Wystarczyły dwa tygodnie lockdownu w marcu, by zarobki cudzoziemców uzyskiwane w Polsce spadły w ciągu całego I kwartału aż o 10 proc.
DGP
Wynagrodzenia wypłacone cudzoziemcom pracującym w Polsce wyniosły w I kwartale niecałe 5,6 mld zł. To o ok. 660 mln zł mniej niż w IV kwartale 2019 r. i najmniej od połowy 2018 r. – Trudno znaleźć inne wytłumaczenie niż pierwsze skutki pandemii. Zanim do niej doszło, polski rynek pracy był rozgrzany i choć tempo napływu obcokrajowców szukających zatrudnienia u nas było wolniejsze, to jednak nadal ich liczba rosła. Wybuch pandemii i zamknięcie granic musiały to zmienić – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Efekty ograniczenia ruchu granicznego i wprowadzonych obostrzeń, szczególnie dwutygodniowej kwarantanny po wjeździe do Polski, widać już było w innych danych. Według GUS liczba cudzoziemców, którzy przekroczyli polską granicę, była w I kwartale prawie o 12 proc. mniejsza niż rok wcześniej.
Łukasz Kozłowski, ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, mówi, że choćby to musiało mieć wpływ na wielkość wypłaconych wynagrodzeń: część cudzoziemców pracujących na umowach innych niż umowa o pracę (a takich jest większość) wyjechała na samym początku, gdy sytuacja była bardzo niepewna, bo nie chciała ryzykować „uziemienia” daleko od domu. – A gdy już wyjechali, to mieli problemy z powrotem, bo zamknięto granice. Nawet gdy już uzyskiwali zgody na wjazd, to potem musieli przechodzić dwutygodniową kwarantannę. To wszystko musiało mieć wpływ na ich zatrudnienie i uzyskiwane pensje – dodaje Łukasz Kozłowski.
Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że dwa tygodnie marca, kiedy polska gospodarka już odczuwała pierwsze skutki walki z COVID-19, wystarczyły, by mocno zaważyć na wyniku za cały kwartał. Grzegorz Maliszewski nazywa to dostosowanie „szybkim i znaczącym”. Ale taka jest właśnie specyfika zatrudnienia cudzoziemców: na ogół nie mają oni etatów, lecz umowy zlecenia lub o dzieło, a zmiana czy rozwiązanie takiej umowy są dużo prostsze niż w przypadku umów o pracę. Stąd taki spadek wynagrodzeń, co pokazuje, że reakcja rynku pracy w tym konkretnym segmencie była dużo silniejsza niż w części lepiej chronionej prawnie. Wystarczy zestawić to z liczbą cudzoziemców ubezpieczonych w ZUS na koniec I kwartału. Była ona o 1,64 proc. większa niż na koniec 2019 r.
– Ale dane ZUS nie pokazują całego obrazu, bo zdecydowana większość pracujących imigrantów nie jest objęta polskim systemem ubezpieczeń społecznych – uważa ekonomista FPP.
Informacje NBP – choć wskazują na duży i szybki wpływ pandemii na rynek pracy dla cudzoziemców – to dopiero zapowiedź tego, co zobaczymy w danych za II kwartał. Nie mogą być one dobre, bo inne statystyki już pokazują, że rynek ten się kurczy, spadła liczba ubezpieczonych cudzoziemców w ZUS w kwietniu i maju.
– Wygląda na to, że imigranci cały czas są na pierwszej linii walki z pandemią. Ogółem liczba ubezpieczonych spadała, z tym że w przypadku cudzoziemców spadek ten był kilkukrotnie szybszy. Co pokazuje, że redukcje zatrudnienia dotknęły ich nieproporcjonalnie mocniej – mówi Łukasz Kozłowski. Według niego teraz, w III kwartale, sytuacja powinna się stabilizować w rytm odbudowy aktywności gospodarczej po lockdownie z II kwartału. Ale szkody, jakie on wyrządził, zupełnie nie znikną.
Być może popyt na pracę nieco się odbuduje, ale struktura zatrudnienia będzie się zmieniać na korzyść form bardziej elastycznych. I dotyczyć będzie to wszystkich pracowników, nie tylko imigrantów. – Jednak w przypadku pracy cudzoziemców ta tendencja może być silniejsza. To jest jak z inwestycjami, które w większości firm zostały wstrzymane, bo przyszłość jest bardzo niepewna. Jeśli ktoś teraz będzie zatrudniał, to raczej tak, by w razie czego móc to zatrudnienie szybko zredukować, gdyby sytuacja w gospodarce znów się pogorszyła – mówi Łukasz Kozłowski. Według niego taka jest m.in. przyczyna wzrostu liczby działalności gospodarczych, które mogą być zakładane z konieczności przez osoby niemające możliwości podjęcia pracy w innej formule.
Grzegorz Maliszewski dodaje, że za wcześnie, by wieszczyć jakieś duże ograniczenie roli imigrantów na polskim rynku pracy. Owszem, patrząc globalnie, ich udział w zatrudnieniu może spaść. Ale, jak mówi ekspert, nie w każdym sektorze ich miejsce zajmą Polacy, bo praca, jaką dziś wykonują obcokrajowcy, nie jest dla nich interesująca. – Dotychczas były takie sektory, w których pracownicy z zagranicy, głównie z Ukrainy, dominowali, jak np. rolnictwo, pomoc domowa, duża część budownictwa. Nie sądzę, by w tych obszarach efekt substytucji pracownikami krajowymi wystąpił na większą skalę, przede wszystkim ze względu na poziom wynagrodzeń – ocenia ekonomista Banku Millennium.