Jak podaje ZUS, w 2020 r. udzielono ich w sumie 25,3 mln.

Dla porównania w 2019 r. było ich 25,2 mln. Tymczasem liczba osób, według oficjalnych statystyk, u których zdiagnozowano pozytywny wynik COVID-19, przekroczyła milion.
Były oczywiście zauważalne zwyżki wraz z nasileniem się epidemii. Jak w marcu (wówczas do ZUS wpłynęło 3,3 mln e-zwolnień, rok wcześniej było ich 2,2 mln) i na jesieni – w październiku i listopadzie (odpowiednio 2,4 mln w 2019 r. do 3,1 mln w 2020 r. i 2,1 mln wobec 2,7 mln), ale wraz z tym, jak była zamrażana gospodarka i wprowadzany lockdown, liczba zwolnień malała. Przykładem jest kwiecień, maj, ale i okres wakacji, kiedy epidemia osłabła, czy też koniec roku, gdy ponownie zamknięto galerie, kina, hotele. To oznaczało, że wiele osób nie musiało pojawiać się w pracy i w razie choroby iść na L4 – tłumaczą eksperci. Mogły pracować z domu pomimo choroby.
Prawda jest też taka, że duża część osób przechodziła wirus łagodnie, w związku z czym pozostawała aktywna zawodowo. Przez cały czas izolacji.
Paweł Żebrowski, rzecznik ZUS, dodaje, że to też zasługa zmiany przepisów. By wyjść naprzeciw osobom przechodzącym COVID-19 bezobjawowo, zdecydowano, że lekarz nie wystawia pacjentowi w izolacji domowej druku ZUS ZLA, podobnie jak sanepid nie wystawia dla pracodawców decyzji administracyjnej o kwarantannie.
Informacje te ZUS pozyskuje od jesieni z Centralnego Systemu EWP, w którym zapisane są dane o obowiązku kwarantanny i izolacji pacjentów. To oznacza, że jeśli pracownik czuje się źle i jest niezdolny do pracy, powinien zgłosić ten fakt pracodawcy, a ten musi wystąpić z wnioskiem do ZUS o wypłacenie zasiłku chorobowego. Jak ktoś nie chciał zwolnienia, mógł dalej pracować. – Wiele zmieniło też wprowadzenie zasiłków opiekuńczych. One też mogły przyczynić się do mniejszej popularności zwolnień – dodaje Paweł Żebrowski.
Zdaniem ekspertów to także efekt tego, że głównie chorowały osoby po 65. roku życia, czyli seniorzy, którzy nie potrzebowali zwolnienia z pracy. Jak mówiła w listopadzie Gertruda Uścińska, prezes ZUS, w rozmowie z DGP: „Większość chorych na COVID-19 nie otrzymuje zwolnienia, bo nie jest im ono potrzebne”. Jak wyliczała, kiedy w październiku na kwarantannie przebywało 405 tys. chorych, a w izolacji 246 tys., to z tej grupy 68 proc. stanowiły osoby ubezpieczone w ZUS. Jak dodawała, zwolnienia na COVID przede wszystkim brali pracownicy służby zdrowia: stanowiły one 23 proc. ogółu, plasując się na pierwszym miejscu wśród schorzeń tej grupy.
Jak będzie w tym roku? Na razie styczeń przyniósł spadek liczby udzielanych zwolnień. Z danych ZUS wynika, że wystawiono ich 1,7 mln wobec 2,24 mln w analogicznym miesiącu 2020 r. i 2,66 mln w styczniu 2019 r.
Jest jeszcze jeden czynnik. Zdalna praca i izolacja spowodowana lockdownem plus zamknięte szkoły przekładają się też na mniejszą liczbę infekcji, z powodu których wystawiane jest wiele zwolnień przez lekarzy. Jak wynika z danych PZH, w styczniu tego roku było 129 tys. przypadków grypy, a przed rokiem ponad 543 tys. W całym 2020 r. na grypę zachorowało natomiast 3,1 mln osób, a w 2019 r. – 4,7 mln.
Współpraca Klara Klinger