Pracownicy budżetówki wolą dostać dodatkowe wynagrodzenie, niż zrezygnować z bonusu i w zamian zyskać stabilne warunki zatrudnienia.

W tym roku według szacunków wynikających m.in. z ustawy budżetowej, którą zajmuje się Senat, do kieszeni pracowników całej administracji państwowej (w tym m.in. urzędników samorządowych, nauczycieli czy służb mundurowych) trafi 9 mld zł w postaci dodatkowego wynagrodzenie rocznego. To aż blisko o 2,5 mld zł więcej, niż wypłacano na ten cel jeszcze 6 lat wcześniej. Ten wzrost to efekt ostatnich 6-procentowych podwyżek a także innych dodatków (np. stażowego). Pieniądze są wypłacane praktycznie wszystkim bez względu na zaangażowanie w pracę. Dodatek nie ma więc charakteru motywacyjnego. Wystarczy, że osoba uprawniona w miarę systematycznie przychodzi do pracy i nie jest np. pod wpływem alkoholu.

(Nie)zagrożona trzynastka

Pod koniec listopada 2020 r. w budżetówce pojawiły się obawy, że ze względu na trudną sytuację finansową wywołaną m.in. pandemią może zabraknąć pieniędzy na szczepionki. W efekcie rząd chciał je pozyskać, obcinając m.in urzędnicze trzynastki. Ostatecznie resort finansów zdementował doniesienia, że budżetówka może stracić prawo do tego świadczenia. Jak zaznaczają eksperci, skorzystanie z urzędniczego bonusu byłoby znacznym wsparciem dla publicznej kasy. Co więcej, przepisy covidowe dają możliwość czasowego obniżenia pensji w administracji, a nawet jej zamrożenia. Obecnie, jak przekonują osoby z KPRM, nie ma takiej potrzeby.
– Swego czasu opowiadałam się za solidarnym oszczędzaniem w czasach pandemii, również w administracji rządowej, np. obniżając pensje lub wstrzymując wypłaty dodatkowego wynagrodzenia rocznego. Ale skoro tej solidarności nie ma, bo przecież rząd chciał podwoić pensje podsekretarzom stanu, którzy mieli przejść do korpusu urzędniczego, to trudno prosić pozostałych pracowników o zrozumienie otrzymywania niższej gratyfikacji za ich pracę – tłumaczy prof. Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, była członkini Rady Służby Cywilnej.
– Niezależnie od tego trzeba jednak się zastanowić nad mechanizmem, który sprawi, że trzynastka będzie trafiać tylko do najlepszych pracowników – dodaje.
W ubiegłym tygodniu za namową urzędników prezydent zawetował kontrowersyjną ustawę, która przewidywała przeniesienie podsekretarzy stanu do korpusu służby cywilnej.

Nie chcą zmian

W 2013 r. Bank Światowy wskazał, że system wynagrodzeń sektora publicznego w Polsce potrzebuje reform. Dwa lata później Claudia Torres-Bartyzel, ówczesna szefowa służby cywilnej, przygotowała nawet specjalny raport, w którym proponowała likwidację trzynastki. Pomysł trafił do kosza, bo nie było i wciąż nie ma na to zgody, m.in. związkowców.
– Nie zamierzamy rezygnować z tego dodatku. Mamy głęboką nadzieję, że rząd nie będzie sięgał po te pieniądze – apeluje Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim.
Drażnić budżetówki nie zamierza też Zdzisław Sipiera, poseł PiS i nowy przewodniczący Rady Służby Publicznej. Nie chciał się on wypowiadać, czy pracownicy państwowi w geście solidarności powinni poświęcić trzynastkę, ani też czy ten składnik wynagrodzenia powinien mieć bardziej motywacyjny charakter. Bardziej rozmowni są inni posłowie PiS.
– Trzynastka jest pewnym reliktem z czasów PRL-u i abstrahując od pandemii, powinna zostać zlikwidowana i włączona proporcjonalnie do wynagrodzenia zasadniczego – postuluje Piotr Uściński, poseł PiS i były starosta wołomiński.
– Dla samorządów przełom lutego to trudny okres, bo nagle wszystkim muszą wypłacać podwójną pensję, a dochody w tym czasie są na podobnym poziomie. Włączenie trzynastki zniwelowałoby ten problem – zaznacza.
Eksperci podkreślają, że to nie jest rozwiązanie kwestii motywacyjnej.
– Urzędnik zarabiający 4 tys. zł otrzymywałby po włączeniu trzynastki do pensji zasadniczej nieco ponad 300 zł więcej. Tylko gdzie tu motywacja? – pyta Jakub Szmit, ekspert ds. administracji publicznej z Uniwersytetu Gdańskiego.
– Trochę rozumiem urzędników, że nie chcą poświęcać trzynastki, bo przecież przez ostatnią dekadę nie dostawali podwyżek. Taka decyzja rządzących wywołałaby ogromną frustrację – podkreśla.

Pieniądze z urzędu

Dodatkowe wynagrodzenie roczne wypłacane jest co do zasady do końca marca. Fakt niedotrzymania tego terminu wiąże się z konsekwencjami – grzywną oraz odpowiedzialnością za naruszenie dyscypliny finansów publicznych, m.in. upomnieniem, naganą lub karą pieniężną.
Zgodnie z art. 2 i 4 ustawy z 12 grudnia 1997 r. o dodatkowym wynagrodzeniu rocznym dla pracowników jednostek sfery budżetowej (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1872 ze zm.) – trzeba w administracji państwowej przepracować co do zasady pół roku, aby ubiegać się o trzynastkę. Z kolei wynagrodzenie roczne jest ustalane w wysokości 8,5 proc. sumy wynagrodzenia za pracę otrzymanego przez pracownika w ciągu roku kalendarzowego, za który ono przysługuje. W efekcie wraz z rosnącymi zarobkami w administracji, a także podwyżkami płacy minimalnej przekłada się to na wyższe bonusy dla pracowników budżetówki. Dodatkowo na takie świadczenia ma też wpływ rosnący od 1 proc. do 20 proc. wynagrodzenia zasadniczego dodatek stażowy. W administracji rządowej średnio 200 mln zł rocznie trzeba z każdym rokiem więcej zaplanować na wypłatę tych świadczeń, a w samorządach nawet dwukrotnie więcej (w tym roku na ten cel trzeba będzie wydać ok. 500 mln zł więcej).
Kto i kiedy może liczyć na dodatkowe wynagrodzenie roczne