Praca dla młodych jest, tylko edukacja nie odpowiada na potrzeby rynku pracy.

Dobrze znana to prawda, że statystyka pokazująca jedną liczbę nie oddaje prawdziwego obrazu rzeczywistości. Stopa bezrobocia w naszym kraju oscyluje wokół 13 – 14 proc., ale dla osób w wieku od 24 do 34 lat jest to dwa razy więcej. Oczywiście można się pocieszać, że to i tak zdecydowanie mniej niż w takich krajach ogarniętych kryzysem jak Grecja, Hiszpania, Portugali, ale lepiej spoglądać w kierunku Skandynawii.

Niedawno uczestniczyłem w dyskusji osób znających rynek pracy od strony praktycznej, Byli to przedstawiciele firm rekrutacyjnych, organizacji pracodawców i firm, które pracowników poszukują. Ich opinia była zgodna i jednoznaczna. Praca dla młodych ludzi jest, tylko bardzo często ich kompetencje i umiejętności nie odpowiadają oczekiwaniom rynku pracy. Po prostu szkoły, te zawodowe, średnie i wyższe nie wypuszczają w zawodowe życie absolwentów spełniających kryteria pracodawców.

Od lat mówi się, że szkoły niedostatecznie spełniają swój obowiązek kształcenia odpowiadającego potrzebom rynku pracy. Coś tam się w tym kierunku robi, zwłaszcza na wyższych uczelniach technicznych, ale jak się okazuje jest to ciągle za mało. I trudno znaleźć receptę na poprawę tej sytuacji. Ale trzeba jej szukać, i to bardziej aktywnie. Z pewnością oznaczać to będzie także większą skuteczność. Pozytywną rolę mogliby odegrać pracownicy urzędów pracy. Muszą jednak wyjść zza biurek i porozmawiać z pracodawcami w swoim regionie i szefami szkół. Ich rolą musi być koordynacja oczekiwań rynku pracy i odpowiednich kompetencji i umiejętności młodych ludzi opuszczających szkoły. Wydawanie pieniędzy, zarówno z budżetu państwa jak i tych unijnych na tzw. aktywizację zawodową to za mało. Często wygląda to na „odfajkowanie” problemu, ponieważ te szkolenia i tak w dużym stopniu nie spełniają swojej roli.