O 100 tys. zmniejszyła się liczba becikowego, które w ubiegłym roku wypłaciły gminy, po tym jak jego uzyskanie zostało uzależnione od kryterium dochodowego. Spadek ten, nawet biorąc pod uwagę to, że w 2013 r. urodziło się mniej dzieci, jest zaskakujący. Znacznie przewyższył rządowe prognozy. Tym bardziej że kwota kryterium jest o wiele wyższa niż ta, która obowiązuje chociażby przy zasiłku rodzinnym.
Co więcej, trudno jest jednoznacznie wskazać, czy to właśnie wprowadzenie progu dochodowego było głównym powodem odnotowanej obniżki. Z pewnością wielu rodziców, przeliczając swoje dochody, uznało, że nie warto fatygować się i składać wniosku, skoro i tak nie otrzyma wsparcia. Kolejną grupą były osoby, które odstręczyła mocno zbiurokratyzowana procedura przyznawania świadczenia. Wymaga ona obecnie złożenia wielu oświadczeń i zaświadczeń o zarobkach. Dlatego rodzice świadomie rezygnowali ze składania wniosku o przyznanie becikowego. Widocznie mogli się bez niego obyć, a budżetowe wsparcie nie stanowiło aż tak niezbędnego elementu pierwszej wyprawki ich dziecka.
Warto więc zastanowić się, czy to świadczenie w ogóle jest potrzebne. Dyskusja na ten temat jest zasadna, bo becikowemu od momentu jego wprowadzenia towarzyszyły kontrowersje. Wielu ekspertów miało wątpliwości, czy takie świadczenie będące przykładem zwykłego rozdawnictwa pieniędzy ma w ogóle sens. Na pewno nie przekłada się na liczbę rodzących się dzieci, a właśnie tym argumentem posługiwali się politycy Ligi Polskich Rodzin, która forsowała przyjęcie becikowego przez Sejm jako lekarstwa na problemy demograficzne. Oczywiście w międzyczasie podjęte zostały próby modyfikacji świadczenia. Najpierw wprowadzony został wymóg wykonywania przez matkę regularnych badań w trakcie ciąży, a potem uchwalono kryterium dochodowe. To z pewnością wpłynęło na racjonalizację zasad jego przyznawania. Wciąż jednak wydaje się, że te pieniądze można by wykorzystać o wiele lepiej niż jako jednorazowy prezent związany z urodzeniem dziecka.