Najbliższe dwa lata to okres wyborczy, na którym z pewnością skorzystają pracownicy budżetówki. Można się spodziewać, że rządzący obsypią ich nagrodami i umocnią ich przywileje.
Dla wielu pracowników Kancelarii Prezesa Rady Ministrów dużym zaskoczeniem było to, że Donald Tusk spotkał się z nimi w grudniu na opłatku. Do tej pory premier nie miał takiego zwyczaju. Ale takich spotkań w tym roku będzie dużo więcej. I chodzi nie tylko o premiera, lecz także o włodarzy gmin, czy parlamentarzystów. W 2014 roku odbędą się przecież wybory do Parlamentu Europejskiego i samorządów, a w kolejnym – wybory parlamentarne. To mogą być tłuste lata w budżetówce, bo która ekipa rządzących zignorowałaby tak potężny elektorat.
Nie dziwi więc, że przedłużają się prace np. nad zmianami w Karcie nauczyciela, które mają m.in. ograniczyć możliwość korzystania z urlopów na poratowanie zdrowia. Rząd nie jest w stanie – lub po prostu nie chce – ich przeforsować. Łącznie nauczycieli jest ponad 600 tys., a jeśli do tego doliczymy ich rodzinę – ponad milion osób. To zbyt duża grupa wyborców, aby narażać się im niepopularnymi, choć uzasadnionymi zmianami.
Nie można też liczyć na skuteczną walkę z biurokracją. Premier chyba już dawno zrozumiał, że ani z nauczycielami, ani z urzędnikami wojny nie wygra. A bez nich przegra wybory.
Pozyskanie głosów z budżetówki nie będzie jednak takie proste. Samo zaniechanie niekorzystnych dla tej grupy zatrudnionych zmian może nie wystarczyć. Wzorem poprzednich lat można się więc spodziewać, że rząd w bardziej dosadny sposób doceni lojalność administracji. W końcu ma już doświadczenie w tej kwestii. Nauczyciele dostawali podwyżki nawet w okresie kryzysu ekonomicznego. Wzrosły wtedy także pensje w służbach mundurowych. Jeśli więc jeszcze nie w tym roku, to już w przyszłym urzędnicy mogą się spodziewać finansowych bonusów. Im ważniejsze wybory, tym cięższą wagę musi mieć kiełbasa, którą karmi się potencjalnych wyborców.