Po ostatnich przejściach generałów na emeryturę w Wojsku Polskim zostało ich rekordowo mało. Eksperci: to pozytywna zmiana, ale konieczne są kolejne, gdyż wciąż jest za wielu oficerów wysokiej rangi
W służbie czynnej w Wojsku Polskim jest obecnie 84 generałów i admirałów. Wprawdzie pod koniec ubiegłego roku było ich jeszcze 90, ale w ostatnich tygodniach na emeryturę przeszli m.in. generałowie Andrzej Malinowski, Stanisław Butlak i Krzysztof Górecki.
Tendencję spadkową w liczbie aktywnych generałów można zauważyć od lat. Jeszcze w 2009 r. było ich 140, a np. w połowie lat 80. prawie 200. Ale o ile wcześniej taka liczba najwyższych rangą oficerów była uzasadniona liczbą pozostałych żołnierzy (bywały lata, że w wojsku polskim służyło ich ponad 200 tys.), to po przejściu na zawodowstwo w latach 2009–2010 i związanym z tym radykalnym zmniejszeniem ogólnej liczby wojskowych tak duża liczba generałów była anachronizmem. Kosztownym.
Dla wojska różnica finansowa po ich przejściu na emeryturę jest duża. Uposażenie podstawowe generała to od 8,4 tys. zł (dowódca brygady) do 14,9 tys. zł (szef Sztabu Generalnego). Do tego dochodzą różne dodatki (np. za długoletnią służbę wojskową ponad 30 proc. podstawowy). Trudno więc znaleźć generała, który zarabiałby mniej niż 12 tys. zł brutto. Na emeryturze nie ma dodatków, a po 30 latach w wojsku dostaje się na emeryturze 75 proc. uposażenia podstawowego. Tak więc odejście jednego generała na emeryturę to miesięcznie kilka tysięcy złotych, które zostaną w budżecie MON.
– Zmiana jest pozytywna, bo wcześniej mieliśmy za dużo wodzów, a za mało Indian. Szukano im na siłę zajęć i etatów – ocenia Karol Nowicki z MadMagazine.pl, portalu o wojsku i bezpieczeństwie. – Dziś ci najwyżsi rangą mają inne zadania, nie jest już tak, że tylko przyjeżdżają i wizytują, proces decyzyjny został usprawniony. Zaczyna być jak w normalnych firmach. I już nie trzeba dzwonić do 20 zwierzchników i czekać dwa dni na zgodę, by zamówić ryzę papieru.
Zmniejszenie liczby generałów podobnie ocenia dr Łukasz Kister, analityk ds. bezpieczeństwa związany z Collegium Civitas i Instytutem Jagiellońskim. – Zrobiono krok w dobrą stronę. To ma przecież być profesjonalna armia zawodowych żołnierzy, a nie armia generałów i pułkowników. Wojsko zawodowe nie potrzebuje tak dużej liczby starszych oficerów – to pozostałość minionej epoki, gdy służyli poborowi – wyjaśnia ekspert.
Kister dodaje jednak, że samo odchodzenie na emeryturę bywa problematyczne. – Wielu z tych generałów zrzuca mundur i pracuje później w Ministerstwie Obrony Narodowej albo zajmuje wysokie stanowiska w spółkach zbrojeniowych. Bywa też, że zamieniają etaty wojskowe na cywilne, a apanaże zostają – tłumaczy ekspert. Inną sprawą jest to, że awanse generalskie często dostaje się tuż przed emeryturą, za całokształt działalności. Ktoś, kto nie stwarzał problemów, zawsze bez szemrania wypełniał rozkazy, może dostać wyższy stopień, po to by mieć wyższą emeryturę.
Tyle że choć liczba generałów i admirałów się zmniejsza, to pułkowników mamy 1,5 tys., a podpułkowników 3,5 tys. Biorąc pod uwagę, że armia polska liczy dziś 97 tys. żołnierzy, okazuje się, że bardzo wysoką rangę ma co 20. z nich (korpus oficerski stanowi prawie 20 tys. mundurowych).
– To wynika m.in. z tego, że w polskiej armii awans finansowy zazwyczaj musi się łączyć z awansem stopnia. Nawet jeśli ktoś jest bardzo dobrym fachowcem w swojej dziedzinie, to nie dostaje podwyżki tak po prostu – opowiada Łukasz Kister. I tak wojskowi lekarze, którzy np. badają choroby tropikalne, czy wysokiej jakości specjaliści prowadzący badania nad sprzętem wojskowym automatycznie awansują, by zarabiać więcej, choć z dowodzeniem żołnierzami nigdy nie mieli do czynienia.
Duża liczba najwyższych stopniem oficerów jest domeną nie tylko polskiej armii. Jak donosił „The Telegraph”, mimo że liczebność brytyjskiego wojska zmniejszyła się z 305 tys. w 1990 r. do 179 tys. w 2012 r., to trzygwiazdkowych generałów było tylko sześciu mniej. Ostatnie reformy w królewskiej armii budzą wśród żołnierzy głębokie niezadowolenie m.in. dlatego, że zwolnienia nie obejmują tych najwyższych stopniem. Pewnym wzorem pod tym względem może być armia amerykańska, gdzie liczba aktywnych generałów najwyższych rangą (trzy- i czterogwiazdkowych) jest ściśle limitowana i ograniczona. Ale mimo to – jak pokazują opracowania – także za oceanem zwiększa się liczba generałów. Organizacja zajmująca się oceną efektywności rządzących Project on Government Oversight pokazała, że w latach 2001–2011 liczba wszystkich aktywnych generałów amerykańskich zwiększyła się z 964 do 1057. Na jednego generała przypada więc w USA ok. 1,3 tys. żołnierzy, w Polsce jest ich nieznacznie mniej – 1,15 tys.