa łódzkiego również wskazują podobne przykłady, np. lekarza, który z polecenia innego ministra otrzymał posadę kierowniczą, a nigdy wcześniej nie miał doświadczenia urzędniczego.
Związkowcy podkreślają też, że są sposoby na ominięcie widełek płacowych. – Dla wielu może to być zaskoczeniem, ale do resortu finansów przychodzą do pracy ludzie z korporacji, np. zwalniani z banków. Trafiają do różnego rodzaju zespołów, które są poza korpusem służby cywilnej, a wtedy ich zarobki są znacznie wyższe od pozostałych urzędników – wylicza Tomasz Ludwiński.
Podobny mechanizm został wprowadzony w kancelarii premiera. Dzięki temu całe departamenty mogą być wyłączone z korpusu, a zatrudnianie specjalistów może się odbywać bez zbędnej zwłoki i często za wyższe uposażenie.
Rodzina tylko z zakazem podległości
Poza kierowniczymi stanowiskami, co do zasady członków korpusu administracji rządowej obowiązuje pragmatyka urzędnicza. Zgodnie z art. 79 ustawy z 21 listopada 2008 r. o służbie cywilnej (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1233) w urzędzie nie może powstać stosunek podległości służbowej między małżonkami oraz osobami pozostającymi ze sobą w stosunku pokrewieństwa do drugiego stopnia włącznie lub powinowactwa pierwszego stopnia oraz w stosunku przysposobienia, opieki lub kurateli. W efekcie nawet całe rodziny wysoko postawionych urzędników mogą pracować w tej samej instytucji, pod warunkiem że nie będzie między nimi podległości.
– Sytuację uzdrowiłaby rekrutacja kandydatów do urzędu przez zewnętrzne firmy lub np. przez urząd, na czele którego stałby niezależny od rządu szef służby cywilnej. Wtedy na pierwsze miejsce wysunęłyby się kompetencje – podkreśla Tomasz Ludwiński.
– Jeśli chodzi o nepotyzm i zatrudnianie znajomych, obecna sytuacja w urzędach administracji rządowej niczym się nie różni od tego, co było za poprzednich ekip rządowych. Jeśli prześledzilibyśmy ostatnie 30 lat, okazałoby się, że wielu pracowników przyszło do urzędów z czyjegoś polecenia lub poparcia – mówi Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim. Jak jednak zaznacza, z urzędów bardzo dużo ludzi odchodzi, a znajomi polityków wolą pracować w spółkach Skarbu Państwa za 13 tys., a nie za 3 tys. zł w urzędach. – Kiedyś nawet na zwykłe stanowisko zgłaszało się po 300 chętnych, a obecnie, jeśli pojawi się ich kilka, to już jest wielki sukces. Co więcej, osoby, które wygrywają konkursy i dowiadują się, ile będą zarabiać, rezygnują i nie podejmują zatrudnienia – zauważa.
O tym, że administracja rządowa nie jest już tak atrakcyjna, jak jeszcze kilka lat wstecz, świadczy liczba kandydatów do pracy. Na jedno miejsce przypada średnio siedmiu, a jeszcze kilka lat temu było ich 36. Poziom fluktuacji (odejść) sięga w zależności od urzędu do kilkunastu procent rocznie. Co ciekawe, średnio co tydzień w całej administracji rządowej poszukiwanych jest około 650 kandydatów na różne stanowiska w kraju.
Zmiany dla zmiany
Zdaniem ekspertów służba cywilna wymaga gruntowych zmian, ale nie tylko takich, które sprowadzają się do redukcji zatrudnienia i likwidacji wybranych dodatków. – Aby zagwarantować, że do służby cywilnej będą trafiać najlepsi z najlepszych, trzeba na początku zaproponować im wyższe wynagrodzenie. A pomysł, aby niezależny organ wyłaniał kandydatów do pracy w konkursie, jest wart rozważenia – mówi Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, były członek Rady Służby Cywilnej. Jak jednak przyznaje, obawia się raczej, że obecna władza pójdzie jeszcze bardziej w kierunku zatrudniania bez formalności i weryfikacji kompetencji, jak to jest już od kilku lat praktykowane wobec dyrektorów.
Ten pomysł jednak nie wszystkim się podoba. – Jeśli konkursy byłyby przeprowadzane przez niezależny urząd, np. szefa służby cywilnej, to zaraz pojawiłyby się głosy, że sympatyzuje on z nami i wybiera naszych kandydatów – mówi Tadeusz Woźniak, poseł PiS i były przewodniczący Rady Służby Publicznej. I sam przywołuje przykłady nieprawidłowości. – Ostatnio małżonka senatora musiała być zatrudniona, bo wysoko postawiony polityk się tego domagał. Takie praktyki też mnie bulwersują, bo chciałbym, aby w administracji pracowali ludzie wyłącznie bardzo kompetentni i dobrze wykształceni. Niestety dochodzi do takich sytuacji – przyznaje.
Zasady naboru w służbie cywilnej