Ulgi i becikowe to najbardziej pożądane instrumenty polityki prorodzinnej – wynika z sondażu przygotowanego dla DGP przez PBS. Niestety nie mamy co liczyć na to, że państwo przeznaczy więcej na wsparcie rodzin
Dziennik Gazeta Prawna
Zapytaliśmy uczestników badania o dziewięć różnych rozwiązań finansowych mogących mieć wpływ na politykę prorodzinną. Wyniki pokazują, że Polacy wolą dostawać pieniądze za posiadanie dzieci, niż cieszyć się, że inni są karani za ich brak.
– Jest w tym jakaś mądrość: polityka rodzinna powinna wspierać rodziny w sensie ich uprzywilejowania, a nie nakładania sankcji na wyłamujących się z powinności posiadania dzieci – mówi prof. Marek Okólski, ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Taką tendencję widać zwłaszcza wśród osób ankietowanych, które są rodzicami. Wśród nich poparcie dla finansowego premiowania rodzin jest zdecydowanie większe i zbliża się do 40 proc. dla becikowego czy ulg podatkowych, podczas gdy wśród tych, którzy dzieci nie mają, jest poniżej 30 proc.
Najbardziej popularne wśród ankietowanych rozwiązanie to większe ulgi prorodzinne. Obecne weszły w życie w 2009 r. i od tego czasu praktycznie nie zmieniła się wysokość odpisu – rocznie jest to 1112 zł na każde dziecko. Co gorsze, jak wylicza fundacja CenEA, nie może z niego skorzystać w pełni prawie jedna trzecia rodzin z uwagi na... zbyt małe dochody.
Wśród preferowanych rozwiązań na drugim miejscu jest becikowe, które stało się głównym symbolem polityki prorodzinnej. W tej chwili wynosi 1000 zł za dziecko. W przeciwieństwie do ulg becikowe jest świadczeniem jednorazowym. Dostęp do niego został ograniczony, bo mogą je otrzymać rodzice, jeśli dochód na osobę w rodzinie nie przekracza 1922 zł.
Sondaż pokazuje wyraźnie, że ci najsłabiej zarabiający chcieliby zwiększenia becikowego. Powód jest prosty – dochody otwierają im drogę do tego świadczenia, a odbierają szansę na skorzystanie z ulgi podatkowej. Mogłaby temu zaradzić zmiana systemu ulg i zastąpienie go wspólnym rozliczaniem rodziców z dziećmi czy zwiększenie kwoty wolnej od podatku dla rodziców. Obie propozycje cieszą się stosunkowo wysokim poparciem ankietowanych.
– Polacy chcą systemu marchewki, a nie kija, ale takie rozwiązania są kosztowne dla budżetu – zauważa dr Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. Podatek dochodowy od osób fizycznych to trzecie źródło dochodów budżetu, po wpływach z VAT i akcyzy, w tym roku ma wynieść 43 mld zł. Obecnie ulga obejmuje ponad 6 mln dzieci i kosztuje budżet 5,7 mld zł.
– Nie sądzę, by na krótką metę można było wygospodarować dodatkowo więcej niż 2–3 mld zł. Większe zmiany nie są raczej możliwe przy obecnej sytuacji budżetu. A w takim razie to małe korzyści dla podatników i słaby bodziec – zauważa Borowski. Chyba że część obecnie korzystających z ulg miałaby to czynić w mniejszym stopniu. Kancelaria Prezydenta rozważa uzależnienie kwoty wolnej od podatku od liczby dzieci w rodzinie. Fundacja CenEA szacuje dodatkowy koszt takiej zmiany dla budżetu na 1,7 mld zł, co mieściłoby się we wskazywanym przez Borowskiego przedziale. W tym przypadku najbardziej korzystaliby najsłabiej zarabiający podatnicy z większą liczbą dzieci.
Taka zmiana wymaga jednak decyzji politycznych, które w dwóch wyborczych latach wydają się wątpliwe. Choć z czasem będą musiały być podjęte, by sytuacja się zmieniła.
– Najważniejsze jest to, na ile te rozwiązania różnicują sytuację rodzin z dziećmi w stosunku do bezdzietnych. Do tej pory mieliśmy symboliczne becikowe, mamy symboliczne zasiłki, to środki, które nie zmieniają sytuacji i w tym sensie nie są skuteczne – podkreśla prof. Marek Okólski.
W sondażu pytaliśmy także o ewentualne restrykcje dla osób bezdzietnych. Tu preferowane są dwa rozwiązania: likwidacja wspólnego rozliczenia dla bezdzietnych małżeństw i niższa emerytura dla osób niemających potomstwa. Ale widać, że raczej nie mają szans. O pierwszym z nich wspominał niedawno minister finansów Mateusz Szczurek, ale wycofał się po krytyce w mediach, choć wspólne rozliczenie nie jest rozwiązaniem wspierającym wszystkie rodziny, a najbardziej korzystają na nim raczej ci zamożniejsi. Druga koncepcja, zwana czasami emeryturą demograficzną, pojawia się np. w formie pomysłu na trzyfilarowe świadczenia, gdzie pierwszy filar byłby równy dla wszystkich, a drugi zależał od wynagrodzeń pracujących dzieci, trzeci z kolei byłby dobrowolny i kapitałowy. Ale na razie to tylko teoretyczne pomysły w sferze poszukiwania rozwiązań na wyjście z demograficznej pułapki.
W sondażu pytaliśmy tylko o kwestie finansowe, choć jest oczywiste, że skuteczna polityka sprzyjająca dzietności musi być dużo szerzej zakrojona.
– Wydaje się, że Polsce potrzeba przede wszystkim miejsc w żłobkach i przedszkolach oraz wspierania równouprawnienia i godzenia ról zawodowych z rodzinnymi. Sytuacja finansowa rodzin z dziećmi to osobna, choć powiązana kwestia – zauważa Iga Magda z Instytutu Badań Strukturalnych.