Jeszcze kilka lat temu po publikacji danych przez GUS o średniej dynamice płac analitycy powtarzali jak mantrę, że jednym z głównych czynników wzrostu płac jest inflacja. Dziś, gdy inflacja zamieniła się w deflację, płace nadal rosną zarówno w ujęciu nominalnym, jak i realnym. Dlaczego mamy do czynienia z tym zjawiskiem? Kluczowe odpowiedzi znajdują się na rynku pracy. W ubiegłym roku najwięcej ofert pracy pojawiało się w sektorze przemysłowym. Ich skala była największa od 2010 r. To właśnie w tym sektorze płaca przewyższa średnią z całej gospodarki. Na koniec 2014 r. było to 4629 zł, przy średniej 4379 zł. W większości przypadków zatrudnianie w sektorze przemysłowym wiązało się zatem z koniecznością zaoferowania płacy powyżej średniej krajowej. Podobna sytuacja miała miejsce również w innych sektorach gospodarki, na przykład w sektorze informatycznym. Innym czynnikiem sprzyjającym wzrostowi płac są napływające do Polski bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Zatrudnienie odpowiednio wykwalifikowanych specjalistów wymagało od podmiotów zagranicznych (i nie tylko) odpowiedniego dostosowywania płac do realiów rynkowych. Pozytywny wpływ na wzrost płac miały również inne kwestie, w tym wydłużanie wieku emerytalnego, czy też coraz silniejsza konkurencja na rynku przyczyniająca się do podkupowania pracowników – specjalistów w swojej dziedzinie.
Czy jest możliwe kontynuowanie, czy nawet przyspieszenie wzrostu dynamiki płac w kolejnych latach? Wiele argumentów przemawia za takim scenariuszem. Obserwowany w Polsce wzrost dynamiki płac w ujęciu nominalnym i realnym nadal nie jest w stanie zniwelować różnicy pomiędzy płacami w Polsce a takich krajach jak Niemcy czy Anglia. Średnia płaca pomiędzy rokiem 2007 a 2014 wzrosła w Polsce nominalnie o blisko 38 proc. Przy uwzględnieniu średniego kursu walutowego nominalny wzrost płacy w euro w minionych siedmiu latach nie przekroczył w Polsce 25 proc. W tym samym okresie w Niemczech średnia nominalna płaca wzrosła o prawie 17 proc. Różnica 8 pkt proc. na przestrzeni siedmiu lat to niewiele. Przypomnijmy, że średnia płaca w Polsce to nawet nie jedna trzecia płacy w Niemczech. Podobnie przedstawia się sytuacja w przypadku dynamiki płac w Polsce i Anglii. Oczywiście są to porównania bardzo uproszczone, w których nie bierzemy pod uwagę specyfiki poszczególnych branż. Różnice pomiędzy płacami, szczególnie w przypadku osób mniej wykwalifikowanych, są na tyle znaczące, że proces doganiania płac powinien być nadal jednym z kluczowych czynników wzrostu wynagrodzeń w Polsce w kolejnych latach. W krótszym okresie, w perspektywie przyszłego roku, dla dynamiki płac ważne będą decyzje rządu w sprawie odmrożenia wynagrodzeń w sektorze administracji publicznej. Może to wpłynąć na politykę płacową w innych sektorach gospodarki. W perspektywie kilku następnych lat ważna będzie dynamika procesów inwestycyjnych. Jak istotny to czynnik, mogliśmy się przekonać w 2011 r. W dłuższej perspektywie kluczowe będą zjawiska zachodzące na rynku pracy, a wynikające z procesów demograficznych. Jest bowiem pewne, że brak specjalistów w wielu dziedzinach przyczyni się do szybszej konwergencji polskich płac do średniej unijnej.
Czy wzrostem płac powinniśmy się martwić, czy cieszyć? Większość konsumentów pewnie odpowie, że to nie jest powód do zmartwienia, a obecna dynamika płac nadal nie odpowiada ich aspiracjom. Z pewnością mają oni rację. Różnice pomiędzy wynagrodzeniami w Polsce i Niemczech czy Anglii są na tyle duże, że w dalszym ciągu zachęcają do emigracji. Niestety, różnice w płacach stanowią jedną z naszych ważniejszych międzynarodowych przewag konkurencyjnych. Dobrze, że wzrostowi płac towarzyszy wzrost wydajności pracy, a same dostosowania nie następują zbyt gwałtownie. Mamy zatem trochę czasu, aby w dłuższej perspektywie konkurencyjność kosztową powoli zastępować konkurencyjnością opartą na zdolności do wprowadzania innowacyjności.