Wczoraj cięcie etatów zapowiedział Pekao. Zatrudnienie w bankach wróciło do stanu z 1993 r.

Fala zwolnień w bankach przybiera na sile. O zamiarze rozstania się z 1,1 tys. osób i zmianie warunków pracy dla kolejnych 1,25 tys. osób poinformował Pekao – drugi gracz w naszym sektorze. „To kontynuacja działań rozpoczętych w związku z realizacją strategii banku skoncentrowanej na poprawie efektywności. Restrukturyzacja zatrudnienia jest też efektem obecnych trendów rynkowych w sektorze bankowym, w którym cyfryzacja usług i procesów znacznie przyspieszała” – informuje biuro prasowe Pekao.
Zapowiedzi zwolnień ogłaszane na przedwiośniu są w tej instytucji regułą. W 2020 r. porozumienie w sprawie ograniczenia zatrudnienia zawarto tuż przed pierwszą falą pandemii i związanymi z nią ograniczeniami. Ze względu na nie bank odłożył w czasie planowane działania. Mniejsza też była ich skala. Liczba etatów w grupie Pekao zmniejszyła się w ubiegłym roku o niespełna 700. Spadła poniżej 15 tys. Jeszcze w 2012 r. przekraczała 20 tys.
Jeszcze szybciej zatrudnienie redukował PKO BP, największy bank na naszym rynku. Liczba etatów spadła tam w ubiegkłym roku o 1,7 tys., do 26 tys. – Następuje stała kalibracja zatrudnienia. Będziemy się dostosowywać do tego, czego oczekują od nas klienci – mówił przy okazji publikacji wyników finansowych za 2020 r. Zbigniew Jagiełło, prezes banku.
Spada zapotrzebowanie przede wszystkim na pracowników obsługi klienta. PKO zamknął w ubiegłym roku co dziesiątą placówkę. W przypadku oddziałów korporacyjnych kłódkę zawieszono na niemal co czwartym. To, co dotąd robili ludzie, przejmują roboty. Największy bank na naszym rynku podaje, że liczba operacji wykonywanych przez maszyny w IV kw. 2020 r. zbliżała się do 12 mln. Była pięć razy większa niż rok wcześniej.
Roboty mogą wykonywać nie tylko operacje księgowe. Są wykorzystywane również w obsłudze klientów – zautomatyzowane systemy prowadzą np. rozmowy dotyczące windykacji bądź przyjmują zlecenia głosowe.
Pod koniec ubiegłego roku znaczące zwolnienia zapowiadali inni duzi gracze. Santander Bank Polska ogłosił zamiar pozbycia się w ciągu dwóch lat do 2 tys. ludzi, niemal jednej piątej zatrudnionych. BNP Paribas Bank Polska do końca 2023 r. może zwolnić maksymalnie 800 osób.
Jak wynika z danych Komisji Nadzoru Finansowego, w grudniu 2020 r. w krajowych bankach pracowało 149 tys. osób, o niemal 8 tys. mniej niż rok wcześniej. W ciągu dekady zatrudnienie zmniejszyło się o prawie 28 tys. Podobną liczbę pracowników banków, jak obecnie, mieliśmy ostatnio 27 lat temu, czyli w pierwszych latach funkcjonowania gospodarki rynkowej.
Nie znaczy to jednak, że w bankach wszyscy muszą obawiać się o pracę. W minionej dekadzie o 37 tys. zmniejszyło się zatrudnienie w placówkach, ale równocześnie przybyło 8,6 tys. etatów w głównych siedzibach instytucji kredytowych. Ma na to wpływ ograniczanie liczby oddziałów, ale też centralizacja – w przeszłości w oddziałach realizowano część funkcji zaplecza. Dziś takich sytuacji w bankach się unika, co pozwala ograniczyć koszty działania.
W centralach wzięcie mają informatycy czy specjaliści w dziedzinie user experience, dzięki którym łatwiejsze jest korzystanie z usług banków w kanałach cyfrowych. W centralach przybywa też ludzi odpowiedzialnych za wypełnianie rosnących wymogów regulacyjnych. Ten ostatni powód przyczynił się do wzrostu liczby zatrudnionych w ING Banku Śląskim. Po 6,5 roku przekroczyła ona ponownie 8,5 tys.