Czytając dane dotyczące tego, jak pracują młodzi ludzie z pokolenia recesji, nawet liberał może zostać socjalistą. 70 proc. jest zatrudnionych na tzw. umowy śmieciowe. Godzą się na pracę za płacę minimalną. 44 proc. młodych mężczyzn mieszka z rodzicami – więcej niż we Włoszech, gdzie wciąż żywy jest kult mammy, i niewiele mniej niż w Grecji, gdzie kryzys jest dużo głębszy. I jak tu planować przyszłość opartą na efektach pracy własnych rąk?
Jak planować kredyt na mieszkanie, kiedy zarabia się 1500 zł brutto? A jak nie ma mieszkania, nie ma dzieci. W tej sytuacji rok urlopu rodzicielskiego staje się zbędny. Zresztą żeby wziąć urlop, trzeba płacić składkę zdrowotną, a przy umowie o dzieło (najpopularniejsza śmieciówka) składki się nie opłaca.
Jak rysować perspektywę kariery, kiedy kolejny rok z rzędu pracuje się z miesiąca na miesiąc bez szans na awans i rozwój? Co dzieje się z motywacją, przedsiębiorczością, energią młodego człowieka, który widzi przed sobą czarną dziurę? I czuje, że absolutnie nic od niego nie zależy. Wiek 25–30 lat to zbyt wcześnie na takie samopoczucie.
Te pytania nie są jedynie bezowocnym lamentem nad trudną sytuacją młodych. One prowadzą do wniosków ważnych dla nas wszystkich. Bo chodzi o naszą wspólną przyszłość. Nie tylko o system emerytalny i zastępowalność pokoleń, lecz także o jakiś wspólny ład, w którym nie rosną przepaści, a wraz z nimi konflikty.
Podobne pytania były już zadawane podczas protestów ruchu Occupy Wall Street, demonstracji w Londynie, Madrycie czy Atenach, zadawali je także polscy oburzeni. Wbrew nadziejom wielu obserwatorów z ruchów tych nie narodziło się nic, co ruszyłoby z posad bryłę świata. Sprowokowało jednak do skruszenia nawet najtwardszych liberałów. DGP kilka miesięcy temu publikował przedruk felietonu z „Financial Timesa”, ikony konserwatywno-liberalnego myślenia, o tym, że jesteśmy młodym ludziom coś winni. To my mamy profity z systemu, do którego oni nie mają dostępu – chodzi o ubezpieczenia zdrowotne, odkładane składki na emerytury itd. Mamy do tego dostęp, bo mamy etaty, rozwinięte firmy. A oni nie mają. Jednak to my przygotowaliśmy im świat, w którym nie da się tego zdobyć. Trzeba więc się podzielić. Opodatkować firmy na rzecz młodych, dać im ulgi, przywileje. W czasach takich jak te myślenie socjalne naprawdę kusi.
Czy można coś zrobić, żeby poprawić sytuację młodych? Niejedna głowa łamała się nad tym, jak zachęcić ich do rodzenia dzieci. Jednak na nic będą urlopy rodzicielskie, przedszkola i żłobki, jeśli nie będzie pracy. Oczywiście, jeśli nie będzie przedszkoli, matki nie pójdą do pracy, nawet jeśli ta się znajdzie. To uzupełniający się system. A nad nim musi zapanować państwo. Sam wolny rynek tej sprawy nie załatwi.