Polacy nie są zainteresowani dofinansowaniem do rachunku za energię elektryczną. Zniechęcają ich kwota wsparcia oraz sposób jego uzyskania.
Od początku tego roku gminy na zlecenie rządu zajmują się przyznawaniem dodatków energetycznych. Dzięki niemu rodziny o najniższych dochodach miały płacić mniej za prąd. Na ten cel przeznaczonych jest w tym roku 114 mln zł, ale już wiadomo, że znaczna część tej kwoty nie będzie wykorzystana. Zainteresowanie jego otrzymywaniem jest niższe, niż zakładano.

Dwa dodatki

Podstawowym warunkiem uzyskania dodatku energetycznego, którego zasady przyznawania określa ustawa z 10 kwietnia 1997 r. – Prawo energetyczne (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 1059 z zm.) jest uprawnienie do dodatku mieszkaniowego. Drugim – przedstawienie przez osobę składającą wniosek umowy sprzedaży energii elektrycznej. W praktyce oznacza to, że co do zasady każda osoba, której gmina pokrywa część opłaty za czynsz, powinna otrzymywać drugie ze świadczeń.
– Wyjątek stanowi tylko niewielki odsetek osób, które wynajmują mieszkanie. Wprawdzie dodatek na czynsz im przysługuje, ale dopłata do prądu już nie, bo to właściciel lokalu ma podpisaną umowę z zakładem energetycznym – wyjasnia Katarzyna Chechelska, kierownik referatu dodatków mieszkaniowych Szczecińskiego Centrum Świadczeń.
Jednak jak wynika z informacji gmin, osób, które zgłosiły się po dodatek energetyczny, jest o wiele mniej.
Na przykład w Łodzi w I kw. tego roku dopłatę do mieszkania otrzymywało 13,7 tys. osób, natomiast dodatek energetyczny pobierało 1,3 tys. W następnych trzech miesiącach było ich odpowiednio 13,5 tys. oraz 2,4 tys. Z kolei w Krakowie dodatek mieszkaniowy w okresie styczeń–marzec br. uzyskiwało 21,8 tys. uprawnionych, a dofinansowanie do prądu tylko 794 z nich. W II kw. ich liczba wzrosła do 1,3 tys. (przy 21,7 tys. dodatków mieszkaniowych). Podobnie było też we Wrocławiu.
– W ostatnich trzech miesiącach dodatek mieszkaniowy wypłacaliśmy dla 4,5 tys. osób. 886 otrzymywało też dopłatę do prądu. Na początku roku mieliśmy odpowiednio 4,4 tys. oraz 321 uprawnionych – wylicza Barbara Tomaszewska, zastępca kierownika działu świadczeń Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu.

Podatkowe zamieszanie

Gminy zgodnie przyznają, że najważniejszym powodem małego zainteresowania świadczeniem, zwłaszcza w pierwszych miesiącach roku, była konieczność wniesienia opłaty skarbowej. Ponieważ wynosi ona 10 zł, czyli niemalże tyle samo, co najniższa kwota dodatku (11,37 zł), część osób w ogóle rezygnowała z składania wniosku o tę pomoc. Zamieszanie pogłębiło się, gdy okazało się, że dopłata do prądu nie jest zwolniona z opodatkowania. Potencjalni wnioskodawcy obawiali się więc, że będą musieli dodatek wykazywać jako dochód w zeznaniu PIT za 2014 r.
– Te błędy naprawiło Ministerstwo Finansów, wydając rozporządzenia w tej sprawie. Mimo że rozpowszechniliśmy informacje o zmianie w naszej siedzibie i na stronie internetowej, to nie do wszystkich ona dotarła – wyjaśnia Damian Napierała, zastępca dyrektora Poznańskiego Centrum Świadczeń.
Zwraca też uwagę, że wyłączenie z opodatkowania oraz zniesienie opłaty skarbowej są rozwiązaniami tymczasowymi, które mają obowiązywać tylko do końca roku. Nie wiadomo więc, czy będą przedłużone również w 2015 r. W Sejmie jest wprawdzie projekt nowelizacji przepisów, który ma na stałe ułatwić uzyskiwanie dodatku, ale prace nad nim jeszcze nie zostały rozpoczęte.
Innym powodem tak małego zainteresowania dodatkiem wskazywanym wprost przez potencjalnych świadczeniobiorców jest jego wysokość. Kwota pomocy jest bowiem niska i pozwala na opłacenie tylko niewielkiej części rachunku za prąd.
– O dodatek nie starają się też osoby, które korzystają z zasiłków stałych, ponieważ jego kwota pomniejsza wysokość świadczenia z pomocy społecznej – wyjaśnia Barbara Tomaszewska.
To wszystko spowodowało, że gminy, które swoje zapotrzebowanie na środki potrzebne na wypłatę dodatków szacowały na podstawie liczby osób otrzymujących dopłaty do czynszu, wykorzystały tylko niewielką część dotacji. Np. samorządy woj. małopolskiego otrzymały na I kw. prawie 410 tys. zł. Faktycznie zaś wykorzystały 52,8 tys. zł.
– Jest to stosunkowo nowa forma pomocy, dlatego spodziewamy się, że z upływem kolejnych miesięcy i wprowadzaniem kolejnych ułatwień w jego uzyskiwaniu liczba osób z nich korzystających będzie rosła – podkreśla Damian Napierała.